~☆ 13 ☆~

26 6 11
                                    

Budzę się samoistnie, z poczuciem przeżycia dobrego snu, którego zupełnie już nie pamiętam. Patrzę niewyraźnym wzrokiem najpierw w górę (pęknięcie po lewej wciąż jest na swoim miejscu), a potem na wprost.

Podnoszę się do pionu i zaciągam rękawki piżamy w dół. Przeciągam się by rozprostować kości, a kręgosłup strzela mi parokrotnie. Wracam do pozycji wyjściowej i niemal dostaję zawału widząc postać przede mną.

- Okej, nie rób tak nigdy więcej w mojej obecności, te trzaski są okropne - mówi białowłosy nastolatek wzdrygając się i chyba jest najdłuższa wypowiedź jaką skierował w moja stronę od.. początku. Patrzę na niego czekając na jakieś wyjaśnienia, gdy zauważam zieloną piłeczkę tenisową w jego ręce. - O i dostałem polecenie obudzenia cię, śniadanie zaraz się zaczyna - mówi beznamiętnym tonem, widząc gdzie mam skierowany wzrok. Podrzuca piłeczką parę razy i słyszę jak szepcze coś w stylu "szkoda, że się nie przyda" wychodząc za drzwi.

Drapię się po głowie zastanawiając się jak przegapiłem dzwonek. Wzdycham ciężko i ogarniam się szybko. Bluzę ubieram na piżamę bo ta też gryzie a na dodatek jest mi strasznie zimno. Wychodzę i kieruje się w stronę stołówki (kilka razy przy okazji wpadając w losowe szafy lub drzwi). Siadam i zupełnie tak jak wczoraj (i najprawdopodobniej tak długo jak nie uda mi się stąd szybko wyjść za dobre zachowanie) zjadam grzecznie jedzenie z tacki i wracam do pokoju.

Pocieram oczy próbując próbując przyzwyczaić się do padającego światła. Zaraz po wejściu do pokoju zauważam Pistację i zdaję sobie sprawę że nie widziałem go wcześniej (i na śniadaniu chyba też..?). Siadam na łóżku po turecku i patrzę przez odsuniętą zasłonę na jego ruchy. Pakuje kilka rzeczy do małej torby na ramię, poruszając się raczej wolno lecz sprawnie. Nie mija chwila nim zaczyna kierować się w stronę wyjścia.

- Dokąd tak spieszysz? - pytam w przypływie odwagi (spowodowanej najprawdopodobniej dalszym zaspaniem).

- Hm.. Może kiedyś się dowiesz Lalusiu - mówi z lekkim uśmiechem, odwracając się do mnie. Po czym znika za drzwiami.

- Chciałbym - mruczę do siebie.

- A! Będę za jakieś trzy/cztery godziny.. I jak coś to nic nie wiesz! - wychyla się jeszcze zza drzwi po czym znika na dobre, zostawiając mnie z małym zawałem.

Cóż.. to tak czy siak większy zakres rozmowy niż jeszcze przedwczoraj. Podnoszę się z lekkim westchnieniem i biorę jakiś podkoszulek i spodnie by po chwili przebrać się w łazience.

Gdy wychodzę czeka na mnie pielęgniarka, trochę podobna z wyglądu do tej od dzieci z wczoraj. Pyta mnie o samopoczucie i podaje dwie tabletki - jedną z witaminami, a druga uspokajająca. Kiwam głową grzecznie. Połykam tą witaminową, drugą trzymając pod językiem.

Uśmiecha się, zostawia mi dwie butelki wody i wychodzi. Gdy w końcu zamyka za sobą, wstaję i wypluwam to pudrowe ochydztwo do kosza. Nie potrzebuję żadnych środków uspokajających. Udowodnię im że nie jestem.. za cokolwiek mnie uważają. Poradzę sobie bez proszków - myślę, popijając wodę by zmyć gorzki smak z języka.

Po czym siadam na łóżku i biorę do ręki notatnik z czarną okładką i ten cholerny ołówek. Biała kartka wypada spomiędzy innych. Biorę ją do ręki i kieruje się do łazienki i lustra. Niestety nic to nie daje - potrzebuję małego lusterka.

W pewien sposób oddycham z ulgą na fakt, że jeszcze nie muszę mierzyć się z zapisaną kodem treścią. Wkładam ją między dwie ostatnie strony i wracam na początek.

Część stron jest zapisana, a gdzie nie gdzie podczas kartkowania widzę czarne przebicia długopisu. Nie patrzę co było wcześniej, lecz otwieram na pierwszej wolnej stronie, zostawiam dwie czyste odstępu i.. zaczynam pisać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 6 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

~☆ Babie lato // Inazuma Eleven AU ☆~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz