~☆ 7 ☆~

59 6 8
                                    

Nie jestem świrem.

Zdecydowanie nie. Świr to ktoś psychiczny. Nie jestem psychiczny. Nie jestem chory. A to że tu jestem to jedna wielka pomyłka.

Właśnie to próbowałem wyjaśnić pani Petit kiedy ta wyprowadziła mnie do innego pomieszczenia (wciąż biało-niebieskie, ale z kozetką i masą półek). Wyciąga moje ręce przed na blat stolika i zajmuje się ściąganiem tych plastrów z igłami.

- ..dlatego właśnie domagam się rozmowy z kimś pokroju przełożonego czy kierownika, oczywiście w żaden sposób nie chce umniejszać Pani kompetencjom. Jestem pewien że mój ojciec zaraz zajmie się wyjaśnieniem tej pomyłki, jeśli tylko zostanie o niej poinformowany - kończę mój wywód.

Gardło zaczęło mnie już boleć od używania formalnego tonu, wyuczonego do oficjalnych przemówień. Pielęgniarka uśmiecha się jednym kącikiem ust.

- Rozumiem twój punkt widzenia, niemniej mojego przełożonego - doktora Sugiyamy nie ma dziś na oddziale. Obawiam się że będziesz mógł porozmawiać z nim dopiero jutrzejszego wieczoru, a do tej pory zostaniesz w pokoju - mówi przesłodzonym tonem, grzebiąc w szafce i wyciągając przylepiec.

Niechętnie kiwam głową na znak zgody. "Kolejny dzień bez zajęć raczej nie odbije się zbyt dobrze na moim harmonogramie, ale ten jeden dzień mogę jeszcze przeżyć" - myślę. Pani pielęgniarka kończy z opatrunkiem i każe mi usiąść na wózku. Choć mówię jej że to zbędne, upiera się przy swoim i tym sposobem do pokoju dostaje się dzięki swojej "karocy".

Gdy docieram do pokoju, mój współlokator właśnie zbiera się do wyjścia. Patrzy na mnie przez kilka sekund po czym odwraca wzrok z prychnięciem. Pielęgniarka odwozi mnie do łóżka, a on właśnie zarzuca torbę na ramię.

- A ty dokąd się wybierasz Złotko? - pyta, zmieniając ustawienia w urządzeniach obok mojego łóżka.

- A jak myślisz Penny, gdzie ja tu niby mogę iść? - pyta, a w jego głosie brzmi zarówno śmiech i sarkazm. Ona tylko kiwa głową, a chwilę potem możemy usłyszeć kroki zielonowłosego.

Zastanawiam się gdzie poszedł. Gdzie tak właściwie można pójść będąc na oddziale psychiatrycznym? Dają tu jakieś przepustki czy coś? Ale przecież nie miał butów wyjściowych tylko jakieś pluszowe klapki-

- No.. Hiroto.. myślę że mogę już zabrać ten sprzęt - mówi, sprawdzając najpierw moje dane w karcie. Widzę jak krzywi się nieznacznie widząc czarny marker na karcie, ale nic z tym nie robi. Wypina urządzenia z kontaktu i żegnając się krótko, wychodzi zamykając drzwi. Zostawiła tylko kardiomonitor i stojak na kroplówki lecz pusty.

Przez chwilę siedzę na łóżku wpatrując się w drzwi. Wzdycham w końcu wyrywając się z marazmu i wstaję chwiejąc się na nogach. Idę do łazienki, wzrokiem omijając lustro. Tak, też wygląda jak prosto z Ikei. Od części z lustrem otwiera się para drzwi - jedne do klitki z ubikacją, a drugie - pod prysznic.

Jedyną rzeczą którą różniły się od zwykłych był.. brak klamek. Zupełnie nic. Zastępstwo pełniły wyprofilowane wgłębienia w materiale drzwi, za które ciągnęło się by je otworzyć. Nie dało się też ich zamknąć na klucz. Samej łazienki też nie, a jej klamka była oszlifowanym, biegnącym równolegle kawałkiem drewna.

Przygryzam wnętrze policzka i wracam na łóżko. Dopiero teraz widzę że przez cały czas miałem na sobie grubą piżamę. Moją piżamę. Co prawda nie dokładnie tą w której spałem jeszcze ostatnim razem, ale jedną z moich wyjazdowych piżam. Próbuje nie zastanawiać się nad tym zbyt długo, spychając tę myśl (razem z całą masą innych) w daleki i ciemny zakątek umysłu.

Trochę kusi mnie by zajrzeć na drugą stronę zasłony, jednak powstrzymuje się myśląc, jak niegrzeczne by to było oraz że w sumie jutro stąd wyjdę i nie będzie to już istotne.

Wreszcie kładę się pod białą pierzyną nie mając nic lepszego do zrobienia. Powieki znów mam ciężkie więc długo nie zajmuje nim zapadnę w drzemkę.

(˚₊‧✩ੈੈ✩‧₊˚)

Budzi mnie lekkie potrząsanie za ramię. Mamrocze przez sen imię kamerdynera, jak za każdym innym razem, a gdy nie odpowiada niechętnie otwieram oczy.

Pani w jasnym kombinezonie patrzy na mnie, będąc zdecydowanie zbyt blisko mojej twarzy a ja chyba właśnie doznaję zawału serca. Nie wiedziałem nawet że potrafię tak szybko spierdalać po obudzeniu..

Przez kilka sekund patrzymy na siebie z dwóch różnych stron łóżka, a potem ona zaczyna chichotać w bardzo irytujący sposób. Staram się zachować powagę, by nie wyglądać nieprofesjonalnie (w końcu nie mogą uznać mnie za świra w międzyczasie jak będę tu czekać na lekarza..) ale czuję jak drga mi powieka.

- Przyniosłam ci jedzenie Hiroto - mówi po opanowaniu chichotu.

- Nie jesteśmy głodny - odpowiadam zgodnie z prawdą, patrząc jak kładzie tackę z przenośnego wózka na szafkę nocną.

- Cóż, w takim razie mam nadzieję że w ciągu tej godziny najdzie cię ochota na jedzenie - odpowiada, kładąc jakieś zawiniątko obok tacy. - O 17:30 wrócę i pojedziemy na badania - mówi z lekkim uśmiechem i wychodzi.

Krzywię się patrząc jak zamyka drzwi. Biorę jednak tackę i zawiniątko, które okazuje się być (plastikowym i oszlifowanym) widelcem oraz łyżką zawiniętymi w serwetkę. Jedzenie nie wygląda nawet szczególnie źle, po prostu bardzo szpitalnie.

Dziubdziam trochę w ryżu, nie tykając dziwnego sosu tuż obok i zjadam połowę jabłkowego musu. Reszty nie mam zamiaru ruszać, więc szukam miejsca do ukrycia tego.

Najpierw podchodzę do okna (oczywiście z zamkniętymi oczami, nie chcę naruszać prywatności zielonowłosego chłopaka zza zasłonki) ale okazuje się zarówno okratowane od zewnątrz jak i otwierane tylko od góry. I wtedy wpadam na genialny pomysł kosza na śmieci! Rzeczy bardziej płynne spuszczam w toalecie, a resztę wrzucam do kosza w łazience przykrywając to warstwą papieru.

Myję ręce zadowolony z siebie i wracam do pokoju, tacę odstawiając na szafkę. Przez chwilę patrzę na mokre od wody rękawki piżamy a potem na wszystko wokół byle tylko nie na nie.

I wtedy ponownie doznaję olśnienia - telefon!

W końcu mój telefon powinien gdzieś tu być... Sprawdzam wszystkie szafki (okazują się całkiem puste), potem przeszukuje łóżko a na koniec patrzę także na kieszenie ze złudną nadzieją. Jednak telefonu nie znajduje. Trochę szkoda ale dwa dni bez tego przeżyje - myślę.

Siadam na łóżku i gapię się w ścianę tak długo, aż nie odpłynę myślami całkowicie poza granice rzeczywistości. Tak znajduje mnie pielęgniarka. Chwali mnie za zjedzenie wszystkiego a ja czuję jak gorzkie poczucie winy rozlewa się na dnie mojego żołądka.

Daje mi trzy tabletki i kubek z wodą. Patrzę na nie sceptycznie ale grzecznie przyjmuje lekarstwo. Wychodzi a ja czuję jak fala zmęczenia ścina mnie z nóg. Oczy stają się znacznie cięższe niż jeszcze trzy minuty temu. Myślę że to może być wina tych prochów (obstawiam jasnofioletową tabletkę, wyglądała podejrzanie).

Przez chwilę toczę nierówną walkę z melatoniną, lecz ostatecznie przegrywam ten pojedynek. Kładę się wygodnie; zanim całkowicie odpłynę w objęcia Morfeusza słyszę tylko ciche prychnięcie. Potem jest tylko nienaturalnie pusta ciemność snu.

________________________________________
──────────── ⋆⋅☆⋅⋆ ───────────
Dłuższy rozdział ✨✨✨
Sprawdzę go jeszcze jutro bo teraz to ja spać chcę (oglądamy Inazumę z przyjaciółmi od początku i tak po 3 godziny od kilku dni..)

Byye, dbajcie o siebie Morelki 🤎

~☆ Babie lato // Inazuma Eleven AU ☆~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz