210. Eliza i Jeremiasz

145 29 111
                                    

Eliza

Nie mogłam zasnąć. Nie było mowy, żeby zrozumiała zachowanie Jeremiasza wobec całej sytuacji. Czułam, że coś chciał mi powiedzieć, ale nie zdążył.

Tylko czy na pewno powiedziałby mi prawdę?

Kręciłam się z boku na bok i mimo zmęczenia, poczucia zimna i dreszczy, nie było mowy o śnie. Spojrzałam na zegar w telefonie. Była prawie czwarta nad ranem. Chyba podświadomie liczyłam na to, że Jeremiasz się do mnie odezwie po tym wszystkim, ale nic. Kompletna cisza. Brak snu zaczynały działać mi na nerwy i wymyślałam niestworzone historie, dlaczego nie mogę zasnąć.

Położyłam się na plecach i zaczęłam liczyć od stu do jednego, żeby zmusić się do zaśnięcia. Doszłam do trzydziestu dwóch i nadal nic. To był jakiś koszmar śniony przeze mnie na jawie i dlatego nie mogłam się z niego obudzić.

Jeremiasz

Joanna płakała i tuliła się do mnie prosząc o wybaczenie. Nadal byłem niewzruszony i przypomniały mi się te wszystkie razy, kiedy kłóciliśmy się kiedyś, kiedy jeszcze widziałem. Zawsze byłem nieugięty i to ona za mną biegała, a potem jakoś to się wszystko zmieniło.

Tylko dlaczego?

Nie mogłem zrozumieć jak to wszystko pogmatwało między nami i czy przypadkiem gdzieś po drodze oboje nie straciliśmy siebie w tym wszystkim.

- Wyrządziłaś mi wiele złego. - zacząłem, ponieważ jako chciałem zakończyć tą gehennę.

- Ale też zrobiłam dla siebie wiele dobrych rzeczy. Nie wierzę, że tego nie widzisz. Zapomniałeś?

- Nie, nie zapomniałem. Uwierz mi, tylko to trzyma mnie teraz w ryzach, aby cię nie odepchnąć. - powiedziałem spokojnie czując jak moja koszula robiła się mokra od jej łez.

- To dla ciebie przeniosłam się z malarstwa na rzeźbę, to dla ciebie chodziłam na zajęcia i uczyłam się wszystkiego co było potrzebne tak naprawdę tobie, a przecież mogłeś kontynuować studia, ponieważ jeszcze widziałeś.

- Ale nie wiedziałem, kiedy stracę wzrok, a pragnąłem tytułu magistra, dobrze o tym wiedziałaś. To ty jak zawsze wpadłaś na szalony pomysł, że pomożesz mi idąc na rzeźbę i podjęłaś decyzję za mnie, z resztą też jak zawsze. Prosiłem, żebyś tego nie robiła, żebyś się dobrze zastanowiła.

- No tak, ale to dla ciebie zrezygnowałam ze swoich własnych marzeń i celów. Wiedziałeś to, kochałam cię tak, że zrobiłabym dla ciebie to wszystko. - przypomniała mi płacząc. - To dla ciebie pojechałam do stanów i siedziałam tam z tobą na urlopie dziekańskim.

- A potem to wszystko zepsułaś jedną, głupią decyzją, którą i tak ci wybaczyłem. Wszystko ci wybaczyłem, ponieważ ceniłem naszą przyjaźń. Ale szantaż to coś czego ci wybaczyć nie mogę. Ten ostatni tydzień był dla mnie udręka. - przyznałem.

Joanna drżała i płakała, a mnie serce miękło. To wszystko co powiedziała było prawdą. Przeniosła się na inny kierunek i była przeze mnie w plecy prawie dwa lata, a potem cały czas mi pomagała. Doceniałem to, ale czy przez to miałem cierpieć do końca życia? Nie kochałem Joanny tak jak tego chciała. Nie wyobrażałem sobie z nią być po tym wszystkim. Przyjaźń... może, ale nie udawanie zakochanego w niej mężczyzny.

- Nie możesz mi zapomnieć tego wyjazdu z Patrykiem. - jęknęła.

- Tak jak ty, nie możesz mi zapomnieć, że to ja według ciebie zmusiłem cię do rezygnacji z marzeń. - mówiłem już trochę spokojniej, ale nadal stanowczo.

- Musiałam wyjechać. Nie mogliśmy tak żyć. Chciałam się przekonać, czy to co nas łączyło jest coś warte.

- Ale mogłaś wyjechać sama. Wybacz Patryku, ale taka jest prawda. - zwróciłem się do niego.

Sztuka zmysłów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz