Deja vù

280 11 15
                                    

                      Zostaw gwiazdkę!!!⭐
Pov: Hailie

Gdy mama skończyła opowiadać swoją historię, w moich oczach pojawiły się łzy. To była bardzo poruszająca historia. Rozejrzałam się wokoło i zobaczyłam, że na twarzach całej mojej rodziny malowało się współczucie i troska. Nawet na tej Vincenta.

Wyrwałam się z transu i odchrząknęłam.

-Nie odbierałam, bo gdy wyleciałam do Pensylwanii, musiałam zmienić numer telefonu. - oznajmiłam Gaby.

- Mi to wygląda na ustawiony wypadek.- stwierdził Dylan i się zamyślił

-Mi też- przytaknął Monty.

-Gaby, Hailie. Prosiłbym was byście przyszły jutro rano do gabinetu Vincenta. Vince, chciałbym abyś też tam był.- poprosił Cam. Boże chwili zastanowienia, skinęliśmy równocześnie głowami, na znak, że potwierdzamy.

Rano:

Wstałam o szóstej rano, bo chciałam pójść pobiegać z Willem. Wstałam na nogi najciszej jak mogłam, by nie obudzić Adriena. Gdy mi się to udało, poszłam do garderoby po sportowe ubrania, a gdy już je ubrałam, zeszłam na dół do kuchni w której stał już gotowy Will.

-Hejka Will- przywitałam się.

-Cześć malutka. Dobrze ci się spało?-odpowiedzial.

-Mhm

Wyszliśmy z domu, a potem z posesji. Zaczęliśmy biegać po leśnej drodze. Biegaliśmy około godziny. Gdy wróciliśmy do domu, zastałam mamę, Adriena, Vincenta i Cama, jedzących śniadanie. Podeszłam do męża i złożyłam pocałunek na jego miękkich i ciepłych ustach. Will zrobił nam koktajl z malin, mango, ananasa i szpinaku. Był przepyszny!

- Hailie tu jest dla ciebie śniadanie- rzekł Vincent, kończąc śniadanie i wstając od stołu, udał się zapewne do swojego gabinetu.

-A i jak skończycie jeść śniadanie, to ojciec zaprasza was do mojego gabinetu.- dodał na odchodne.

Gdy zjadłam razem z Gaby śniadanie, zaprowadziłam moją mamę do gabinetu najstarszego brata. Gdy byliśmy już przed drzwiami do gabinetu i gdy chciałam już naciskać klamkę, nagle stanął przede mną ochroniarz, którego nie kojarzyłam z wyglądu. Wyglądał trochę jak... Donny. W moich oczodołach pojawiły się łzy. Szybko odrzuciłam te myśli i zamrugalam rzęsami, a łzy od razu znikły.

-Przepraszam, ja do mojego brata Vincenta- powiedziałam chłodno. Wow! Mój ton był prawie tak samo chłodny jak Vincenta!!! Ale osiągnięcie!

- Gdybym dostał polecenie by panie wpuścić od pana Vincenta Moneta, to zrobiłbym to od razu.- odrzekł ochroniarz. Mam deja vù- pomyślałam sobie.

- Proszę nas wpuścić i to natychmiast, bo inaczej...- nie dokończyłam bo ochroniarz mi przerwał.

- Bo inaczej co? Co pani miałaby niby mi zrobić?- prychnął ochroniaż.

-To nie ładnie przerywać innym osobom jak się mówi. Bo inaczej powiadomię Vinca, że jego zapewne nowy ochroniaż, powinien zostać natychmiastowo wyrzucony z pracy.- dokończyłam chłodno z diabelskim uśmiechem, takim, którym posługuje się czasami mój mąż.

Ochroniaż otwierał już usta by coś powiedzieć, ale zreflektował się, po czym ścisnął wargi w jedną prostą linię i nas wpuścił. Na fotelu siedział Cam, a na przeciw niego Vincent. Oboje siedzieli że skrzyżowanymi nogami i położonymi rękoma na podłokietnikach. Na ich środkowym palcu błyszczał sygnet z wyrytą literką "M" ponieważ oboje mieli nazwisko "Monet". Co prawda nie ma żadnej zasady w "nowej" organizacji, na temat tego, że trzeba nosić sygnet. Ojciec odchrząknął i przemówił:

A co by było gdyby...(rodzina Monet)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz