*Perspektywa Shane'a*
Pięć dni. Tyle nie rozmawiałem z moim bliźniakiem. Od czasu naszej kłótni dosłownie się unikaliśmy. Bardzo mnie to bolało. Powód naszej sprzeczki był tak błahy. Na urodzinach Hailie zachowaliśmy się jak małe dzieci.
Na dodatek bardzo martwiłem się o Tony'ego. Miałem wrażenie, że w ostatnim czasie bardzo mało je. Dodatkowo cały czas wyglądał na zmęczonego i takiego...bez życia.
Postanowiłem, że nareszcie przyszedł czas z nim porozmawiać. Wyszedłem z mojej sypialni i udałem się pod drzwi pokoju bliźniaka. Byłem zestresowany. W końcu to on na początku wyciągnął do mnie dłoń w celu pogodzenia się, a ja go olałem.
Co jeśli nie będzie chciał rozmawiać?
W końcu zebrałem się w sobie i najdelikatniej, jak potrafiłem, zapukałem w drzwi. Nie usłyszałem odpowiedzi, dlatego po prostu wszedłem do środka.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nikogo w nim nie było. Podszedłem do regału i ujrzałem sześć stojących na nim kamieni.
Vincent, Will, Dylan, Hailie, Shane...?
Nie rozumiałem, o co chodzi.
Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem sylwetkę stojącego na balkonie mężczyzny.
No tak, gdzie indziej mógł być mój bliźniak...
Nie byłem pewien, czy powinienem do niego podejść, ale w końcu po to tu przyszedłem.
Chciałem z nim porozmawiać.
Podszedłem do okana i wyszedłem na zewnątrz.
Zacząłem wpatrywać się w rozpościerający się przed nami widok. Ten las, te drzewa... były one bardzo uspokajające oraz takie... piękne.
Stanąłem jeszcze bliżej. Oparłem ręce na barierce.- Hej - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Tony dopiero teraz mnie zobaczył. Obrócił głowę w moją stronę. W ręce trzymał fajkę i wbijał we mnie intensywne spojrzenie.
- Możemy pogadać? - zapytałem.
- No - mruknął.
- Słuchaj, przepraszam cię za tę akcję na urodzinach. Nie wiem, dlaczego wyrzuciłem ci te głupie kluczyki. Poniosło mnie...
- Nie masz za co przepraszać - powiedział nagle. - Od samego początku jestem zły na siebie, nie na ciebie. Nie wiem, co mi walnęło do głowy.
Obaj zamilkliśmy. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nasza rozmowa nie była tak miła i swobodna jak zawsze.
- Sorry, Shane. Na prawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. No to co, zgoda? - zapytał Tony gasząc wypalonego już papierosa i skupiając całą swoją uwagę na mnie.
- Zgoda. I nie pal tylu fajek - powiedziałem, uśmiechając się.
- No nie wiem, jak mam ich nie palić, skoro tak wiele muszę się stresować - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech.
Następnie delikatnie się objęliśmy. Byłem bardzo szczęśliwy z faktu, że jesteśmy pogodzeni. Było to tak łatwe, a jednak tak długo z tym zwlekaliśmy.
Weszliśmy do domu i spędziliśmy razem trochę czasu.- A o co ci chodziło z tymi kamieniami? - zapytałem.
- Nie wiem. Z resztą, weź w ogóle nie pytaj - powiedział, chowając twarz w dłoniach.
- Kamienna rodzinka? Kreatywnie...
- Widzisz jaki jestem kreatywny. Ty z pewnością nie wpadłbyś na pomysł nazywania kamieni...
- No nie - przyznałem, po czym zaczęliśmy się śmiać.
Nasze rozmowy były głupie i piękne jednocześnie.
Głupie, bo rozmawialiśmy o głupich rzeczach.
Piękne, ponieważ w ogóle rozmawialiśmy.
Udało mi się również nareszcie rozweselić Tony'ego. W ostatnim czasie wyglądał okropnie, więc ucieszyło mnie to, że najwidoczniej czuje się lepiej.
Dopiero wieczorem wróciłem do swojego pokoju. Wziąłem prysznic, po którym położyłem się na łóżku. Patrzyłem w sufit i uśmiechałem się. Nareszcie opuściły mnie wyrzuty sumienia i mogłem spokojnie iść spać, co stało się bardzo szybko.
Niezmiernie cieszyło mnie to, że pogodziłem się z Tonym.
---------------------------
Bardzo przepraszam Was za moją długą nieobecność. We wakacje zrobiłam sobie małą przerwę od pisania, natomiast we wrześniu miałam masę nauki. Teraz postaram się częściej publikować rozdziały, ale nie jestem pewna, czy mi się to uda.
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam i dziękuję za cierpliwość.
Miłego dnia/nocy <3333333
CZYTASZ
Rodzina Monet Bliźniacy
Teen FictionJest to moja wersja książki "Rodzina Monet" autorstwa Weroniki Anny Marczak. Moja wersja tej książki skupia się głównie na losach Shane'a i Tony'ego. Może zawierać spojlery do oryginalnych książek RM! ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Moją przygo...