Rozdział 7

17 7 0
                                    


      Słyszę wszystko co dzieje się wokół mnie. Nie mogę otworzyć oczu. Nigdy nie czułam się tak... Dziwnie jak teraz. Próbuję, naprawdę próbuję, otworzyć oczy. Nic z tego. Na szczęście zniknęło chociaż to uczucie swędzenia. Ból w klatce piersiowej nadal mi towarzyszy, chociaż teraz w znacznie mniejszym stopniu. 

- Abygail..- Słyszę szept. Nie rozpoznaję tego głosu, brzmi męsko, ale przez to, że jest tak cichy nie jestem w stanie go dopasować do żadnej osoby. - Otwórz oczy Abygail..

      Staram się to zrobić. Tak mocno próbuję, że w zasadzie myślę teraz jaka istnieje szansa, że już mam je otwarte. Równie dobrze mogę być zamknięta w skrajnie zaciemnionym pomieszczeniu, wtedy nic nie widać, prawda? 

- Abygail, otwórz oczy!- cała się napinam. Mam wrażenie jakby ten głos wybrzmiewał tuż przy moim uchu. Mój instynkt samozachowawczy od razu sprawia, że z całej siły próbuję otworzyć powieki jak najszerzej, aby móc zobaczyć co się dzieje. 

Udało się. 

     Nie jestem w tej obskurnej sypialni gościnnej Ezry.  Klękam na zimnej piaszczystej powierzchni. Gdy spoglądam w dół dostrzegam, że nie mam na sobie tych samych ubrań, w których wychodziłam z domu na imprezę z przyjaciółmi. 

Wygląda na to, że jestem w jaskini. Rozglądam się gorączkowo dookoła. Za moimi plecami znajduje się ściana z ciemnego, nierównego kamienia. Wszędzie ten sam kamień. Droga jest tylko jedna, prowadzi w nieznanym kierunku. Powoli wstaję, jedną ręką przytrzymując się ściany. 

     Prostuję kości i przyglądam się sukience, którą mam na sobie. Jest obszerna, w kolorze bladożółtym, moje problemy z oddychaniem wyjaśniły się, gdy tylko pod palcami dłoni wyczuwam gorset. Opina moje żebra bardzo mocno, przez co mam problemy z oddechem. Hecate... Gdzie ja jestem? Jedyny przedmiot rzucający światło na całe to miejsce to wyjęte jak z filmu pochodnie zamontowane na uchwyty w ścianie. Ciepło z nich nie jest w stanie ogrzać mojego zmarzniętego ciała. Gęsia skórka wychodzi na moich ramionach i odkrytym dekolcie. Suknia ma wycięcie na klatce piersiowej w kształcie serca i zakończona jest białą, delikatną falbanką. 

    Stawiam pierwszy krok do przodu w kierunku jedynej ścieżki, która w pewnym momencie znika przez zakręt. Coś mnie ciągnie, abym szła tam czym prędzej. Podświadomie czuję, jakby coś mnie przyzywało. Cisza w tej jaskini jest przerażająca. Przerywa ją jedynie stukot moich pantofelków i strzelanie ognia z pochodni. Idę powolnym krokiem do przodu, wiem, że tak należy, że to właśnie muszę zrobić. Lewa dłoń wciąż ociera się o szorstkie kamienie. 

     Mijam zakręt. Przed oczami mam wyraźne większych rozmiarów grotę, na wprost której jest ognisko. Nie jest zwyczajne, bowiem ogień z paleniska jest niebieski tak, jak niebo. Płomienie są wysokie, na pewno wyższe ode mnie. 

- Podjedź bliżej, Abygail.- to ten sam głos! Dokładnie ten, który słyszałam zanim otworzyłam oczy. Gula rośnie mi w przełyku, z nieznanych mi powodów czuję, że muszę znaleźć się jak najbliżej tego płomienia. Boję się, nie wiem co się dzieje, ale nie powstrzymuje mnie to przed stawianiem kolejnych kroków. 

    Im bliżej jestem paleniska, niebieskie płomienie zmniejszają się ukazując mi sporych rozmiarów kocioł. Szukam wzrokiem osoby, do której należy ten głos. Nikogo tu ze mną nie ma. 

- Kim jesteś?- wołam w przestrzeń. 

- Bliżej Abygail, podejdź bliżej..- mam wrażenie jakby tym razem dźwięk dochodził z każdej strony. Gorączkowo obracam się wokół własnej osi w poszukiwaniu czegoś, co pomoże ustalić mi kto lub co do mnie mówi. Nic z tego. 

Akademia CieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz