~☆ 12 ☆~

41 6 12
                                    

Zegar na środku korytarza pokazuje dopiero na godzinę za dziesięć pierwszą. Wzdycham ciężko i wracam do pokoju 143. Gdy otwieram drzwi parę głosów nagle cichnie i trzy pary oczu zerkają na mnie.

Mrużę oczy i szybko wracam na swoje łóżko. Osoby po drugiej stronie pokoju kontynuują rozmowy przyciszonymi głosami. Kładę się na brzuchu, chowając twarz w ramionach. Skupiam się na oddechu próbując odciąć myśli od wszystkiego zamiast tego odtwarzając w kółko tekst mojej ulubionej piosenki.

Uspokajam się trochę. Mając twarz na tym poziomie widzę opatrunki na przegubach aż nazbyt wyraźnie. Odcinają się białym kolorem od szarej, niewygodnej bluzy. Zamykam oczy ponownie; czując przemożną chęć ściągnięcia bandaży i...

Cóż nie wiem jeszcze co dalej. Naciągam rękawki wracając wgłąb myśli. Wyrywa mnie z nich jednak głośne "TY MAŁY KURWIKLESZCZU*, ZBIŁEŚ MI PIONKA!".

Podnoszę głowę zaskoczony wyrafinowaniem obelgi, a łóżko skrzypi lekko pode mną. Zza zasłony dobiega śmiech - jest jak dzwoneczki, drugi cichszy ale także miły. Po czym krótka szamotanina i sprężyny skrzypią także po tamtej stronie.

Zasłona odsuwa się gwałtownie a ciemne oczy przyłapują mnie na patrzeniu.

- Zbieraj się Lalusiu, czas na obiad - mówi energicznie, zasuwa zasłonę i idzie z pozostałą dwójką do drzwi. Patrzy na mnie a ja niechętnie zakładam szpitalne kapcie i idę za nimi.

Słuchając ich rozmowy przechodzę w autopilota. Siadam tam gdzie rano i jem coś, myślami będąc bardzo daleko od tego gdzie znajduje się fizycznie. Wszystko wokół się zamazuje a dźwięk przechodzi w szum. Kończę porcje zostawiając niezidentyfikowane coś, smakujące ochydnie. Odnoszę tackę do okienka i wracam na korytarz patrząc tylko na tyle by nie wpaść w drzwi. Idę dalej mijając się tylko o dwa pokoje i chcę położyć się ponownie do łóżka, dopóki nie zauważam małego pakunku leżącego na nim.

Drżącymi dłońmi zaczynam rozrywać papier, dobrze znając ten sposób pakowania. Ze środka wysypują się tylko trzy rzeczy. Dobrze znany mi notatnik z czarną okładką, mała karteczka i.. coś co wygląda na ołówek i ołówkiem okazuje się być. Jednak ma on postać szarego, tępo zakończonego stożka z gumką po drugiej stronie. Dokładnie taki jaki dostają dzieci z grup przedszkolnych, skonstruowane tak by nie mogły zrobić sobie wzajemnie krzywdy.

Zbiera we mnie złość i czuję jak jej gorzka fala podchodzi mi do gardła. Czuję jak oczy zachodzą mi warstwą łez. Niewypowiedziane słowa wydają się otaczać mnie, głośne lecz słyszalne tylko dla mnie. Ciągnę za włosy próbując wrócić do rzeczywistości ale robi mi się tylko bardziej niedobrze.

Wstaję do łazienki a chwilę wcześniej zjedzony obiad ląduje w toalecie. Poczucie winy zalewa mnie zaraz po tym. Jeśli ktokolwiek się dowie, zdecydowanie wyślą mnie do kogoś pokroju doktora Świrka lub gorzej. "To zdecydowanie nie przyspieszy wypuszczania mnie z tego wariatkowa" - przemyka mi przez myśli i właśnie to ocuca mnie najbardziej.

Szybko sprzątam, po czym myje twarz zimną wodą dwa razy i wracam do pokoju. Ścielę łóżko i chowam notes i.. resztę paczki do szafki; zostawiając karteczkę na później. Zanim mój - wciąż bezimienny - współlokator wróci, udaje mi się jeszcze wrócić na korytarz po książkę z odrobinę ciekawszym opisem od reszty z szafki pełnej kolorowo oprawionych tomów, każdego z innego gatunku.

Tym sposobem gdy drzwi się otwierają, wzrok mogę mieć w tekście. Czytam i czytam, a akcja jest na tyle nużąca, że w pewnym momencie przed oczami zapada mi ciemność.

Tym razem zamiast piłeczki budzi mnie potrząsanie za ramię. Młoda pielęgniarka, której wcześniej nie widziałem pochyla się nade mną. Każe iść za sobą, a ja włókę się za nią grzecznie.

Siadam na kozetce i rozbieram się, a ona przygotowuje jakieś rzeczy. Po czym podchodzi bliżej z gazikiem.

- Jak masz na imię dzielny pacjencie? - pyta a mi robi się dziwnie od aż nadmiernie miłego głosu.

- Hiroto - odpowiadam, prostując się.

- Świetnie Hiroto, założymy stazę i potem przetrę ci skórę środkiem dezynfekującym, okej? - kiwam głową, a ona kontynuuje swoją pracę. Cały czas postępuje ze mną jak z jakimś trzyletnim dzieckiem. - Super, zaraz będzie kujka w rękę ale bardzo króciutka i-

- Przepraszam, ale może Pani mówić normalnym tonem? To nie moje pierwsze spotkanie z igłą - mówię grzecznie. Nie wspominam nawet o hmm.. bandażach, które cały czas sprawnie omijała wzrokiem.

- Cóż, oczywiście.. Na codzień zajmuję się znacznie młodszymi pacjentami - mówi. Po czym kończy pracę szybko. Pobiera mi parę mililitrów krwi, nakleja plaster w Żółwie ninja i odwraca się tyłem do mnie. Przygotowuje próbkę, każąc mi ponownie założyć bluzę. - Czy mogę spytać co sprawiło że poprosiłeś mnie o zmianę zachowania? - pyta jeszcze. - Mam po tobie jeszcze parę osób i chcę wiedzieć czego unikać - dodaje szybko.

- Och... Nie wiem, dla mnie było to po prostu irytujące. Jest pani zbyt miła.. to nienaturalne - wzruszam ramionami. Kiwa głową zaskoczona i pozwala mi wracać do siebie. Chwilę plączę się po korytarzu ale wracam widząc karcące spojrzenie innej pielęgniarki. Cholernie dużo ich tu.

Gdy wchodzę, moich oczom ukazuje się siedzący nad zeszytami Pistacja. Z szafki sączy się ciepłe światło a zasłona jest odsunięta. Podnosi wzrok na mnie.

- Rzucała mi cień na zeszyty, ale możemy zasunąć jeśli ci przeszkadza - mówi, podążając za moim spojrzeniem.

- Eee.. nie, nie trzeba - mówię i zbieram szybko rzeczy do łazienki. Tam rozbieram się szybko, próbując przemknąć do kabiny bez spoglądania w lustro. Nie udaje się, a ja czuję gorycz podchodzącą mi do gardła na widok własnego ciała.

Z uczuciam obrzydzenia myje się tak szybko jak tylko możliwe. Wycieram się potem szorstkim ręcznikiem i przebieram. Przed wyjściem rzucam sobie jeszcze jedno zdegustowane spojrzenie w lustrze i popycham szybko drzwi.

Pistacją podskakuje lekko ze swojego miejsca ale nie odwraca się do mnie. Odkładam swoje rzeczy i kładę się na pościeli, otwierając przed sobą książkę. Wzdrygam się lekko, ale próbuje skupić się na tekście.

Mija mniej więcej piętnaście minut (i trzy bardzo nużące strony) kiedy z mojej prawej strony słyszę głos współlokatora.

- Wcale nie jest taka ciekawa jak się wydaje - mówi cicho, patrząc na książkę.

- Strasznie mi się ciągnie - odpowiadam, wzdychając.

- Chcesz spojler? - pyta, a ja patrzę na niego i kiwam głową. - Kończy się dokładnie tak jak myślisz. Wybiera tego bruneta, a przyjaciel wyjeżdża gdzieś tam daleko.

- ...boże nuda! Poza tym to przyjaciel był hot a nie jakiś... Jak on miał na imię w ogóle? - mówię oburzony szukając imienia postaci. Pistacja chichocze krótko, zakrywając usta i przyznaje mi rację.

- Mogę Ci pokazać jutro jakieś lepsze książki, jak przypomnisz - mówi a jego oczy błyszczą światłem lampki. Wyglądają jak gorzka czekolada i mam ochotę utonąć w nich... Kiwam głową bardzo chętnie. Chcę jeszcze coś dodać, może w końcu zapytać go o imię, ale w ciągu sekundy gasi szybko lampkę i jednym ruchem zaciąga zasłonkę. Sprężyny skrzypią i jego głową na chwilę wysuwa się zza przedziału. - Ktoś zaraz tu przyjdzie, udawaj że śpisz... dobranoc - mówi szybko i wraca na swoją pozycję.

Ja też bardzo szybko wyglądam jakbym spał. Rzucam jeszcze ciche "dobranoc" zza zasłonę i staram się usłyszeć kto choć i w jakiej kolejności pokojów; jednak usypiam w trakcie.

________________________________________
──────────── ⋆⋅☆⋅⋆ ───────────
*To cudowne określenie pochodzi z książki "PeachTea"
https://www.wattpad.com/story/295193278?utm_source=android&utm_medium=link&utm_content=story_info&wp_page=story_details_button&wp_

(Kocham samą książkę jak i określenie kurwikleszczu)

I to chyba wszystkoo. Ubierajcie się ciepło i dbajcie o siebie 🫶🫶🫶
Dobranooc

~☆ Babie lato // Inazuma Eleven AU ☆~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz