Rozdział 9

618 34 0
                                    

*Martin*

Zerknąłem na swój zegarek, potykając się po schodach w ganku - 2:17. Mój wzrok był nieco zamglony i przewróciłem się na ostatnim stopniu. Wypiłem tylko 4 piwa u Dana i oto jestem, już pijany.

Złapałem za klamkę i ją przekręciłem, ku mojemu zdziwieniu, drzwi łatwo się otworzyły. Zostałem przywitany przez ciemność i ciszę. Wszyscy oczywiście poszli spać. Dobrze. Może zrozumieli, że nie muszę być pilnowany albo, że nie muszę ich wcale obchodzić.

Spokojnym krokiem poszedłem w stronę schodów, a że byłem pijany, zapomniałem o tym schodku, który kurewsko skrzypiał. Usłyszałem szuranie na górze i pstryknięcie włącznika światła. Super.

Dotarłem na szczyt schodów, w momencie w którym jedne z drzwi się otworzyły i wpuściły światło na korytarz, które sprawiło, że wpadłem na cholerną szafkę obok. Przypomniałem sobie jak Zoe się za nią chowała i zaśmiałem się w myślach.

- Martin? - zapytała mnie hipisowska matka. Brzmiała jak moja, jej gruby, zaspany głos był przepełniony troską.

- Jest druga w nocy.

- Wiem. - odpowiedziałem, opierając głowę o szafkę.

- Mógłbyś powiedzieć mi gdzie byłeś?

- Nie.

- Dobrze. Dobranoc w takim razie, śpij dobrze.

Nie wkurzyła się, nie krzyczała i nie była zła. Wróciłem do domu o 2 w nocy, śmierdząc alkoholem i ona nawet nie zamierzała nic powiedzieć? Czy Zoe jest w ogóle jej córką, bo nie wiem skąd pochodzi ten jej temperament.

Zdecydowałem, że hipiska nawet nie jest taka zła i opadłem na łóżko, zasypiając.

*

Moja głowa pulsowała, kiedy ktoś lekko pukał w moje drzwi. Schowałem ją jeszcze głębiej w poduszkę, pukanie stawało się coraz głośniejsze.

- Pierdol się. - burknąłem głośno.

- Nie będzie przeklinania w moim gospodarstwie. Śniadanie jest gotowe. Szykuj się i zejdź na dół teraz albo głoduj aż do lunchu. - Ojciec Zoe wrzasnął zza drzwi, a ja szybko się podniosłem. Od razu pożałowałem tej decyzji, bo miałem wrażenie, że moja głowa zaraz rozbije się na dwa jebane kawałki.

Kiedy wygramoliłem się z łóżka, on zapukał do drzwi Zoe i zawołał ją na śniadanie. O wiele milszym tonem. Spojrzałem na zegar i była 9 rano. Jak ci ludzie w ogóle funkcjonują tak wcześnie rano?

Podniosłem przypadkową parę spodni z walizki i szczoteczkę do zębów - naprawdę muszę wsadzić gdzieś to całe cholerstwo co tu przywiozłem.

Otworzyłem drzwi, kiedy Zoe akurat  weszła na korytarz, pocierając swoje oczy, jej włosy były rozczochrane. Ubierała tylko jakąś staro wyglądającą koszulkę  i zastanawiałem się czy wie, że jest kompletnie prześwitująca.

..

*Zoe*

Moje ręce opadły w dół i obciągnęłam nisko koszulkę, przeklinając siebie za nie nałożenie męskich szortów pod spodem.

Oczy Martina przeleciały od góry do dołu po moim ciele, zatrzymały się na moich nogach, a ja poruszyłam się niezręcznie, na moich policzkach zawitał róż. Spojrzał w górę i uśmiechnął się, gapiąc się na moją klatkę piersiową, a kiedy ja spojrzałam w dół zorientowałam się, że koszulkę zaciągnęłam o wiele za mocno. Postanowiłam o tym zapomnieć i patrzeć na niego aż do momentu kiedy on sam przestanie.

Garrix & MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz