Prolog

24 3 0
                                    

Ivan

Siedzę jak na szpilkach zaraz mają ją przyprowadzić wpatruje się w ohydny obraz naprzeciwko mnie, obok siedzi prawnik syczę do niego.

- Ma zgnić w więzieniu.

- Zrobię co w mojej mocy.

Odwracam wzrok i widzę drobną blondynkę o zielonych oczach prowadzona przez dwóch funkcjonariuszy a za nią dobrze mi znana pani porucznik Megan Gibson brunetka o szarych oczach. Przystanęli z dala ode mnie gdyby wzrok potrafiłby zabijać ta mała już by nie żyła tak bardzo jej nienawidzę zabrała mi wszystko co kochałem.

***

5 lat wcześniej

Opieram łokcie o kolana siedzę już tu z dwie godziny gdzie jest stary już powinien mnie wyciągnąć, gdy słyszę klucz otwierający cele podnoszę głowę.

- Znowu pakujesz się w kłopoty – odzywa się męski dobrze znany mi głos.

- Patric w końcu mogę stąd wyjść – ucieszyłem się na widok dobrze znanego mi mężczyzny odkąd pamiętał zajmował się sprawami naszej rodziny.

- Nie tym razem.

- Ale jak to – pytam zdezorientowany.

- Twój ojciec umywa ręce - powiedział cytuję „ niech ten gówniarz w końcu zacznie zachowywać się jak dorosły".

- Nie przesadza to tylko trochę farby i papieru.

- Zniszczyłeś mienie uczelni a do tego obrzuciłeś dom lektora papierem toaletowym.

- Wielkie mi halo – założyłem ręce na piersi.

- Dołączmy do tego pijacką imprezę w akademiku – kontynuował.

- Każdy musi się wyszaleć – odparłem nonszalancko.

I wtedy ją zobaczyłem wcześniej nie zwróciłem na nią uwagi, bo stała za wielkimi plecami prawnika była piękna brązowe oczy okalane burza rudych włosów, na małym nosku miała kilka drobnych piegów uśmiechała się nieśmiało.

- Ivan czy ty mnie słuchasz – burknął zniecierpliwiony Patric.

- Tak co mówiłeś i może mnie przedstawisz.

Patric przewrócił oczami na znak rezygnacji.

- Nie pamiętasz Livii mojej córki bawiliście się razem w dzieciństwie.

Teraz mi świta mały rudzielec w warkoczykach który zawsze chodził obrażony.

- Nadal się tak obrażasz – zapytałam uśmiechając się zalotnie.

- Nadal jesteś takim bufonem – odparła ale z uśmiechem.

- Spokój dzieciaki jesteśmy tu bo trzeba cię wyciągnąć ale to nie będzie takie proste masz kilka zarzutów.

- Może prace społeczne – powiedziała dziewczyna z złośliwym uśmiechem.

- Uważaj – wystawiłem w jej kierunku palec.

- Ivan to poważna sprawa – warknął Patric.

- Dobra już się zamykam.

Po burzliwych negocjacjach z moim adwokatem i jego uroczą asystentką doszliśmy do porozumienia niechętnie zgodziłem się na prace społeczne na rzecz kampusu a Liv pilnowała mnie żebym na nie chodził. Gdyby nie ona w życiu nie skończył bym szkoły i nie wyszedł na prostą dzięki temu małemu rudzielcowi stałem się przykładnym człowiekiem to co złe zniknęło wraz z pojawieniem się małej Livii to ona uratowała mnie przed sobą samym.

Cena Prawdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz