– Mogłaby mi pani opowiedzieć coś więcej o pani farmie, panno O'Brien? – zagadnął Alphard, po piętnastu minutach spaceru pod górkę w kompletnej ciszy.
Zwykle nie miał problemów z nawiązywaniem rozmowy nawet z nieznajomymi, ale wyraźna rezerwa prezentowana przez młodą pannę O'Brien, nieco go deprymowała. Dziewczyna od czasu do czasu przyglądała mu się podejrzliwie, a Alphard starał się nie wmawiać sobie, że na pewno wiedziała, że wcale nie powinno go tu być. Bo i skąd miałaby to wiedzieć? Może i był trochę lepiej ubrany (choć spakował najprostsze mugolskie ubrania, jakie wpadły mu w ręce) niż ludzie, których mijał w wiosce, ale przecież poza tym chyba niczym się od nich nie różnił. No pewnie jeszcze miał trochę staranniej przystrzyżone włosy i brodę, ale to już naprawdę tyle.
Miał szczerą nadzieję, że nie palnął jeszcze żadnej głupoty, która świadczyłaby o jego nieznajomości mugolskich zwyczajów, ale nic takiego nie przychodziło mu do głowy. W porównaniu z większością jego krewnych czy znajomych, miał i tak całkiem dobre rozeznanie w sprawach mugoli.
W przeciwieństwie do większości swojego otoczenia nie widział niczego zdrożnego w inwestowaniu rodzinnych pieniędzy w mugolskie przedsiębiorstwa. Nikomu to nie szkodziło, a prowadziło do obopólnych korzyści. Mugolska gospodarka po wojnie cierpiała na poważne niedostatki gotówki, a tymczasem czarodziejskie złoto bezużytecznie leżało w skarbcach. Inwestycje w odbudowę zniszczonych dróg, czy sieci kolejowych na kontynencie były nie tylko pożyteczne, ale również bardziej opłacalne niż goblińskie obligacje, więc sprawa była właściwie oczywista.
Dodatkową korzyścią (być może największą) była zdegustowana mina Oriona za każdym razem, kiedy podczas kwartalnego zebrania wspólników rodzinnego funduszu Blacków, Alphard przedstawiał wyniki ze swoich rozmaitych przedsięwzięć. Orion i Cygnus zwykle byli bardzo zniesmaczeni jego różnymi pomysłami. Najjaskrawszym przykładem ich hipokryzji była sytuacja sprzed kilku lat, kiedy Alphard zainwestował w fabryki mugolskich telewizorów. Kiedy cała branża wystrzeliła pod niebo przed koronacją nowej królowej, zarówno jego brat, jak i szwagier znacznie powiększoną dywidendę z funduszu przytulali już bez najmniejszych oporów.
– Nie wiem, co dokładnie chciałaby pan wiedzieć, panie Black. Farma ma dziesięć hektarów, na ośmiu siejemy jęczmień, a niecałe dwa to pastwiska i obejście. Pańska kwatera jest w przybudówce koło stodoły. Pewnie nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale zapewniam, że jest czysto. Na śniadanie i kolację zapraszam do domu, lunch pewnie zwykle będziemy jeść gdzieś w polu – powiedziała rzeczowym tonem. – Młocarnie wynajmujemy od sąsiadów kilka mil od nas, na dwa dni. Zakładając oczywiście, że pogoda będzie nam sprzyjać i całe zboże zdąży wyschnąć. Możliwe, że w międzyczasie również jacyś sąsiedzi będą chcieli pana wynająć do pomocy przy młóceniu. My z ojcem pewnie będziemy iść do Doyle'ów i Lynchów. Jak pan pewnie wie, do młócenia trzeba co najmniej osiem osób, a w mało którym gospodarstwie w okolicy jest na tyle ludzi do pracy.
– No tak – przytaknął jej, chociaż oczywiście nie miał o tym zielonego pojęcia. – A coś o pani rodzinie? Ta kobieta na poczcie wspomniała, że ma pani kilkoro rodzeństwa.
– Czworo – potwierdziła. – To znaczy, czworo żyjącego – dodała trochę ciszej.
Alphard posłał jej współczujące spojrzenie, ale Grace na niego nie patrzyła. Nie rozwinęła też tego tematu w żaden sposób.
– Ja jestem najstarsza, jak zapewne uprzejmie poinformowała pana, pani Healy – dodała z przekąsem. Alphard zaśmiał się pod nosem i zauważył, że kąciki ust dziewczyny również podjechały nieco do góry. Przyszło mu do głowy, że mimo sztywnego obejścia musiała mieć w sobie również trochę przekory.
CZYTASZ
Gwiazda za mgłą [Alphard Black x OC]
Fiksi PenggemarLato 1955 roku. Trzydziestoletni Alphard Black wiedzie beztroskie życie arystokraty z czystokrwistej rodziny. Pomnaża rodzinny majątek, a w międzyczasie bez oporów korzysta ze swojego statusu, koneksji oraz wszelkich rozrywek dostępnych dla zamożneg...