9. Wracamy do domu

36 5 0
                                    

BLAKE WEST

Było ciężko. Wytrzymanie w samochodzie tych kilku godzin razem z Liam'em to było, kurwa, wyzwanie. Miałem dość jego osoby po dziesięciu minutach i szczerze zastanawiałem się nad wyrzuceniem go z jadącego samochodu.

- Zamknij się już do kurwy! - wrzasnąłem bo od kilku minut Liam gderał coś do siebie pod nosem. Nasza piąta kłotnia w ciągu jednej godziny zaliczona.

- Sam się zamknij, jak ty kurwa jeździsz?! Ty widzisz, że tu jest długa ciągła?! Ty myślisz, że ona sobie tu jest od tak?! Zaskoczę cie. Nie! Możesz nas zaraz zabić parówko! - nie wytrzymałem i mimo, że wkurwienie leciało w mojej krwi to na przezwisko jakim mnie nazwał po prostu nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. - Co? To takie kurcze śmieszne? Jesteś psychiczny.

- Parówko? - zapytałem przez łzy. - Parówko! - śmiałem się tak głośno jak nigdy. Wkurwiał mnie, ale to jednak mój brat, a my we krwi mamy wkurwianie ludzi.

- Śmiej się śmiej. - prychnął. - Lepiej powiedz mi o co chodzi z tym Assasino.

- Gość jest niezły. Wyszkolony na złodzieja i zabójcę. Dla naszego dziadka warty osiem miliardów, a dla nas kompletne zero. Musimy go przywieźć żywego w tedy Xander i Christine zostaną wypuszczeni, a Stella będzie miała spokój.

- Wierzysz w to? - parsknął.

- Nie, ale muszę spróbować. - zerknąłem na niego. - Zostało nam jeszcze kilka godzin, więc jeśli jesteś zmęczony to idź spać. Z nim nie będzie łatwo. - brat pokiwał głową i odwrócił ją w drugą stronę.

***

Zaparkowaliśmy pod budynkiem, który nie zachęcał swoim wyglądem do wejścia. Odpaliłem papierosa i poczęstowałem Liam'a. Oparliśmy się o maskę mojego wozu i w ciszy zatruwaliśmy swoje organizmy.

Byliśmy kurewsko uzbrojeni. Miałem czarną obciśniętą koszulkę, szersze czarne spodnie, a na nich przewieszony pasek z bronią, ciężkie i grube buty oraz kamizelkę kuloodporną. Liam ubrał się tak samo z tą różnicą, że przez ciemną oprawę twarzy w ciemności byłem ledwie zauważalny, a jego blond czupryna rzucała się w oczy.

Przydeptałem niedopałek, a chwile po mnie zrobił to też mój brat. Na twarzy zawiązaliśmy chusty tak, że tylko oczy były widoczne. Wyglądaliśmy jak pieprzeni mafiozi.

- Idziemy na żeś. - zbiłem z nim żółwika. Zawsze tak robiliśmy. To był taki mały rytuał, który znaliśmy tylko my.

Blondyn trzymał w dłoniach pistolet, a ja natomiast nóż. Szliśmy cicho i niezauważalnie. Machnąłem do niego dłonią. Poszliśmy na tyły budynku, aby sprawdzić teren. Było czysto. Z tyłu był ogromny basen, ale również drzwi. Podeszliśmy do nich i jak się okazało były otwarte. Szło prosto, za prosto. Coś tu nie gra. Weszliśmy do budynku. Nie było tu żywej duszy, ani żadnego światła. Powoli sprawdzaliśmy pomieszczenia nie rozdzielając się bo nie wiedzieliśmy jak dobry jest ten gość. Był, kurwa, zabójcą. Szkolonym. Zabójcą.

- Długo wam się zeszło. - usłyszeliśmy śmiech. Od razu się odwróciliśmy, a na barierce od schodów siedział Assasino.

Tyle, że... Kurwa. To była kobieta! Miała czarne włosy z ciemno czerwonymi pasemkami. Jej usta i nos zasłaniała czerwona chusta. W dłoni trzymała nóż. Miała rękawiczki bez palców, ciemny strój, szerokie czarne spodnie i koszulkę opinającą się na jej ciele. Nie miała kamizelki co oznaczało, że nie da się postrzelić.

- To nie miał być chłop? - zapytał coraz bardziej wkurwiony Liam.

- Miał.

- Nudni jesteście. - powiedziała i z wielką gracją oraz wdziękiem zeskoczyła z barierki. Poruszała się jak jebany kot. Będziemy mieli zabawy... - To chyba grę pora rozpocząć, prawda? - zapytała słodko i od razu przystąpiła do ataku.

conSTELLAtions fade in darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz