Rozdział √81 - Pierwiastki rządzą!

161 16 28
                                    

Naprawdę lubię pierwiastki. Są bardzo ładne i można z nich stworzyć bardzo ładne rzeczy, na przykład znane 128√e980.

Tak na prawdę w codziennym życiu pierwiastki bardzo rzadko się przydają. Ale i tak trzeba je umieć.

Wiecie co mnie zawsze dziwiło?

Że jak jest matura czy egzamin ósmoklasostów to na przykład z polskiego trzeba umieć cały zakres materiału z wcześniejszych lat, a na matematyce jest materiał tylko z tego najbliższego roku. Czemu nie możemy zdawać dodawania w słupku? To przecież bardziej potrzebna wiedza niż pierwiastki! Dlatego w waszym świecie chcę złożyć petycje do ministerstwa nauki o to żeby na teście z matmy były też rzeczy z pierwszej i drugiej klasy podstawówki! Kto jest że mną?!

Ale tak szczerze to matma on top. Wiecie rozszerzałem na ją na studiach.

A wiecie co mnie zasmiciło? Że ja jeszcze nie skączyłem pisać swojej opowieści, a Cudak już rozpisuje po nocach w swoim dzienniku akcje następnej książki.

Eh, nie ważne.

Po sobotnich wydarzeniach, a szczególnie po porwaniu Węgra i odkryciu nietypowych właściwości bransoletki mamy, całą niedzielę spędziłem w łóżku obrzerając się cukierkami. Dlatego znowu pominąłem jeden rozdział. Nie chciałoby wam przecież czytać moich głupich depresyjnych rozmyślań.

W każdym razie nastał poniedziałek. Miałem ciut lepszy humor, ponieważ to miał być mój pierwszy dzień pracy oraz wieczorem miałem się spotkać ze Snake'm. Miałem nadzieję że on pomoże mi odbić Węgry. Przez cały czas mnie dobijało to żeja idę sobie normalnie pracować, a mój przyjaciel może cierpieć. Powinienem go szukać, ale nawet nie wiem od czego zacząć.

Obu midziłem się przed budzikiem. Założyłem na siebie eleganckie ubranie, które przygotowałem wczoraj, skorzystałem z toalety, zjadłem śniadanie i zrobiłem wszystkie inne rzeczy które na ogół się robi przed wyjściem do pracy. Zdążyłem idealnie na autobus, więc pod biurami MOBAK'u byłem za kwadrans szósta.

Mam jeszcze pietnaście minut. Idealnie.

Po przyjściu do bunku od razu skierowałem się do recepcji. Ta miła kobieta która ją obsługiwała zauważyła mnie już przy wejściu, od tamtego czasu szeroko się do mnie uśmiechała.

- Dzień dobry Polsko! - powiedziała radośnie kiedy podszedłem do lady.

- Dzień dobry pani... eeee.. - zawahałem się. Kurcze, nawet nie znam jej imienia, ale głupia sytuacja.

- Britney. Wystarczy samo Britney, bez "pani", ewentualnie Brit- przedstawiła się.

- W takim razie, dzień dobry Britney - jej imię trochę mi się kojarzy z wiewiórką. Chyba była jakaś bajka gdzie była wierórka o podobnym imieniu, tylko że trochę inaczej się kończyło.

- Szef jest w stoimy biurze. Trafisz tam, prawda? - zapytała.

- Jasne! Dzięki Brit! - krzyknąłem do dziewczyny i nie czekając na odpowiedź udałem się w stronę windy. Tak jak ostatnio powiedziałem do sztucznej inteligencji żeby zawiozła mnie na piętro 148.

- Jesteś jeszcze w jakimś pomieszczeniu czy tylko w windzie? - zapytałem podczas jazdy.

- Działam na obszarze całego budynku - odpowiedział mi mechaniczny głos.

- A masz jakąś nazwę? - ciekawe po co ją tutaj zamontowali. Wydaje mi się że o wiele łatwiej i taniej byłoby dać zwykłe przyciski w ciągniku osobowym. Choć to zależy jakie ma inne zadania.

- M.A.I - łatwe do zapamiętania. Kiedy wypowiedziała to zdanie usłyszałem również charakterystyczny dzwięk oznaczający dotarcie do celu. W następnej chwili drzwi się otworzyły. Wkroczyłem na znany mi korytarz.

Szkoda mi trochę że nie zostałem inżynierem tak jak chciałem, no ale cóż. Lepsze to niż zostanie szambonurkiem.

Zapukałem do drzwi z napisem "szef". Czekałem zniecierpliwiony na zaproszenie.

Nawet nie wiem co tam mam robić. Podawać mu kawę? Segregować dokumenty? Po chuja ja mu jestem?

Po około pięciu sekundach drzwi owtarzył mi USA we własnej osobie.

- Dzień dobry szefie - przywitałem się grzecznie.

- Wspaniałe że jesteś! Pomożesz mi! - uśmiechnął się szeroko w moją stronę, a następnie gestem ręki zaprosił mnie do środka. Coś czuję że ta pomoc mi się nie spodoba - Księgowa mi się rozchorowała, a potrzebuje bilansu z całego roku. Dam ci odpowiednie dane, a ty wszystko uzupełnisz. Jasne?  -  zapytał na koniec. Pokiwałe twierdzono głową. Dobrze że kiedyś zrobiłem kurs jak ogarnąć księgowość firm. W tedy wydało się to mi bezsensowne, no ale za free, to czemu nie skorzystać?

Szef podszedł do swojego biurka, na którym miał ustawioną pokaźną stertę papierów, którą wziął do rąk. Następnie podszedł do mnie.

- To część faktór, resztę masz już na komputerze - powiedzał po czym wręczył mi to co trzymał w rękach. Aż się ugiąłem pod ciężarem, który dostałem.

Jak się z tym przez tydzień nie wyrobie!

W duszy płakałem gdy zobaczyłem ile tego jest.

- Choć pokarze ci twoje biuro - znowu otworzył drzwi, w których przepuścił mnie pierwszego. Dziwne się czułem z tym że idę pierwszy. Normalnie to ja przepuszczam ludzi.

Jak obydwoje opuściliśmy pomieszczenie, USA skierawał się na prawo, gdzie otwarł kolejne drzwi, tylko że mniejsze.

Ten pokuj trochę różnił się od pozostałych. Podłoga tak jak w innych częściach budynku były białe, ale za to ściany były kremowe, a meble z drewna, które w przeciwieństwie do innych nie były białe tylko brązowe. Całość dopełniały estetyczne rośliny. Ładnie to wyglądało. Tak w moim stylu.

Położyłem dokumenty na biurku, za którym po chwili usiadłem.

Hmm nawet komputer od Mango. Na bogato. Ten znaczek z ugryzionym owocem.

Spojrzałem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Ameryka. Nie ma go. Pewnie poszedł już do swojego biura.

Westchnąłem ciężko odpalając koputer. Czas zacząć pracę.

Na pulpicie oprócz standardowych programów zobaczyłem folder podpisany "księgowość". To pewnie ta reszta dokumentów o których wspominał mój szef. Otworzyłem go.

Mój Boże. Ile tego...

Niespodziewanie poczułem ciepło na moich ramionach. Momentalnie cały się spiąłem. Osoba za mną dmuchnęła na moje ucho ciepłym powietrzem.

- Jak będziesz potrzebował pomocy to zgłoś się do mnie - wyszeptał aksamitny głos. Nie miałem najmniejszego problemu żeby go rozpoznać.

USA.

Nie wiedziałem co zrobić. Obrócić się? Przytaknąć? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem jak się zachować.

Nie byłem nigdy w takiej pracy, ale wydaje mi się że szef tak zachowywać się nie powinienem.

Po kilku sekundach ciepło jego rąk zniknęło z moich barków.

Mój przełożony opuścił pomieszczenie bez słowa.

Opadłem ciężko na fotel.

Mnóstwo myśli kłębiło się w mojej głowie.

Nie wiem czy przypadkiem nie powinienem się bać mojego szefa.

✨To wielka odpowiedzialność✨ Cuntryhumans AmePolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz