Samotne podziemia... /Rimline angst / one-shot

26 2 0
                                    

Dni w samotności upływały mu niezwykle cicho w pomieszczeniu dla niego podobnym do celi, ale czemu się dziwić? Był tylko on i cztery puste ściany, ewentualnie raz na jakiś czas Bóg mieszający mu w głowie, ale to nie zmieniało wiele. Guivre mógł go tylko denerwować, poza tą cechą nie był w stanie nic zrobić, blondyn był zbyt pogrążony w melancholii śmierci byłego już kochanka. Rimbaud był jego promyczkiem w mroku, a teraz, gdy ten promyczek zniknął jego nadzieję na cokolwiek lepszego zdawały się wyparować z siłą błyskawicy. Chodź zewnętrznie potrafił jedynie szlochać, to wewnętrznie przeżywał burzę emocji, nie wiedział co czuć, poczucie winy? Obojętność? Może smutek lub złość? To, że tu był zawdzięczał właśnie Arthurowi, nie zasłużył na to, tak czuł, przecież był tylko spisem kodów... A uratował go człowiek, a dokładniej duch człowieka, który powtarzał, że i on należy do rasy ludzkiej, w co nie bardzo wierzył. Może nadal nie wierzy, ale mniej, po prostu jest mu tęskno za tym co było, coś mógł zrobić inaczej, zobaczyć inaczej, powiedzieć inaczej, odczytać inaczej. A jednak nie potrafił, był zbyt zagubiony myślami błąkającymi się jak najcenniejszy przybytek w skromnym pokoju, aka celi.

Ostatnią osobą, którą z reguły spodziewał się ujrzeć w swoich niezbyt ciekawych dniach życia, od jakiegoś czasu zapełnionego nudną rutyną. Był Mori Ougai we własnej osobie. Gdy drzwi się otworzyły, a w nich zastał właśnie jego westchnął rzucając mu niezbyt emocjonalne spojrzenie, czuł mieszane uczucia do tej osoby. Z jednej strony oszukał Arthura po jego amnezji co wiedział z dzienników partnera, które może nie dosłownie, ale by na to wskazywały. Chodźby słowami :

" Nie pamiętam kiedy rozpocząłem pracę w mafii, to dziwne, ale według szefa byłem tu od zawsze"

Z drugiej strony Mori był też jego szefem, w końcu zabójca poniekąd z nieznanego mu powodu jeszcze nie spadł z rangi egzekutora. Mimo, że ostatnio raczej po prostu przebywał u siebie jak zazwyczaj, nie zapadł mu w pamięci moment, w którym wychodziłby na misję od szefa. Od tygodni... Albo miesiący, tu było to bez różnicy, w końcu wciąż był w tym samym miejscu.

- Hmm chłodny jesteś Verlaine.

- W tej celi nie ma miejsca na ciepło.

- Celi? To poprostu pokój.

- Raczej klitka pod ziemią.

- Aż tak obskurnie to tu nie masz, masz to czego chciałeś, muzyka, cisza i spokój, wolność swoich pisarskich fantazji. - Mori usiadł na wolnym krześle, na biurku postawił kieliszki, jeden przed sobą drugi przed Verlainem, wino pośrodku. Był to Merlot rocznik 1985. Zamiłowanie szefa mafii do dobrych win to było jednak coś co ich łączyło i może dlatego cisza tak szybko została przełamana, Mori dobrze wiedział co robi nalał im wina i spojrzał na błękinookiego.

- Co cię tu sprowadza? - uprzedził jego wypowiedź Paul, biorąc łyk wytrawnego wina.

- Chciałem tylko sprawdzić jak się masz.

- Mhm, to nic mi nie mówi mimo wszystko, dlaczego miałoby ci zależeć na tak beznadziejnym egzekutorze jak ja?

Ougai upił wina i spojrzał na niego z klasycznym dla siebie uśmiechem opierając podbródek na dłoniach opartych na biurku.

- Nie powiedziałem, że zły z ciebie egzekutor, trochę się zasiedziałeś, sytuacja nie jest jasna, ale twoje umiejętności wciąż pozwalają ci utrzymać rangę.

- Utrzymać rangę? Umiejętności? Jak siedzenie w piwnicy przy muzyce klasycznej i amatorskie pisanie miałyby mi pomóc utrzymać rangę? To bez sensu, osłabłem, ta ranga nie należy mi się.

- Należy zaufaj mi, poza tym nie będziesz chyba kwestionował decyzji swojego szefa prawda?

- Przy winie w jego obecności? Nie.

❤Nie tak samotni poeci~📚 / bungou stray dogs shipsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz