PRZEKROCZONE GRANICE

342 19 3
                                    

Siedziałam na kanapie trzymając kubek ciepłej herbaty w dłoni. W tle leciał jakiś film który puściłam jakiś czas temu. 

-Może pojadę do sklepu po tabletki?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Charlie'go, pokiwałam jedynie głową- Wrócę nie długo, nie otwieraj nikomu drzwi dobrze?

Skinęłam jedynie i już po chwili zostałam sama w mieszkaniu. Odłożyłam kubek ze stukotem na szklany stolik. Opatuliłam się ciaśniej kocem i chwyciłam termofor który wcześniej przyniósł Charlie.

Miałam nadzieje, że tabletki coś dadzą, zazdrościłam każdej osobie która ma bezbolesny okres. Ja niestety nie mam tego szczęścia i ból towarzyszy mi od świtu do zmierzchu. Z jękiem przewróciłam się na drugi bok i zwinęłam się w kulkę przymykając oczy.

Nie mogąc wytrzymać ponownie przewróciłam się na drugi bok, sięgnęłam po telefon wzdychając z niezadowoleniem. Ledwo dziesięć minut od jego wyjścia minęło, dziesięć minut które trwają wieki.

Wstałam kierując się do pokoju a następnie do garderoby skąd wzięłam bluzę Charlie'go. I już miałam ponownie zamienić się w kokon i założyć obranie jednak głośne walenie w drzwi mi w tym przeszkodziło.  Gwałtownie spojrzałam na drzwi z przerażeniem, chciałam podejść i zobaczyć przez wizjer kto to ale tak ktoś się dobijał, że zanim bym zobaczyła kogo tu niesie oberwałabym drzwiami. I tutaj miałam rację. Głośny huk rozniósł się po mieszkaniu, zasłoniłam oczy dłońmi z piskiem. Wyjrzałam zza dłoni, moim oczom rzucił się mężczyzna w garniturze oraz z słuchawką w uchu który jak mnie zobaczył ruszył w moją stronę. Cofnęłam się o kilka kroków natrafiając na brzeg kanapy. Szybkim krokiem znalazł się obok mnie i szarpnął za nadgarstek. Próbowałam się szarpać jednak wzmocnił nacisk co spotkało się z moim piskiem, zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia a ja nie miałam pojęcia co robić.

-Puszczaj mnie!- krzyknęłam odpychając go jedną ręką którą udało mi się uwolnić

-Możesz się przestać kurwa szarpać?- warknął już wkurwiony

Próbowałam go ponownie odepchnąć odsuwając nadgarstek do tyłu jednak ten pociągał mnie zaś do przodu. Szarpałam się z nim przez chwilę gdy popchnął mnie na ziemię. Moim szczęściem zahaczyłam ręką o szklany kant stołu tworząc na niej kreskę z której po chwili zaczęła wypływać krew.

-Co jest kurwa?!- rozległ się wrzask, popatrzyłam na Charlie'go który właśnie prawym sierpowym przewrócił obcego na ziemię.

-Charlie!

Nie słyszał mnie, okładał mężczyznę pięściami gdy ten nagle wymierzył cios prosto w nos mojego chłopaka. Miałam pieprzone déjà vu, myślałam, że czas w którym stałam jak sparaliżowana i próbowałam odciągnąć mojego chłopaka od bójki już minął. Najwyraźniej nie.

-Charlie, proszę zostaw go!- krzyknęłam ponownie licząc, że tym razem coś to da

Odsunął się od niego zaciskając dłonie ubrudzone krwią w pięści, obcy mężczyzna podniósł się i również zacisnął dłonie w pięści patrząc z mordem w oczach na Charlie'go.

-Możesz powiedzieć jakim kurwa prawem w ogóle dotknąłeś ją?!- warknął Charlie rzucając mi przelotne spojrzenie

-Dostałem takie polecenie, miałem zabrać stąd pannę Monet.

-Pannę Monet?- zapytałam niedowierzając jego słowom- Od kogo dostałeś to polecenie? I skąd znasz moje nazwisko?

-Według polecenia pana Moneta miałem przyjechać i zabrać z powrotem panią do Pensylwanii.

Czułam narastającą mnie złość, spojrzałam jedynie na Charlie'go i odetchnęłam próbując uspokoić emocje.

-Charlie pomóż mi spakować rzeczy, wracamy.- chłopak już otwierał usta żeby coś powiedzieć jednak widząc moją złość zamknął je z powrotem.

Popatrzyłam na mężczyznę który spoglądał na mnie jakby czekając na dalsze polecenia.

-Mam przekazać panu Monetowi, że pani wraca?

-Możesz przekazać mu, że panna Monet wraca i zaleca jak najszybszą ucieczkę.

***

Brama rezydencji się otworzyła, z zaciśniętymi pięściami i z Charlie'm podążającym za mną ruszyłam do środka. Szarpnęłam za klamkę wchodząc do środka, cała piątka stała w salonie. Cudownie.

-Hailie!- krzyknął Will rzucając się w moją stronę

Zrobiłam krok do tyłu odsuwając się od niego.

-Malutka...

-Co tym razem?- zapytałam z słyszalnym wyrzutem- Co tym razem mi powiecie? " To dla twojego dobra"?- spojrzałam na Vince'a- "Moim priorytetem jest zapewnić ci bezpieczeństwo"? Czy może klasyk: "przepraszam"?

Cisza. Pierdolona cisza. Żaden z nich nie odezwie się choćby słowem. Prychnęłam pogardliwie obracając się w stronę schodów.

-Hailie my...

-No co?! Co wy?! Znowu żałosne wytłumaczenia?!- krzyknęłam tracąc kontrolę- Co chcieliście osiągnąć okłamując mnie po raz kolejny i zabierając mnie od osoby którą kocham?

Próbowałam uspokoić oddech, patrząc na nich nie z wściekłością, chęcią mordu tylko z żalem. Odetchnęłam wskazując na mojego chłopaka.

-Charlie mnie uratował, walczył ze swoją rodziną aby mnie ochronić. Gdyby nie on, mogłam się już tam wykrwawić. Nie dzięki wam, dzięki jemu. I dalej myślicie tak samo?- stali w ciszy, nie mam pojęcia czy dotarły do nich moje słowa czy nie. Teraz nie miało dla mnie to znaczenia. 

Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do pokoju, wyjęłam z garderoby walizkę do której zaczęłam pakować najważniejsze rzeczy. Wzięłam dwie walizki i zbiegłam na dół od razu kierując się do wyjścia. Charlie przechwycił walizki i wpakował je do bagażnika.

-Hailie gdzie idziesz?!- krzyknął Dylan za mną, bez złości z inną nie widzianą przeze mnie wcześniej emocją

-Malutka porozmawiajmy proszę...

-Wiecie? Nawet bym wam wybaczyła to jak bardzo mnie skrzywdziliście.- w oczach braci błysnęła iskierka nadziei gdy dodałam- Ale nie wybaczę wam tego co zrobiliście Charlie'mu. I nie wybaczę wam póki on tego nie zrobi. A to już nie zależy od was...

Przekroczyli pewne granice, i nie są wstanie cofnąć tego. Nie mogą już nic zrobić... 

Czy będzie tak jak kiedyś?Where stories live. Discover now