Rozdział 3

610 37 2
                                    

 - Martin! Witaj w Ameryce! Nie żeby to był twój pierwszy raz ale w każdym razie, wchodź i poczuj się jak u siebie w domu - moja mama powiedziała wesoło, wyraźnie gestykulując podczas mówienia.

Powstrzymałam chichot, widząc wyraz twarzy Martina. Patrzył się na moją matkę jakby była kosmitką.

Był ubrany w czarne, przyległe spodnie, czarny t-shirt z jakimiś białymi literami na przodzie, czarną skórzaną kurtkę i białe trampki. Nigdy nie widziałam chłopaków w okolicy, którzy by się tak ubierali a jeśli tacy istnieli, to prawdopodobnie byli brani za strasznych czy gotyków. Ale Martin wyglądał nieziemsko.

Leniwie przeciągnął swoją walizkę nad niskim progiem i wszedł do domu.

Moja mama szybko go przytuliła, on natomiast cały zesztywniał i nawet nie poruszył swoimi ramionami by odwzajemnić uścisk. Zacisnął szczękę, a kiedy moja mama się odsunęła, uśmiechnął się szeroko mimo niezręczności. 

Nie wyglądał na szczęśliwego. Jego wyraz twarzy zmieniał się z przestraszonego, na niezainteresowanego, na zszokowanego a teraz na zirytowanego. Nawet wyglądał jakby był nieco zły.

Mój tato pokazał się znikąd i poklepał go po plecach z dużym uśmiechem, krzycząc "Witaj w naszym domu!"

Teraz Martin wyglądał jakby był w niesamowicie niekomfortowej dla niego sytuacji. Schował ręce do kieszeni w dżinsach, co, no cóż, myślę, że powinno być trudne biorąc pod uwagę to, jak bardzo wyglądają na ciasne.

Mój tato wziął jego o wiele za dużą walizkę i próbował nawiązać konwersację.

 - Chcesz zobaczyć swój nowy pokój, synu?

 - Tak myślę. - było krótką odpowiedzią, którą otrzymał mój ojciec.

Trochę mi zajęło zrozumienie, że wchodzą po schodach i szybko uciekłam ze swojej kryjówki, uderzając moim lewem kolanem o drewniane drzwiczki szafy.

 - Ałłłł..." - mruknęłam, trzymając się za kolano.

Jestem taką niezdarą, że to po prostu powoli staje się głupie.

Kiedy ściskałam swoje bolące kolano, mój śmiejący się tato znalazł się już na szczycie schodów.

 - Dlaczego chowasz się we własnym domu?

 - Ja... Ja się nie chowałam. - jąkałam się, kiedy Martin wpadł w zasięg mojego wzroku i zatrzymał się za tatą.

Gapił się na mnie z pustą ekspresją na jego twarzy i wzięłabym to za naprawdę straszne doświadczenie, gdyby nie to, że cholernie dobrze wyglądał.

 - Na pewno. - mrugnął do mnie tato.

 - Szpiegowanie naszego nowego gościa w domu nie jest wcale takie dziwne. - zaczął się śmiać, a moje policzki płonęły, kiedy wkradł się na nie rumieniec. Wciąż czułam wzrok Martina na sobie i to zdecydowanie nie pomagało w tej sytuacji.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam oczy Martina wwiercające się w moje, ale tym razem udało mi się złapać jego malutki uśmieszek i nie chciałam niczego innego w tamtym momencie, niż zwinięcie się w kłębek i odejście z tego świata. 

 - Więc... Skoro już tutaj jesteś... - mój tato dramatycznie przeciągał słowa i miałam niepohamowaną ochotę uderzenia go - Możesz pokazać Martinowi jego pokój. - dokończył, a mój żołądek zrobił obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni.

Zadałam sobie samej pytanie - czemu jestem tak zdenerwowana, ale po chwili sobie przypomniałam jak wygląda Martin.

- Eee tak, jasne, okej. Ja.. tak, okej. - wykrztusiłam.

Brzmię jak jąkająca się idiotka.

Mój tato przekazał mi swój półuśmiech i zdezorientowane spojrzenie zanim poklepał Martina po plecach i szedł na dół.

 - Eee... Tędy. - pokazałam ręką kierunek, ciągle mając schyloną głowę.

Kiedy wreszcie skończył się szarpać z walizką, ruszył za mną. Czułam woń słodkiego cynamonu, boże, on pachnie niesamowicie. Wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić. 

I poczuć jego zapach jeszcze raz.

Zatrzymałam się na końcu korytarza i otworzyłam stary pokój mojego starszego brata. Był cały wysprzątany i pusty odkąd pojechał do collegu. Aż mnie zaskoczyła ta czystość bo się przyzwyczaiłam do tego, że zazwyczaj w środku wszystko było powywracane jakby przeszedł tam huragan.

Obróciłam się na stopie i zaczęłam bawić się palcami, pocierając dłoń kciukiem. Jeszcze nie udało mi się pozbyć tego nawyku,  który robię za każdym razem kiedy jestem zdenerwowana.

 - Więc... Ech, to jest ten pokój. - wskazuję ręką wnętrze. Ukrycie spojrzałam na niego i jako, że stał bardzo blisko zauważyłam jaki jest wysoki, znacznie mnie przerastał. Patrzył się w głąb pokoju, a ja zmuszałam siebie do przestania wpatrywania się w niego zanim mnie złapie na gorącym uczynku. 

Obraca głowę i już jest za późno.

Zarumieniłam się i spojrzałam na podłogę. O proszę, biały dywan stał się niesamowicie interesujący...

 - To... Ja już sobie pójdę. - powiedziałam, spoglądając na niego - Mój pokój jest tutaj - pokazałam palcem na pokój znajdujący się naprzeciwko jego - więc jeśli czegokolwiek będziesz potrzebował, po prostu zapukaj. - szybko powiedziałam.

Martin pokiwał głową i zaciągnął walizkę do pokoju, zostawiając ją tuż przy drzwiach. Popatrzył się na sufit, a potem prosto w okna. Nie mogłam wyczytać ekspresji na jego twarzy, ale wyglądał na podirytowanego i znów, jego szczęka zaczęła się poruszać.

Nagle Martin obrócił się i popatrzył się na mnie, podnosząc brew.

 - Możesz już wyjść? - burknął, podchodząc do drzwi i zamykając je tuż przed moim nosem.

Wgapiając się w drzwi z otwartą buzią, wzdychnęłam z irytacją. Za kogo on się uważa? To dlatego potrzebuje pomocy. Jest cholernie niemiły.

Odchodząc, stwierdziłam, że wcale nie lubię Martina Garrixa.


Garrix & MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz