ROZDZIAŁ DWUNASTY. MOST

6 0 0
                                    

Kolejne wpisy do pamiętnika...

01.01.2018

Hej.

To ja, Victoria Rogers. Znowu ta sama dziewczyna, która jest zniszczona psychicznie, przez swoje demony przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Dzisiaj jest nowy rok. Dwa tysiące osiemnaście. Jestem strasznie przekonana, że będzie on lepszym rokiem niż ten z siedemnastką z tyłu. Może to tylko moje naiwne marzenia, ale czuję, że coś się musi zmienić. Nie chcę już być niewolnicą swoich myśli, które nie dają mi spokoju. Chcę w końcu zacząć oddychać pełną piersią i cieszyć się życiem, tak jak wszyscy w moim wieku.

Dzisiaj rano obudziłam się z jakimś dziwnym uczuciem. Może to nadzieja? Dawno jej nie czułam. Może to znak, że nadchodzi coś dobrego? Muszę przestać wracać do tych wszystkich złych wspomnień, które ciągną mnie w dół. Muszę przestać bać się przyszłości, której przecież nie znam. Chcę skupić się na teraźniejszości i spróbować znaleźć w niej coś pozytywnego.

Postanowienia noworoczne? Zawsze wydawały mi się głupie, ale może spróbuję.

Po pierwsze, chcę zadbać o siebie. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Może zacznę medytować albo pisać częściej w tym pamiętniku.

Po drugie, chcę być bardziej otwarta na ludzi. Może uda mi się nawiązać nowe znajomości, które nie będą takie toksyczne jak te poprzednie.

Po trzecie, chcę nauczyć się czegoś nowego. Może grać na gitarze albo mówić po hiszpańsku. Cokolwiek, co da mi poczucie, że robię coś wartościowego.

Nie wiem, czy to wszystko mi się uda. Może to tylko marzenia, ale muszę próbować. Nie chcę, żeby ten rok był kolejnym zmarnowanym czasem. Mam nadzieję, że za rok, kiedy znowu tu napiszę, będę mogła powiedzieć, że coś się zmieniło. Na lepsze.

Trzymajcie za mnie kciuki, ja za siebie też będę trzymać.

Do usłyszenia,

Victoria

10.01.2018

Cześć.

Ja jestem Victoria i chyba już o tym dobrze wiecie.

Dzisiaj poczułam się źle. I to strasznie źle. Przypomniałam sobie o tym, jak gnębili mnie dwa lata temu o tej samej porze na dworze. Od tamtego czasu, rodzice siłują się nad tym, aby pod żadnym pozorem mnie nigdzie nie wypuszczać.

Wtedy, dwa lata temu, zima była wyjątkowo mroźna. Śnieg leżał wszędzie, tworząc białą, nieprzeniknioną powłokę, która wydawała się nieskazitelnie piękna z perspektywy okna. Jednak dla mnie, ta zima była czymś znacznie gorszym niż tylko obrazkiem z pocztówki.

Pamiętam ten dzień doskonale. Był 10 stycznia 2016 roku. Wyszłam na dwór po tym, jak mama nalegała, żebym choć trochę się przewietrzyła. Z początku wszystko wydawało się w porządku. Śnieg delikatnie skrzypiał pod moimi butami, a powietrze było przenikająco zimne. Wdychałam je głęboko, czując, jak chłód przenika mnie na wskroś, ale w tamtej chwili wydawało mi się to przyjemne.

Spacerowałam wokół naszego domu, podziwiając jak słońce odbijało się od śniegu, tworząc małe, migoczące iskierki. Byłam zamyślona, rozważając, co mogłabym zrobić z wolnym popołudniem, gdy nagle usłyszałam śmiech. Obróciłam się, a w oddali zobaczyłam grupkę dzieciaków ze szkoły. Było ich czworo: Mark, Alice, Tom i Lucy.

Mark był zawsze tym jednym i najważniejszym, liderem tej grupy. Zawsze pewny siebie, z wyrazem złośliwego uśmieszku na twarzy, który mroził krew w żyłach. Alice, chociaż wydawała się sympatyczna na pierwszy rzut oka, zawsze stawała po stronie Marka. Tom był najbardziej nieprzewidywalny, czasami wydawało się, że się ze mną zaprzyjaźnił, ale w momentach takich jak ten, zawsze wracał do swojej grupy. Lucy, najmłodsza z nich, po prostu szła za resztą, śmiejąc się z wszystkiego, co robili.

We fall togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz