24. Delikatny zawał

157 8 5
                                    

*Perspektywa Tony'ego*

Dochodziła druga w nocy, a my ciągle czekaliśmy. Hailie przytuliła się do Shane'a i zasypiała. Dylan patrzył się w ścianę, tak samo jak ja.

Powinniśmy ze sobą porozmawiać, ale każdemu z nas zabrakło słów. W końcu ja postanowiłem coś powiedzieć:

- Bo tak w ogóle... Jak byliśmy jeszcze w rezydencji i Will już...leżał, to rozmawiałem z Vincentem...

Dylan i Shane spojrzeli na mnie. Chyba wiedzieli, co mam na myśli, też to widzieli.

- Co się stało? - zapytała Hailie.

Przez chwilę się wahałem. Siostra nie spała. Czy powinna o tym słyszeć? Nie wiem. 

- No, bo to Vince strzelił do Willa - powiedziałem.

Hailie podniosła się do pozycji siedzącej i wpatrywała się we mnie wielkimi oczami.

- To dlatego Vincent jest w szpitalu. Przeszedł duży szok. Oby z nim i Willem było wszystko dobrze... - powiedziałem.

- Ale jak to Vince strzelił do Willa?! - zapytała Hailie.

- Vincent chyba nie ogarnął naszego planu i chciał zrobić po swojemu. Albo jakimś cudem ruszyła mu się ręka - wytłumaczył Dylan.

- Ale oni z tego wyjdą?

- Spokojnie, dziewczynko, wszystko będzie dobrze.

Znów siedzieliśmy w ciszy. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić.

- Chcecie coś do picia albo jedzenia? Ja i Tony możemy skoczyć do automatu z przekąskami - zaproponował Shane.

- Dobra, to idźcie każdemu kupić coś do picia i do jedzenia - powiedział Dylan.

Razem z bliźniakiem ruszyliśmy w stronę automatu.

- Jak się czujesz? - zapytałem.

- W miarę okej. Dobrze, że Hailie nic się nie stało w czasie tego porwania - odpowiedział.

- Dziwny był ten gość. Żeby jeszcze porywać ją z jej domu...

- W ogóle nie myślał. Ciekawe co zrobi mu za to Vince.

- O ile obaj z tego wyjdą...

- No ten Harry ma dość małe szanse na przeżycie. Ale Vincent wyjdzie. Musi...

Doszliśmy w końcu do naszego miejsca docelowego. Wzięliśmy trzy kawy i jedną herbatę. Dodatkowo Shane wziął paluszki, batony, wodę...udało mu się nawet znaleźć bułki.

Wróciliśmy do rodzeństwa i daliśmy im jedzenie. Dylan i Shane od razu zaczęli jeść. Ja nie byłem głodny, więc tylko wypiłem kawę. Hailie coś tam skubnęła, ale cały czas bardzo martwiła się o Willa.

Około trzeciej w nocy nareszcie wyszła do nas pielęgniarka.

- Dzień dobry. Jeśli chodzi o Williama Moneta, to został on trafiony w brzuch. Stracił bardzo dużo krwi. Wykonaliśmy już operacje, w czasie której wyjęliśmy nabój. Pacjent ma również uszkodzony żołądek. Kiedy się wybudzi będzie miał problem z przyjmowaniem pokarmu. Jego stan jest dość ciężki, mimo wszystko na obecną chwilę nic nie zagraża jego życiu. Obecnie pozostaje w śpiączce - powiedziała.

Wszyscy zaniemówiliśmy. Skoro jak ja zostałem trafiony w rękę, byłem w śpiączce przez dwa dni, to ile czasu spędzi w niej Will? Dwa miesiące?

- A co z Vincentem? - zapytał Dylan.

- Vincent Monet przeszedł delikatny zawał. Mimo wszystko jego stan jest stabilny. Jeśli chcecie się z nim spotkać, to zapraszam - powiedziała pielegniarka.

Wszyscy podążaliśmy za nią. W końcu weszliśmy do jednej z sal. To co tam zobaczyliśmy to nie był codzienny widok.

Vince leżał na łóżku, przykryty kołdrą. Obok niego znajdowały się monitory podobne do tych, do których nie tak dawno byłem podłączony ja.

Wszyscy do niego podeszliśmy. Nie spał. Spojrzał na każdego z nas pokolei. Pomimo tego w jakim był stanie jego oczy i tak pozostawały chłodne, a włosy idealnie zaczesane do tyłu.

Pielęgniarka wyszła i zostawiła nas samych.

- Jak się czujesz? - zapytał Dylan.

Vince skinął na to głową.

- Z Willem jest...w porządku. I to nie twoja wina - powiedział Shane.

- Wszyscy wiemy, że to moja wina. Jeśli Will się nie obudzi to sobie tego nie wybaczę - oznajmił Vince grobowym tonem.

- To był zwykły wypadek. Każdemu mogło się to zdarzyć... - powiedziałem.

- Ale ja nie jestem każdy. Nie umiałem zapanować nad bronią, przez co zrobiłem krzywdę bratu. Zatrudniłem ochroniarza dla naszej siostry, lecz ten okazał się porywaczem. To wszystko mogło skończyć się jeszcze gorzej. - mówił Vincent.

- Człowieku, ty przeszedłeś zawał! Myśl o sobie, a nie o wszystkim innym! - krzyknął Dylan.

- Ale żyje i wszystko jest ze mną w porządku. Natomiast z Willem jest źle. Żeby on się tylko wybudził...

- Vince! Ty też leżysz w szpitalu! - powiedziałem.

Nie mogłem już słuchać jego paplaniny.

- Teraz macie wrócić do domu i się wyspać. Hailie ma coś zjeść, a wy tego dopilnujecie. Rano wyjdę już ze szpitala i zajmę się wszystkim innym - powiedział Vincent.

- Rano to ty grzecznie zostaniesz na badania i koniec - oznajmił Shane.

Następnie wszyscy wyszliśmy ze szpitala i pojechaliśmy do rezydencji.

Kiedy zjedliśmy wyszedłem przed dom, by zapalić. Shane poszedł tam ze mną.

- Głupia sprawa z tymi braćmi - powiedział.

- No... - westchnąłem.

- W szpitalu powinniśmy mieć kartę stałego klienta - zażartował.

Zaśmiałem się cicho.

- Coś w tym jest. Ostatnio strasznie często ktoś z naszej rodziny tam trafia.

- Żebyś ty przez te fajki tam nie trafił.

- Nie przesadzaj - powiedziałem, wywracając oczami. - Chcesz jedną?

Shane spojrzał na mnie. Sam chwilę temu sugerował mi bym przestał palić, ale wziął ode mnie papierosa i zapalniczkę. Bardzo rzadko to robił. Teraz chyba też nie miał już siły.

Staliśmy tak i jakimś cudem razem wypaliliśmy całą paczkę fajek. Pożegnaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi.

Położyłem się na łóżku, ale nie mogłem zasnąć. Nie ma się czemu dziwić.

W końcu wcześniejsza część nocy nie była spokojna.

Miłego dnia/nocy <33

Rodzina Monet Bliźniacy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz