Witaj Ivy, czyli jak to się wszystko zaczęło

4K 231 11
                                    

Wydaje mi się, że do dzisiaj nie ma pojęcia po co ją zatrudniliśmy. I ja też nie mam. To był impuls, ostatnie koło ratunkowe, które zostało nam rzucone nagle i zupełnie niespodziewanie. Próbowaliśmy ratować tonący okręt, który już ledwo unosił się na powierzchni wzburzonego oceanu pełnego wygłodniałych rekinów tylko czekających aż pozbawieni wiary i sił, wpadniemy prosto w ich szerokie paszcze. Mówią, że tonący brzytwy się chwyta, ale my chwyciliśmy się czegoś znacznie gorszego - trującego bluszczu, który tylko z pozoru wydawał się być pięknym kwiatem odzwierciedlającym lek na nasze zmartwienia. Okazał się być jednak jedynie chwilowym rozwiązaniem, bombą z opóźnionym zapłonem, która została opakowana w ładne i estetyczne pudełeczko.

Tym pudełeczkiem była Ivy - eteryczna blondynka, która wyglądała jak idealny materiał do naszego chorego pomysłu. Była jedynie głupią dziewczyną z pubu. Nawet nie pamiętam kto z nas zauważył ją pierwszy. Siedziała gdzieś z boku sącząc taniego drinka, ubrana w niezbyt elegancką sukienkę i równie nieeleganckie buty. Ktoś po prostu wskazał na nią palcem, a reszta jak na zawołanie wpadła na ten sam pomysł. Myśleliśmy, że to dar od samego Boga, że to namacalny dowód jego ingerencji w ludzkie życie. I owszem, Ivy była dowodem, ale na istnienie szatana.

Spoglądając na nią pierwszy raz, pomyślałem, że zostaliśmy uratowani. Że obroni nasze tyłki przed wywaleniem z pracy, bo szczerze wątpiłem w to, że będziemy w stanie wymyślić coś, co będzie potrafiło wskrzesić wypalony, upadający zespół. Wydrukowałem już nawet życiorys, oczywiście bez rekomendacji Simona, bo przeczuwałem, że żadne z nas jej nie dostanie. I nagle pojawiła się nadzieja. Jak mogłem nie dać się nabrać na tę sztuczkę? Każdy w tej sytuacji żyłby złudzeniem, że szczęście się do niego uśmiechnęło. I ja tak właśnie zrobiłem.

Nie twierdzę, że to było dobre. Chcieliśmy ją wykorzystać, zrobić z niej łatwą kobietkę, na którą zostałaby zrzucona cała uwaga mediów. Miała być przynętą, kozłem ofiarnym z całą masą złych skojarzeń. Media miały się skupić tylko na niej, odciążając w ten sposób pozostałą wciąż czwórkę chłopaków. Wtórowała nam stara, menadżerska zasada w myśl której, jeśli chciało się uciec od niepochlebnych komentarzy, należało znaleźć większe zło. I wierzyliśmy, że naprawdę nam się udało.

Problem polegał na tym, że zlekceważyliśmy naszą niepozorną owieczkę. Z góry założyliśmy, że jest tak głupia na jaką wygląda i że nie będzie stwarzać większych problemów. Zapomnieliśmy o innej starej zasadzie - że nikogo nie można osądzać po pozorach.

I choć na początku miałem jakieś wątpliwości co do słuszności tej gierki, ona rozwiała je bardzo szybko. I to głównie dlatego pamiętam pierwsze słowa, które skierowałem w jej stronę. Bo zniszczyły wszystko.

- Witaj Ivy


WELCOME IVY  - 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz