Wraz z Blair po wyjściu z Imprezy, uciekaliśmy.
Pomyślicie pewnie, dlaczego?
Kurwa. Przez tych czterech ćpunów. A jeszcze ten pocałunek od Michaela. Jemu więcej w głowie dziewczyn niż jakiś pocałunek od zniszczonej psychicznie dziewczyny. Nie obchodziło go to z kim się całuje czy nawet z kim się pieprzy. Jemu po głowie chodziło tylko jedno: Cycki.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak Michael mnie potraktował. Jego chciwość i bezwzględność miały w sobie coś przerażającego. Ale to, co było jeszcze bardziej przerażające, to fakt, że wiedziałam, że nie był jedyny, kto myślał tak o mnie. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kawał mięsa, gotowego do konsumpcji. I to mnie przerażało bardziej niż cokolwiek innego.
Czułam się jakby każdy krok, jaki kiedykolwiek stawiałam, prowadził mnie prosto do tej samej pułapki. Do tej samej chwili, kiedy traciłam kontrolę nad własnym życiem. Nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Musiałam coś zmienić.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ten dom, w którym byliśmy, nie był Zack'a. Chwyciłam intensywnie na komórkę i wybrałam do niego numer:
Victoria Rogers: Zack, przepraszam, że wczoraj nie zjawiliśmy się u ciebie na imprezie. Pomyliliśmy domy i... trafiliśmy na jakichś psychopatów, którzy zaproponowali nam grę w rozbierane prawda czy wyzwanie. Wszystkiego najlepszego! Mam nadzieje, że nam to wybaczysz!!!
Nie musiałam długo czekać, bo po chwili dostałam odpowiedź:
Zack Hayes: Dziękuje za życzenia. Nic wam się nie stało? Wszystko dobrze? Kto to był?
Zack to mój najlepszy przyjaciel od przedszkola, dlatego postanowiłam odpowiedzieć mu na jego stosowne pytania skierowane wprost do mnie:
Victoria Rogers: Nic nam się nie stało na szczęście, ale dali nam jakieś ciastka z marihuaną i nic za bardzo teraz nie pamiętamy, ale wiem kim był jeden z nich. Michael Donfort.
Zack Hayes: Vic, nie pierdol!! Z daleka od tego psychopaty. Proszę, nie spotykaj się z nim więcej.
O kurwa. No to mieliśmy malutki problem. No dobra. W CHUJ DUŻY.
Nie wiem, czy mogłam mu, aż tak dokładnie zaufać, lecz ja miałam na to srogo wyjebane, dlatego też napisałam Zack'owi wszystko, co ten chłopak mi zrobił:
Victoria Rogers: On. Mnie. Pocałował.
Zack Hayes: No to masz przejebane, Vic. Ja muszę kończyć, bo jadę z rodzicami nad wodę. Siemka!
No i mnie zostawił. Zostawił mnie na pastwę losu.
Czas płynie szybko. Zanim się ockniemy, jest już ciemno, bo zbliża się godzina do spania. A gdy w końcu wstaniemy, znowu to samo: słońce i księżyc.
Słońce jest strasznie ładne, ogrzewa swoimi promieniami całe Seattle, za to księżyc jest ponury. Chowa się i nigdy nie chce dać światła. Kiedy widzimy słońce, zobaczymy jasność, a gdy spojrzymy na księżyc, zobaczymy pustkę.
Otworzyłam swoje oczy i wyjrzałam przez okno. Na zewnątrz widać było tylko ciemność, a w tle wyczuwalny był zapach wilgotnej ziemi. Była to jedna z tych chłodnych, deszczowych nocy, gdy Seattle tonęło w ciemnościach pod sklepieniem szarych chmur. Ale mimo to, gdzieś tam, w oddali, migotały światełka miasta, jak gwiazdy na nocnym niebie.
Wstałam z łóżka, czując na swojej skórze chłód nocy, który przenikał przez cienką warstwę kołdry. Bezgłośnie przemknęłam przez ciemny pokój, starając się nie obudzić pozostałych domowników. W salonie zastałam tylko oszronione szyby okien, za którymi mrugały światła nocnej metropolii.
CZYTASZ
We fall together
Teen FictionSiedemnastoletnia Victoria Rogers prowadzi pozornie idealne życie, aż do tragicznej nocy spędzonej w klubie ze swoją najlepszą przyjaciółką. Tam staje się celem wstrętnych mężczyzn, co stawia ją w centrum dramatu, który przewraca jej świat o niespeł...