• Olivia •
— 🥀 —
— Możesz choć raz mnie nie wkurwiać i nie wchodzić mi w drogę?! — zaczęłam przez zaciśnięte zęby. Na wydźwięk wysyczanych przeze mnie niespodziewanie słów, Jan wzdrygnął się, obracając się w moją stronę tak, iż zamiast pleców mogłam dostrzec jego twarz. — Nigdy się nie odzywałeś na lekcjach, a teraz co?! Nagle dostałeś olśnienia i potrafisz używać mózgu? — wszpiliłam jednego ze swych paznokci w tors chłopaka, dezorientując go tym.
Szatyn przez niemiłosiernie ciągnącą się w moim odczuciu chwilę, spoglądał ma mnie jak na wariatkę, widocznie walcząc z tym, by przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem na wypowiedziane przeze mnie słowa.
Moja reakcja sprawiała pozór głupiej dla tych, którzy nie widzieli czym jest ona spowodowana...
— Niestety, ale królewna musi pogodzić się z porażką... — wyrzekł z udawaną skruchą w głosie, która doprowadziła mnie jedynie do większej flustracji. — A manier to chyba jaśni pani nie nauczono, bo za dobry uczynek należy powiedzieć „dziękuję” — dodał za nim odszedł, by całkowicie przepaść z poza zasięgu mojego wzroku.
Już, kurwa, nie żyjesz...
~•~
W mój wzrok uderzyła ciemność, przeszyta delikatną łuną ciepłego światła, wydobywającego się z niedostępnego dla moich oczu skrawka pokoju.
Weszłam do czeluści mieszkania z łudzącą mnie myślą, iż uda mi się uniknąć jakiejkolwiek interakcji z moją rodzicielką, jednakże ku mojemu rozczarowaniu już na samym wejściu dotarła do mnie paskudna świadomość, że niestetyż byłam głupia i naiwna, a do tego dałam się zwieść swoim myślom.
Nigdy nie uda mi się uniknąć tej jakże przerażającej mnie osoby. Nawet jeśli zniknie ona z mojego życia fizycznie, zawsze będzie nawiedzać mnie w myślach.
Wiedząc, iż moja pozycja jest już przegrana. Zamiast pokierować się od razu do swojego pokoju, wpierw ostrożnie stąpałam ku salonu, gdzie zapewne musiałam zmierzyć się z nie tylko przeszywającym mnie na wskroś wzrokiem matki, a także bólem spowodowanym przez jej słowa.
Westchnęłam więc ciężko i spuściłam swoją głowę ku dołowi, niemalże od razu po tym gdy spotkałam srogie wejrzenie mojej matki. Już wiedziałam jakie słowa za moment w niemalże mgnieniu oka opuszczą jej usta i zapewne zostaną w mojej głowie na całe życie.
Zabawne, że na pozór nic nie znaczące słowa, nad którymi nie trzeba się nawet często wysilić, by w ogóle opuściły nasze usta, potrafią spowodować tak wiele krzywd w ludzkiej głowie i zostać tam na zawsze...
— Doszły mnie słuchy, Olivia, że w twojej klasie istnieje osoba równie dobra, jak ty — zaczęła niby beznamiętnie, kompletnie nie sprawiając pozoru sfrustrowanej tym faktem. Ja jednak dobrze wiedziałam, że w wnętrzu kobiety wręcz grzmi od nadmiaru negatywnych emocji. — Czy jest to prawdą?
Gwałtownie zacisnęłam oczy, jakby słowa kobiety miały mnie lada moment uderzyć. Uderzyła we mnie jednak jedynie świadomość, że poraz kolejny zawiodłam. Że poraz kolejny nie spełniłam oczekiwania swojej rodzicielki... Łzy, choć niebywale przeze mnie tłumione, zaczęły powoli wykradać się spod mojej kontroli, napawając mnie przy tym strachem, iż będę zmuszona ukazać jak słaba w prawdzie byłam.
— Wytłumacz mi — zaczęła ostrzej. — Dałam ci ciepły posiłek, dach nad głową, wykrztałcenie... Dałam ci tak wiele. A ty? — jej głos odbił się echem od ścian pokoju, zamierając w przestrzeni. — Dlaczego choć raz nie możesz mnie nie zawieść? Dlaczego choć raz nie możesz udać, że jednak nie jesteś tak beznadziejna, jak w rzeczywistości i nie przynosić hańby naszej rodzinie?! — ostry głos kobiety momentalnie przybrał nieco większej wyniosłości, która skutecznie spowodowała, iż wzdrygnęłam, a spod moich piekących powiek wydobyły się gorące łzy. — Co ty sobą reprezentujesz? Jakim prawem jakiś chłopak zyskał respekt w oczach profesora w dosłownie dwadzieścia minut, a ty potrzebowałaś na to co najmniej roku!? Dlaczego nie możesz być taka jak inni... — jej podirytowany ton głosu momentalnie ucichł, przybierając barwę zawodu i zwykłego wstydu za moje zachowanie.
Na całe szczęście nie zdołałam ujrzeć wzroku kobiety. Mogłam jedynie bazować na tym, co dociera do mych uszu, dlatego też coraz więcej łez zdołało pomknąć po moich policzkach, przed tem wyswobadzając się spod moich powiek, które niebywale starałam się kontrolować, by te nie uroniły żadnej stróżki łez.
Cóż... Nie udało mi się nawet to...
— Przepraszam... — wyrzekłam jedynie, nie mając kompletnie pojęcia co mogłabym w tak beznadziejnej sytuacji wydobyć ze swojego gardła. Prawdopodobnie żadne słowa nie byłyby na tyle mocne, by przemówić mojej mamie do rozsądku i uświadomić, iż przecież to nic, że nie jestem taka, jaką chciałaby bym była. To nic... Nie muszę być taka, jaką mnie wykreowano i wypalono w głowie.
— Masz mnie nie zawieść poraz kolejny, rozumiesz? — spytała z słyszalnym naciskiem i dobitnością, która wymknąwszy się spomiędzy jej warg, uderzyła w sam środek mnie, gubiąc we mnie przy tym kolejne elementy puzzli, których nie potrafiłam już w żaden sposób ułożyć.
— Zrobię wszystko, by tak się nie stało... — odrzekłam ciszej niż sam szept, między energicznymi ruchami głowy, które oświadczały kobiecie, iż nie sprawie jej zawodu.
Straszne, że rozbrzmiałe w moich ustach „wszystko” oznaczało dosłownie wszystko...
— 🥀 —
782 słowa.
Miłego dnia/ Miłej nocy ❤️ 💗 💗
Do zobaczenia. Przeżyłam egzaminy, tak więc prawdopodobnie będę miała już więcej czasu na pisanie.
CZYTASZ
LOOKATME | Jann ✓
FanfictionWedług mnie to niebywałe, że ludzie potrafią przybrać formę zachowania, zależnie od otaczających ich ludzi. Tak jakby każdy z nas grał w filmie. A każde otoczenie, było innym filmem. Uważam tak, bo widzę to po sobie. Moja twarz potrafiła nosić wiele...