ROZDZIAŁ PIĄTY. PSY

40 2 0
                                    


Moja mina była... Zaskoczona? Może nie, ale traciłam powoli głowę do tego, co odpowiedzieć. Byłam typem człowieka, który nigdy nie odmawiał, lecz teraz? Teraz nie wiedziałam czy miałam mu odmówić czy jednak zgodzić się i mu pomóc.

-W czym mam ci pomóc? - spytałam chłopaka, na co ten wszedł po prostu do mojego pokoju. Bez jakiejkolwiek zgody. - Ale co ty kurwa robisz?

-Wchodzę do siebie, nie widać? - zapytał z czystą ironią na co ja powtórzyłam swoje pytanie, bo widocznie nie było mnie wcześniej słychać.

-W czy mam ci pomóc, Michael?!

-Przez twojego ojca trafiłem pod władzę policji. Ciągle mnie kontrolują w domu tylko nie w nocy, tak jak właśnie teraz. - Zdziwiłam się, bo nie mogłam uwierzyć w to, że mój tato coś z tym wreszcie zadziałał. Po chwili zaczął kontynuować: - Możesz go jakoś przekonać, że to jednak nie byłem ja czy coś? Przepraszam, ja wiem, że jestem psychopatą, ale to nie tak jak dosłownie myślisz. - Zatrzymał się, a ja wyczuwałam w nim, że jest miły niż wtedy w klubie. Kurwa co tu się działo? - Dlatego chciałbym, abyś to ty była moją wybawczynią i mi w końcu pomogła.

Przemyślałam to po cichu, lecz nie do końca miałam do niego jakąkolwiek ufność. Nie ufałam mu, bo go tak na prawdę nie znałam. Poznałam jego tak na prawdę na tej imprezie i wtedy, kiedy mnie nawiedził w jakimś tam koszmarze.

-A co dostanę w zamian? - podpytałam go, po czym dostałam swoją odpowiedź:

-Zrobię co tylko chcesz, lala, ale proszę cię tylko o jedno... Zgódź się.

On na prawdę przez te kilka dni zrobił jakaś swoją przemianę, bo teraz gdy stał tutaj przede mną, widziałam wielką różnicę.

-Na kolana - rozkazałam.

-Co? - zapytał, jakby nie dosłyszał, tego co mu rozkazałam przed chwilą.

-Na kolana!

-No dobra, dobra, już.

-A teraz, mówisz to co zrobiłeś źle, misiu pysiu - powiedziałam, parskając przy tym.

-Przepraszam, że cię nękałem, ale uwierz mi... To nie tak jak ty myślisz. Ja tego nie pamiętam proszę cię...

Michael to był jeden wielki żart. Na pierwszy rzut oka wydawał się być zwykłym człowiekiem, ale wystarczyło choć przez chwilę spędzić z nim czas, by zrozumieć, że to coś więcej niż tylko zwyczajna istota ludzka. W jego spojrzeniu kryła się nieokreślona nuta tajemniczości, a uśmiech miał ten rodzaj nieprzewidywalności, który potrafił zarówno rozjaśnić twarz jak i wprawić w niepokój.

Mieszkał w starym, nieco ponurym domu na obrzeżach miasta. Budynek ten był już od dawna przedmiotem plotek i legend wśród okolicznych mieszkańców. Opowiadano, że kiedyś był to dom rodzinny, ale tragedia, która miała miejsce kilkadziesiąt lat temu, sprawiła, że stał się on miejscem opuszczonym przez ludzi. Nikt nie odważył się go kupić, a wszyscy unikali go jak ognia, choć nikt nie potrafił dokładnie wytłumaczyć, dlaczego.

Nienawidziłam chłopaków, a szczególnie jeśli są takimi zjebanymi jak ten, który właśnie klęczał przede mną z miną srającego kota na pustyni.

-Jak to nie pamiętasz? Nie pamiętasz, pocałunku albo tego jak dałeś mi brzydką, rozwaloną, czerwoną różę?

-Przysięgam, że nie pamiętam... Ale proszę, zrobię wszystko, dosłownie wszystko. Tylko zgódź się, żeby mi pomóc. Proszę... - Słowo ,,wszystko'' szczególnie dobrze wyakcentował, jakby właśnie miał się spowiadać przed samym diabłem.

We fall togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz