19. A w Quakowie na Bratzkiej pada deszcz.

1 0 0
                                    


Na Rynku w Quakowie stoi Koń. Koń, ponieważ to koń i tak się nazywa, po co konia nazywać inaczej? Koń i tak nie zrozumie, co się do niego mówi, a to upraszcza procedurę, wiadomo kim jest, o kogo chodzi, co robi. On sobie z tego tylko rży.

Z innego punktu widzenia, Koń, jaki jest, każdy widzi. Ciągnie dorożkę, taka jest jego praca, nie myśli o tym, pamięta jednak, że z rana, tak jak pod koniec dnia, otrzyma worek z pokarmem. W zasadzie jest mu wszystko jedno, czy to obrok, siano, czy inna sieczka. Ważne żeby zanurzyć pysk w worze i żreć do woli.

Oprócz Konia, w Quakowie są też inne konie, są inne dorożki, są też turyści. Quaków jest średniej wielkości aglomeracją Cesarsko Królewskiego Imperium. Zasadniczo leży na jego rubieżach, jego mieszkańcy mówią też innym językiem niż większość mieszkańców Imperium. Quaków i jego prowincja, trafiły się bowiem przed laty Cesarzowi Królowi, jak ślepej kurze ziarno, ktoś inny załatwiał opodal swoje sprawy i przy okazji rozrzucił ochłapy.

Król Cesarz ochoczo przysiadł się do stołu i tak już zostało. Sąsiednie królestwo rozebrano ze szczętem. Nowi poddani z początku trochę się buntowali, a z czasem wszystko zaczęło im wisieć. Być może stąd wziął się miejscowy zwyczaj mierzenia kutasów i okrzyk bojowy – Sto Lat!

Quaków posiadał rzekę, smoka i królewskie wzgórze. Rzeka popłynęła w dół, smoka ukatrupiono, a królów już dawno nie chowano na wzgórzu, z braku królów, własnych, a cudzych nie miano zamiaru. Niemniej tradycja miała się świetnie, sprzedawano pamiątki i starannie pielęgnowano historię minionych epok. Zarówno mieszkańcy, jak odwiedzający byli zadowoleni, choć hałaśliwe grupy kawalerów, czy panien na wydaniu z Ankh-Morpork i krain ościennych wieczorami zakłócały ciszę. Dawna stolica królów, zapomniane królestwo, żyło sobie skromnie i bezgłośnie, z wieży płynął hejnał, w kawiarniach spławiano hektolitry trunków, w tym kawy.

Na Rynku w Quakowie stoi Koń, ponieważ nie ma nic do roboty. Nie ma kogo, nie ma gdzie, zawieźć. Korzystając z przestoju żre sieczkę. Za dnia nie ma wiele roboty, interes ruszy dopiero wieczorem. Teraz więc rusza szczęką. Przeżuwa powoli. Obserwuje gołębie, kwiaciarki. Nie myśli. Po prostu jest. Czasem podnosi ogon i strzela kasztanami. Jak to Koń. Nikt nie wymyślił jeszcze końskiej kuwety, dlatego na każdej dorożce, obok fiakra i wcale nie do ozdoby jak myślą przyjezdni, nie do zabawiania podczas przejażdżki rozmową, podróżuje Madam, przeważnie w zgrabnym fraczku i cylinderku na głowie. Zaopatrzona w szczotkę i zgrabną szufelkę, ma za zadanie zacierać ślady.

Wiele mil od tego miejsca ma miejsce dramatyczna scena, na którą wszyscy czekają od dawna. Sierżant Vimes, Susan i licznie zgromadzeni mieszkańcy, czekając na finał, patrzą i obserwują w skupieniu, a nawet zakładają się między sobą, co wpadnie do wora. Nie byłoby może zbiegowiska, ale ten spektakl trwał wiele dni, powtarzał się wielokrotnie, opisano go w prasie, nadając zamierzony rozgłos, niestety z marnym skutkiem, ktoś lansował tę historię, jednak była ona ciągiem niepowodzeń.

Dziś miało być inaczej. Susan przyszła o dziewiętnastej, jak zwykle, tym razem zaopatrzona w gwizdek. Brakujący element w sposób istotny miał się przyczynić do zakończenia całej serii niefortunnych zdarzeń.

Ludzie utrzymywali rozsądny dystans. Publiczność mimo braku widocznych efektów czuła respekt. Nikt nie wiedział czy i jaki potwór wyłoni się z gęstwin. Dziewiętnasta była godziną pąsowej róży i już miała zacząć się kolejna cudowna przemiana, gdy z tłumu nagle ktoś krzyknął:

– Dawaj, mała! Pokaż nam w końcu tego potwora!

Tłum zarechotał. Gawiedź w większości zebrała się dla rozrywki. Susan nie dała się sprowokować. Obróciła się, odnalazła w tłumie tego człowieka, nikt nie mógł się przed nią ukryć, po czym posłała mu starannie przygotowane wiele mówiące spojrzenie. Spotkali się wzorkiem i anonimowy żartowniś poczuł, że robi mu się miękko w nogach. Jeszcze nigdy nie oddalał się tak szybko. Z szacunku dla panny Susan, oczywiście.

Zakład Pogrzebowy Ankh-Morpork albo Kim , do ch^^^^, jest ten Kowalski?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz