Przez okno domu, znajdującego się na ul. Kościuszki, słońce natarczywie atakowało swoimi promieniami chłopaka siedzącego przy biurku. Marcel przetarł dłonią zaspane oczy i z irytacją spojrzał w kierunku okna. Nagle usłyszał pukanie do drzwi i zerwał się na równe nogi. Otworzył je i ujrzał przed sobą Marka.
- Cześć!- przywitał się uradowany Marcel.- Tęskniłem za tobą misiu.- Nachylił się by pocałować bruneta w policzek lecz ten sie przed nim wycofał.
- Coś się stało?- spytał zmartwiony chłopak. Marek zaśmiał się szyderczo.
- Jeszcze się pytasz? Całowałeś się z moim bratem kurwa mać! I z tego co wiem to nie był buziaczek jak z ciocią na imieninach. Ostro się z nim przelizałeś! Nie próbuj zaprzeczać bo wiem że to prawda.
- Ale kochanie to nie było tak. Prawda całowałam się z nim ale zmusił mnie do tego. Nie miałem wystarczająco siły by go odepchnąć. A do tego..- nie zdołał dokończyć bo przerwał mu Marek. - Zamknij się kurwa! Nie chce tego słyszeć. Mnie nigdy nawet nie pocałowałeś w usta a rzekomo byliśmy parą. Śniłem o tym że przyciągniesz mnie do siebie pocałujesz namiętnie. Ale nie zrobiłeś tego. Te swoje odzywki typu misiu możesz sobie wsadzić w dupe. Gdybyś chciał czegoś poważnego ze mną to byś o to zawalczył. - Marcel zszokowany słowami Marka podeszł do niego i przyparł go do ściany. Kciukiem chwycił brodę Marka tak by ten popatrzył mu prosto w oczy. Wpatrywał się w niego tak intensywnie, że bruneta przeszedł dreszcz. Brązowooki pochylił się w kierunku chłopaka i pocałował go zachłannie. Nie dając mu dostępu do powietrza uniósł jego brodę i pogłębił pocałunek.
Marka przeszedł dreszcz
podniecenia, nie mógł się oprzeć urokowi Marcela. Nagle przed oczami pojawił mu się obraz Wojtka całującego Marcela. Poczuł że po policzkach ciekną mu łzy. Zebrało mu się na mdłości. Odepchnął bruneta i pobiegł do łazienki. Cały rozdygotany zwymiotował do kibla. Otarł buzię ręcznikiem papierowym i rzucił się do drzwi wejściowych. - Marek cholera aż tak źle całuję że się zrzygałeś?- spytał go Marcel, który w ostatniej chwili złapał go za nadgarstek. Marek wyrwał mu się po czym krzyknął. -Spierdalaj! Zostaw mnie!- Ale ja ..Marek.- wyszeptał zaskoczony.
- Gówno mnie obchodzi co ty. Wynoś się z mojego życia. Mam chłopaka rozumiesz? Już cię nie potrzebuje. - wrzasnął po czym wybiegł z domu zostawiając klęczącego na podłodze Marcela.