Ivan
Siedziałem na twardej ławce przed salą sądową, z trudem, powstrzymując nerwowe drżenie rąk. Każda sekunda była jak wieczność, a powietrze w dusznym korytarzu zdawała się mnie dusić.
Drzwi po drugiej stronie otworzyły się ze skrzypnięciem. Spojrzałem natychmiast. Dwóch funkcjonariuszy wprowadziło drobną blondynkę o zielonych oczach. Wyglądała krucho, niemal dziecinnie, ale w jej spojrzeniu było coś, co przyciągało uwagę. Strach. Prawdziwy, niemal namacalny. Jej spojrzenie było niespokojne, jakby szukała drogi ucieczki, której nie było.
Za nią szła Megan Gibson – pani porucznik, brunetka o zimnych, szarych oczach. Jej krok był pewny, niemal arogancki. Stanowiła zupełne przeciwieństwo przerażonej dziewczyny przed nią. W jej spojrzeniu nie było ani krzty współczucia. Było lodowate i skupione, jakby wszystko tutaj było częścią jakiegoś wielkiego planu, którego ja nie rozumiałem.
Zatrzymali się kilka kroków ode mnie. Blondynka drżała lekko, zaciskając zęby, jakby próbowała zachować resztki opanowania. Jej przerażone spojrzenie spotkało się na chwilę z moim, a ja poczułem dziwne ukłucie w piersi – mieszankę gniewu i czegoś, czego nie potrafiłem nazwać. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Każdy jej ruch, każdy grymas twarzy przypominał mi o tym, co zrobiła. A jednak ten strach w jej oczach ... to był ten sam strach, który ja czułem wtedy, gdy wszystko się zaczęło. Gdyby wzrok potrafił zabijać, ta mała już by nie żyła. Tak bardzo jej nienawidziłem.
Żałowałem. Żałowałem, że nie mogę tego zrobić własnymi rękami. Żałowałem, że to nie ja decyduję o tym, co się wydarzy, o jej losie, o tym, czy będzie miała jakąkolwiek przyszłość. Nienawiść, która we mnie płonęła, była niemal namacalna. Czułem ją z każdym uderzeniem serca, w każdej myśli, która wracała do tego, co mi zrobiła.
Nienawidziłem jej z całego serca. To ona zabrała mi wszystko, co kochałem. To ona zniszczyła moje życie, a teraz stała tutaj – drobna, przerażona, wyglądała jak ofiara i wszystko we mnie krzyczało, że to jest kłamstwo.
Jedno wiedziałem na pewno – ona musiała ponieść konsekwencję. Nawet jeśli moje ręce nie mogły jej dosięgnąć, ktoś inny musiał to zrobić. I musiał to zrobić za mnie.
***
5 lat wcześniej
Oparłem łokcie na kolanach, wpatrując się w brudną, zimną podłogę. Czekałem już ponad dwie godziny, a każda minuta wlokła się jak wieczność. Gdzie do cholery był stary? Powinien mnie stąd wyciągnąć, a nie zostawiać w tej pieprzonej dziurze. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, a siedzenie w celi zdecydowanie nie należało do moich ulubionych zajęć.
Próbowałem się uspokoić, ale w środku buzowała złość. Myśli krążyły w kółko, nie dając mi spokoju. Czy zapomniał? Czy zostawił mnie tutaj specjalnie?
- Znowu pakujesz się w kłopoty – usłyszałem męski głos, niski i pełny niezadowolenia, który znałem aż za dobrze.
Podniosłem głowę i zobaczyłem jego wysoką sylwetkę w idealnie skrojonym garniturze. Wyglądał tak jak zawsze nienaganny, chłodny, z tym wiecznym wyrazem zniecierpliwienia na twarzy.
- Patrick, w końcu mogę stąd wyjść? – zapytałem, zrywając się z niewygodnej pryczy i podszedłem do krat. Mimo wszystko ucieszyłem się, że go widzę. Od zawsze zajmował się sprawami naszej rodziny, a jego pojawienie się oznaczało, że mogę stąd wyjść.
- Nie tym razem – odparł lodowatym tonem, jakby chciał ugasić każdą iskrę mojej nadziei.
Zmarszczyłem brwi, czując, jak napięcie narasta we mnie.

CZYTASZ
Cena Prawdy
RomanceDla Ivana dzień ślubu miał być najpiękniejszym dniem w jego życiu - początkiem wspólnej przyszłości z miłością jego życia. Jednak zamiast radości i wzruszeń, spotkał go szok i ból. Narzeczona nie pojawiła się przed ołtarzem, a idealny świat, który r...