Don't go... Tell me / Fukumori / one-shot

34 2 2
                                    

Czarnowłosego przeszedł dreszcz, gdy usłyszał trzask pioruna za sobą, burza była dla niego piękna, ale niezwykle.... Nieznośna? Nie miła? Zbyt mokra? Złośliwa? Ciężko było określić jakiego słowa szukał, doskonale jednak wiedział jak na swoje siedem już przeżytych lat, że tak jak na początku tak jak teraz nie mógł liczyć na nikogo. Był sam. Bo tak zawsze było, dziecko z bogatej szanowanej rodziny, syn lekarza, wielkiego chirurga i prawniczki, która była najlepsza w branży. Nasłuchał się wiele o tym ile dobrego przynieśli światu jego rodzice, tyle, że dla niego byli poprostu osobami. Zwykłymi ludźmi z, który mieszkał i nie widział w nich nic wyjątkowego, bo praktycznie nie znał ich ani trochę. Zajmowała się nim opiekunka, a wychowanie rodziców sprowadzało się do pochwał za oceny i ewentualnie krótkich rozmów jak minął mu dzień. Chodź nawet wtedy go nie słuchali, tylko udawali, a on doskonale ich przejrzał, nie był głupim dzieckiem. Wiedział, że traktują go jak powietrze, jakby go nie było. Tak więc uciekł, opiekunkę przekonał, że powinna odpocząć na wakacjach, a ktoś inny się nim zajmie. Na szybko wymyślił, że będzie to jakaś ciotka, której imię było zupełnie przypadkowe gdyż zapadło mu w pamięci od momentu, w którym zobaczył je w jakiejś książce, którą ostatnio czytał. I kobieta uwierzyła w każde jego słowo, nawet te najmniej prawdopodobne, dając się złapać na niewinne spojrzenie i słodki uśmiech siedmiolatka.

Tak trafił tu gdzie był teraz, na ulicę, marzł, moczył go deszcz, trzęsł się z zimna i nie miał gdzie się zatrzymać, spędzał czas w ciemnych alejach, by go nie znaleźli. W takich alejkach był sam jak palec skazany na samotność i bezdomność mimo wszystko twierdził, że to lepsze rozwiązanie niż powrót do domu. Tak pewnego dnia młody Ougai poznał kota o wielu kolorach i niezwykle przenikliwym spojrzeniu szmaragdowych ślepi. Zwierzątko było miłe, przynosiło mu jedzenie i prowadziło w różne miejsca, jakby był jego dzieckiem i może na początku wydawało mu się to dziwne i niemożliwe. Ale doskonale wiedział, że intencje tego dachowca były szczere i pełne troski, której mu brakowało w życiu.

Pewnej nocy jakoś tydzień, może trochę dłużej po poznaniu kota, poznał i jego tajemnicę. Kot był obdarzonym tak jak młody Mori, Natsume Sōseki, bo tak nazywał się mężczyzna o charakterystycznym wąsie i czarnym meloniku zajął się chłopcem jak synem i dał mu nadzieję na lepsze jutro, a co za tym idzie nauczył przetrwać i dał miłość, którą nie łatwo było mu zrozumieć. Taką ojcowską.

- Sensei czy to jest dobry pomysł?

- Wmieszałeś się w sprawy mafii portowej Mori, nie jestem cudotwórcą, ale mogę ci pomóc gdy tam dołączysz, będe cię obserwował i starał się zrobić wszystko co w mojej mocy, by ci pomagać. Ty i Yukichi jesteście wyjątkowymi dzieciakami i możecie zmienić to miasto.

- Mhm... Możemy zmienić miasto! Yokohama to nasze miasto! - krzyknął pełen determinacji mimo niepewności.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jedno wspomnienie przeniosło go do drugiego, jego wczesnych lat w mafii, jak się okazało nie było tak łatwo jakby tego chciał. Przynajmniej nie pod okiem uwczesnego szefa.

- Mori ile masz lat?

- 7 prawie... No prawie 8... - przyznał lekko rozchwianym głosem patrząc na ostrze, które chwilę temu wypadło mu z rąk.

- No właśnie w tym wieku powinieneś był już potrafić zabić koło 50 ludzi bez mrugnięcia okiem, a ty nie umiesz zabić nawet trzech. - odezwał się pretensjonalnie mężczyzna.

- Ja... - fioletowooki spuścił wzrok z wewnętrznym przerażeniem.

- Daliśmy ci dom, ciepło, bezpieczeństwo, wolisz wrócić na ulicę albo do ludzi, którzy mają cię w poważaniu? Tutaj jesteś ważny, tutaj będziesz silny i zmienisz się z pokracznego szczeniaczka w prawdziwego zabójcę, chcesz dalej być szczeniakiem kulącym ogon ze strachu czy zamierzasz im pokazać na co cię stać jak na mafioso przystało?

❤Nie tak samotni poeci~📚 / bungou stray dogs shipsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz