3. Nie Stelluj mi tu!

64 3 0
                                    

Nie wiem jak to się stało, aczkolwiek usnęłam równie szybko co Blake. Miałam tylko na chwilę przymknąć powieki, które mi ciążyły mi niemiłosiernie.

Usłyszałam krzyk i w tym samym czasie z Blake'iem wstaliśmy na równe nogi.

- Co się dzieje! - krzyknęłam nie kontaktując. Moje oczy powędrowały w stronę biurka przy którym stał nikt inny jak mój brat Xan.

- AAAA! - krzyknął po raz drugi. - Blake?! Stella?! Co on tu robi?! - krzyknął wskazując palcem na przyjaciela. Zerknęłam zakłopotana na bruneta, który wydawał się rozbawiony tą sytuacją. - Odpowiedzcie!

- Xander to nie tak jak myślisz... - zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.

- Ty się nie odzywaj karaluchu! - odpowiedział mój brat nadal wydzierając się w niebo głosy.

- Stary nie krzycz tak. - powiedział Blake, który najwidoczniej świetnie się bawił. - Wpadłem na chwile do ciebie, ale spałeś więc pomęczyłem twoją siostrę.

- Ta, a ja kurwa papież. - West przewrócił oczami na histerię brata. - Czego byś tak wcześnie ode mnie chciał? Poza tym czemu kurwa leżałeś na brzuchu Stelli, a ona cię obejmowała?! - znów zaczął się drzeć. Miałam już dość tego dnia.

- Tak jakoś wyszło.

- Tak jakoś wyszło. - przedrzeźnił go. - Zabije cię kurwa i ciebie też. - wskazał palcem na mnie.

- Nie histeryzuj. - powiedziałam do Xandra.

- Sama nie histeryzuj! Czemu z moim przyjacielem! Boże gdzie ja popełniłem błąd... - wyglądał jakby miał conajmniej się zaraz porzygać. Biedny. Będzie mieć traumę. Ale to on wchodzi bez pukania do mojego pokoju. - Idziesz ze mną. - pokazał palcem na West'a. - Z tobą natomiast mam do pogadania. Szykuj się do szkoły bo się spóźnisz kretynko!

- Musisz się uspokoić Xan, nic się nie stało. - wywróciłam oczami i stałam z założonymi rękami. Blake nieźle się bawił śmiejąc się pod nosem, a para szła z uszu dla Xandra.

- Ja ci zaraz powiem co się stało siostro. - powiedział coraz bardziej się gotując. - Ubieraj się do szkoły i jedziemy. - pokiwałam głową, a chłopcy wyszli z mojego pokoju przez łazienkę. Przebrałam się w ciuchy w których mogłam iść do szkoły i nie wyglądać jak totalny menel, a makijaż zrobiłam mocniejszy niż zazwyczaj, ponieważ cera ostatnimi dniami ze mną nie współpracowała. Popsikałam się swoimi perfumami i zbiegłam na dół, aby chwycić termos z kawą i powoli wychodzić z domu. Założyłam swoje czarne conversy, które przeszły ze mną więcej niż ktokolwiek inny. Wyszłam na podwórko na którym stał samochód brata. Od razu się tam pokierowałam. Poczułam nieprzyjemny uścisk w brzuchu, ale otworzyłam powoli drzwi i usadowiłam się na fotelu pasażera. Xander miał zaciśnięte zęby, a wzrok wlepiony w przednią szybę. Zapięłam pasy drżącymi dłońmi i czekałam jak na skazanie.

Odjechaliśmy spod domu w ciszy. Wyłamywałam palce i czułam żółć podchodzącą mi do gardła. Stresowałam się reakcja brata na to co zastał w moim pokoju. Niby to nic, ale on mógł dostać jakiejś traumy.

- Powiesz coś? - zapytałam go. - Czy będziesz tak mnie torturować ciszą?

- To drugie. - westchnęłam bo czasem naprawdę ciężko mi się z nim gadało.

Założyłam ręce pod piersiami wsłuchując się w cichą melodię dobiegającą  z głośników auta. Podjeżdżaliśmy pod moje liceum, więc chwyciłam w dłonie plecak i chciałam już wysiąść, ale zatrzymał mnie donośny głos Xandra.

- To głupi pomysł Stella.

- W sensie? - zapytałam spoglądając na niego z przerażeniem w oczach,

- Nie powinnaś się z nim umawiać. - wreszcie spojrzał na mnie, a jego postawa wyrażała jedynie złości frustracje.

- Niby dlaczego?

- On... on jest inny niż ci się wydaje młoda. Znam go lepiej niż sądzisz.

- Jesteś tego pewny? - prychnęłam.

- Tak i wiem, że on nie nadaje się do żadnych związków. Mimo, iż teraz okazuje ci zainteresowanie to niedługo mu się znudzisz, a ja nie chcę żebyś cierpiała, rozumiesz?

- Nie Xan, nie rozumiem. Jesteś zazdrosny? Bo co? Bo „zabrałam" ci przyjaciela? - zrobiłam cudzysłów w powietrzu patrząc na niego z kpiną.

- Stella...

- Nie, nie Stelluj mi tu! - krzyknęłam.

- Rób jak chcesz siostra, ale później nie przychodź do mnie z płaczem i nie mów, że miałem rację.

- Nie zrobię tak, cześć. - wyszłam z samochodu i trzasnęłam mocno drzwiami. Podminowana poszłam w stronę budynku szkoły mając już serdecznie dość tego cholernego dnia.

***

Wracając do domu czułam się wykończona po całym dniu w placówce. Było już ciemno, a autobus, którym zazwyczaj wracałam do domu uciekł mi sprzed nosa, ponieważ profesor Adam miał mi jak zwykle do zarzucenia, że mam pracować więcej bo moje oceny z biologii są średnie. Schowałam dłonie do kieszeni bluzy. Szłam boczną ścieżką drogi, mało aut przejeżdżało tędy ze względu na to, że kilka kilometrów dalej była lepsza i szybsza trasa wybudowana do samego centrum Detroit.

Zaczęłam się niepokoić, gdy straciłam z oczu lampy uliczne. Nigdy nie lubiłam chodzić sama po ciemku. Naoglądałam się w swoim życiu za dużo horrorów żeby teraz być w stu procentach spokojna, że nic mi się nie staje bo psychopatów na tym świecie mało nie jest. Kilkanaście metrów za mną zauważyłam czarne auto jadące zdecydowanie zbyt wolno. Przyspieszyłam kroku i narzuciłam na głowę kaptur oraz wyjęłam słuchawki z uszu, aby wszystko dokładnie słyszeć. Już wcześniej zauważyłam ten samochód, ale na początku nie zawracałam sobie nim głowy. Kierowca czarnego Mercedesa przyspieszył co zrobiłam również i ja. Fakt nie miałabym szans gdyby właśnie zaczęli mnie gonić, aczkolwiek próbowałam swoich sił. Niestety to było na nic, gdyż już po kilku sekundach auto zatrzymało się przede mną, a ze środka wysiadło dwóch barczystych mężczyzn. Przystałam na chwilę i zaczęłam robić kroki do tyłu wpatrując się w napastników.

- Pojedziesz z nami ślicznotko. - odezwał się jeden z nich i zrobił krok w moją stronę. Rzuciłam się biegiem w przeciwnym kierunku, ale szybko zostałam złapana. Przyłożyli mi coś do twarzy, a później już nie wiedziałam co się dzieje...

***

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Otworzyłam powoli oczy, ale w pomieszczeniu było ciemno przez co nic nie widziałam. Chciałam unieść się na nogi, ale zostałam związana jakąś liną w kostkach i nadgarstkach i przywiązana do kaloryfera.

- Kurwa. - przeklęłam pod nosem. Zaczęłam się szarpać w nadziei, że to tylko zły sen. Próbowałam wyrwać nogi z uścisku, ale byłam za mało silna, a lina zbyt mocno ściśnięta. - Halo! Pomocy! - krzyczałam. Nikt mnie nie słyszał. Gorące strugi łez pociekły po moich policzkach. - Boże co się kurwa dzieje. - załkała.

Do pomieszczenia wszedł jakiś facet. Światło się zapaliło, a ja przymknęłam oczy. Powoli starałam się przyzwyczaić do jasności jaka nastała. Zobaczyłam obskurne pomieszczenie zawalone milionem gratów i jeszcze większą ilością... narkotyków? Białe paczuszki znajdowały się na ścianie obok mnie. Uniosłam głowę, a mój wzrok napotkał posturę starszego i siwiejącego już mężczyzny. Był ubrany w czarne spodnie garniturowe, tego samego koloru koszulę i marynarkę, na stopach miał ciemne lakierki, a na palcu serdecznym lewej dłoni znajdował się złoty sygnet. Brodę miał równo przystrzyżoną tak samo jak włosy. Jego oczy były identyczne jak Blake'a, a nos proporcjonalny do twarzy. Wyglądał schludnie i wydawał się rozbawiony. Obok niego stało dwóch wielkich w barkach facetów, którzy również byli ubrani na czarno.

- Witaj Stello. Stello Williams. - odezwał się staruszek patrząc na mnie z góry. - Marnie wyglądasz. Mam nadzieję, że moi chłopcy mocno cię nie poturbowali. - zaśmiał się gardłowo wlepiając swoje ślepia w moje.

- Kim ty jesteś? Co ja tu robię?

- No to wypadałoby się chyba przedstawić. Nazywam się Francesco Spark, jestem dziadkiem Blake'a.

conSTELLAtions fade in darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz