*Martin*
- Co do diabła? - zapytałem swojej matki w ojczystym języku, kiedy ona wypełniała wielką walizkę z ciuchami, których i tak bym prawdopodobnie nigdy na siebie nie ubrał. Wątpię, żeby ludzie ubierali garnitury w collegu w Ameryce.
Ameryce.
Pieprzonej Ameryce.
Po pierwsze, ten cały gówniany pomysł rocznej przerwy od mojej kariery jest dokładnie taki jak mówię. Jest gówniany. Co z tego, że trochę za mocno imprezowałem czy parę razy się napiłem? Przecież nie żyję w jakimś cholernym centrum rehabilitacyjnym. Mam dziewiętnaście lat. Ale najwyraźniej nie każdy tego tak planował, nawet ci ważniacy w Spinnin Records. Po tym całym... incydencie, przyznali, że to by było ostatnie spieprzenie sprawy zanim zrujnowałbym tą ich cholerną reputację.Więc zadzwonili do moich rodziców, tych zdrajców i wymyślili plan, który miałby "sprowadzić mnie na dobrą drogę". Jak więc brzmiał ten plan? Nie mogę zostać w Amsterdamie z moimi rodzicami ponieważ są dobroczyńcami i za dużo podróżują. W zasadzie to postanowili mnie wywieźć do Ameryki po to, bym żył z jakąś zupełnie nieznaną rodziną i przy dobrych wiatrach oraz znajomościach, które mają, sprawiliby abym wreszcie skończył szkołę i uzyskał stopień w produkcji muzyki.
- Wszystko gotowe. - powiedziała moja matka, kiedy męczyła się z zamknięciem walizki. - Martijn, usiądź na niej tak, żebym mogła ją w końcu zamknąć.
- Może byś nie musiała się tak męczyć, gdybyś nie wsadziła tam każdego gówna jakie tylko posiadam. - mruknąłem, siadając na twardej powierzchni walizki.
Kiedy wreszcie udało się zamknąć to cholerstwo, mój ojciec pojawił się w drzwiach z surowym wyrazem twarzy i ustach złączonych w jedną linie.
- Twój samolot odlatuje za trzy godziny. Musimy jechać na lotnisko. - powiedział szybko po holendersku i odszedł. Jeszcze słyszałem jak bierze swoje klucze, kiedy moja matka mnie przytuliła.
Moje ręce wisiały bezwładnie po bokach, kiedy niezręcznie stałem, nie wiedząc co zrobić. Nienawidzę się przytulać. Czy to nie musiało być przerażające, kiedy ktoś po raz pierwszy kogoś przytulił? Och chodź tutaj, położę swoje ramiona ot tak wokół ciebie i kurna, zaufaj mi, to fajne uczucie. Jednak to zdecydowanie nie jest fajne uczucie. Jest niezręczne i żałosne.
Kiedy moja matka się odsunęła, spojrzała na mnie biorąc moje policzki w jej dłonie.
- To jest dla twojego własnego dobra, Martijn. Proszę, po prostu proszę, chociaż spróbuj tym razem - pociągnęła nosem i już wiedziałem co nadchodzi. Cholerne łzy. - zachowywać się. I bądź miły dla Lorden'sów. - uśmiechnęła się ale wciąż płakała.
Nie wiedziałem co do niej powiedzieć więc poszedłem w stronę łóżka i zacisnąłem dłoń na rączce od walizki, stawiając ją na podłodze.
- Wiem, że nie chcesz odchodzić Martijn i ja również tego nie chcę, ale to jest dla twojego własnego dobra, okej? - słyszę jej słowa, kiedy zbliżam się do drzwi.
- Nie udawaj, że nagle chcesz bym się tutaj wciąż kręcił. - odburknąłem, obracając się by zobaczyć jej twarz i oczy pełne zaskoczenia.
- Ty i tato możecie od razu zapierdalać do jakiegokolwiek kraju tym razem lecicie. Gówno mnie to obchodzi.
Zamykam drzwi z trzaskiem i słyszę tylko, jak matka nadal płacze.
CZYTASZ
Garrix & Me
Fanfiction**TŁUMACZENIE FF @MARTINGARRIX, OPOWIADANIE NIE JEST MOJEGO AUTORSTWA(!), WSZELKIE PRAWA NALEŻĄ DO AUTORKI** Martijn Garritsen, znany jako światowej sławy DJ, Martin Garrix, został wysłany na roczną przerwę przez Spinnin Records i jego rodziców by p...