Rozdział I - Ogarnij się

13 4 8
                                    

Kolejny nudny i szary poranek.
Ostatnio coraz bardziej, dobija mnie fakt, że jeszcze tu jestem.
Najchętniej uciekł, bym, stąd, uciekł, bym raz na zawsze i nie wracał.
Coś mnie jednak tu trzyma, sam w sumie nie wiem co, jakoś tak po prostu tkwię pomiędzy tymi czterema ścianami.

Moje rozmyślania, przerwał dzwonek do drzwi.
Zdziwiłem się tylko, gdy usłyszałem jego dźwięk. Zazwyczaj nie miewam gości, może jest to spowodowane faktem, że nie jestem zbyt gościnny, a może tym, że po prostu nie ma kto mnie odwiedzać?
Wszystko możliwe, wstałem więc ze skrzypiącego łóżka, po czym powolnym krokiem, podszedłem do drzwi i je otworzyłem.
Moim oczom, ukazał się on, ten skończony idiota, mój brat.
Pierwsze co powiedział, to :

- Jezu, Charles, jak ty wyglądasz?!- Powiedział zszokowany. - Wyglądasz okropnie! - Wyrzucił mi.

A ja? Ja nie, miałem zamiaru słuchać tych wszystkich pytań, zapytałem więc prosto z mostu:

- Co chcesz? - Pewnie powiedziałem.

- Charles, to musi się skończyć! - Wykrzyczał.

- Ale co skończyć? - Zapytałem, wiedząc o co mu chodzi.

- Ty wiesz co! - Powiedział, jeszcze głośniej.

- No, nie wiem. Może rozjaśnisz mi?
- Przeszedłem do kuchni, a George za mną.

Wziąłem z szafki szklankę, a do niej z pełnym spokojem, nalałem wody.
Wziąłem łyk, po czym zapytałem:

- No słucham?

- Charles, ja nie mogę patrzeć, na to jak marnujesz się na moich oczach. - Posmutniał.

- No i co? - Zapytałem z, pełnym znudzeniem.

- Charles, powinieneś sięgnąć po pomoc.

- Nie dziękuję...- Powiedziałem lekko wzburzony.

- Charles, jesteś już zbyt długo w tym stanie, już tyle czasu minęło, życie się toczy dalej. Musisz stanąć na nogi i żyć dalej! - Powiedział idiota.

- W niczym nie jestem za długo!
Nie wiesz, co przeżywam, nie masz żadnego pojęcia! A pomocy, to ty potrzebujesz! - Powiedziałem wściekły.

- Ja chcę ci tylko pomóc, czemu ty nie chcesz sobie? - Powiedział smutnie.

- George, proszę cię wyjdź. - Delikatnie powiedziałem.

- Charles, proszę...- Błagalnie powiedział.

- Ja cię proszę, wyjdź stąd. - Moja cierpliwość, powoli dobiegała końca.

Mój brat chyba, widział już, że nie mamy o czym rozmawiać, bo kierował się właśnie w stronę drzwi.
Odprowadziłem go, a ten na koniec powiedział:

- Wiesz, gdzie mnie szukać, w razie czego. - Smutnie, ale jednocześnie oschle powiedział.

Przewróciłem, tylko oczami, po czym ten wyszedł.
Tylko go mi tu brakowało, udaje zmartwionego po fakcie.
Gdy go potrzebowałem, to się wyparł na mnie, a teraz to może się gonić.
Ja żadnej pomocy, nie potrzebuje.
Na pewno nie od niego!

Poszedłem się położyć, strasznie mnie głowa bolała po tym „miłym, rodzinnym" spotkaniu.
I tak właśnie, spędziłem resztę dnia.
Leżąc w łóżku, z głową skierowaną ku białemu popękanemu sufitowi.

Rainy Day'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz