Szybko złapałem za mój telefon i odebrałem go nawet nie patrząc kto do mnie dzwoni.
-Halo, o co chodzi?-
Powiedziałem już trochę podrażnionym głosem.
-To ja. Mógłbyś się ze mną na chwilę spotkać?-
Usłyszałem smutny głos Cherry.
Trochę obrzytomniałem i wstałem na równe nogi.-Cherry, co się dzieje?-
-Ja chcę z tobą porozmawiać na miejcu.-
Usłyszałem w jej głosie powagę.
Wyszedłem szybko z pokoju prawie potykając się o własne nogi.-No jasne. A gdzie jesteś?-
-Na końcu kręgu, raczej wiesz gdzie mnie znaleźć-
Powiedziała, po czym rozłączyła się.
Ten dzień nie może się już skończyć! Nie dość, że sytuacja z Huskiem, Alastorem i Valentino, to jeszcze pewnie Cherry coś odjebała.
Ja już po prostu nie mogę tak w kółko....
Normalnie raczej bym to olał, a ona po godzinie pewnie i tak zjawiłaby się w hotelu po mnie, ale po ostatniej sytuacji chyba jestem jej to winny...
Zszedłem powoli na dół, zamykając ze sobą drzwi. Pobiegłem do głównego holu. Wychodząc, rzuciłem Huskowi obojętne spojrzenie. Ten tylko przewrócił oczami i wrócił dalej do picia. Alastor siedział razem z nim i przygadał mi się z uśmiechem.
Wciąż wydawało mi się to dziwne. Wyszedłem z hotelu trzaskając ze sobą drzwiami i pobiegłem jak tylko mogłem w nasze miejsce.
Cherry już siedziała na dachu budynku. Trochę mi to zajęło, żeby wdrepać się po tych wszystkich schodach na sam dach. Już moja kondycja nie jest ta sama, co kiedyś. Dawniej rozruby z Cherry sprawiały mi jakąś większą satysfakcję. Dzisiaj to już trochę mnie męczy....
-Co jest, Cycolinko?-powiedziałem, dosiadając się do niej. Ona spodglądała na ulicę piekła z smutnym wyrazem twarzy.
-My nadal się przyjaźnimy?-zapytała cicho.
-No, co jest? Chyba nie myślisz, że zostawiłbym tak po prostu moją najlepszą przyjaciółkę?-powiedziałem szczerze.
-Jakoś nie masz dla mnie zbytnio czasu i nie rozmawiamy tak jak kiedyś. Czasami fakt, męczyłeś mnie, mówiąc cały czas o Valentino, ale zawsze staram się jakoś pomóc. Teraz nie słyszę nic od ciebie, nie mam żadnej wiadomości. Po ostatniej sytuacji po prostu brakuje mi twojej obecności.-wyjaśniła.
Przytuliłem ją do siebie. Chodź czułem się urażony gdy powiedziała że męczę ją mówiąc o Valu.
-Będziesz moją najlepszą przyjaciółką i największą psycholożką jaką tylko miałem. Po prostu ostatnio nie mam na nic ochoty.-odparłem.
-Wiesz, myślałam, że jestem dla ciebie jakimś więcej niż twoją prywatnym psychologiem.-trochę chyba wkurwiły ją moje wyjaśnienia.
-Nie, Cherry, to nie tak. Po prostu ostatnio mam masę myśli na raz.
Masę spraw na głowie!
Powiem ci szczerze, Cherry...
Valentino ogromnie mnie męczy. Jeszcze dochodzi do tego sprawa z Huskiem. W ogóle wmieszał się w to Alastor i nie wiem w ogóle dlaczego...- Przerwała mi gdy zacząłem swój monolog.
-Oczywiście. Jak zawsze jebany Valentino i teraz obchodzi cie ten pierdolony barman? Miałeś już wiele obiektów westchnień, ale głównie chodziło tu tylko o seks.
Widzę, że teraz jakoś jest to inaczej u ciebie działa. Zmieniasz się, Angel-stwierdziła.
Spojrzałem na nią pytająco.
-Zmieniam się? Ja po prostu staram się kurwa choć raz wyjść na lepsze!
Staram się nie ćpać i nie być wręcz otumaniony! TEGO KURWA CHCESZ?! Staram się iść za radą i być sobą tak jak najbardziej potrafię. A nie wiecznie aktorzyć! MAM JUŻ DOŚĆ! Chcę chodź na chwilę zająć się swoimi sprawami-wyjaśniłem.
I nie ukrywam poniosły mnie emocje. -Aha, no tak. Powiedział ci ten pierdolony, zapijaczny barman?!-krzyknęła.
-Możesz odjebać się wreszcie od Huska?!-wrzesnąłem na nią.
-Jesteś o niego zazdrosna czy kurwa o chuj ci chodzi?! Wyjaśnij to chodź raz a nie zgrywasz ofiarę!-ponownie podniosłem na nią głos.
-Rozumiem, czyli nasza przyjaźń w ogóle nie ma sensu! Dla ciebie liczy się ten pijak, a nie przyjaciółka, z którą jesteś od parunastu lat!-znowu krzyknęła w moją stronę.
Wziąłem głęboki wdech i wydech.
-Cherry, jesteś dla mnie ważna-już trochę z rzuciłem z tonu.
-Ale po prostu czuję, że on w pewien sposób też jest też dla mnie ważny. Wyjaśniałem Ci to już-dodałem.
-Ale nie myślałam, że brałeś to tak na serio-powiedziała już też trochę ciszej, po czym skoczyła z budynku, zsuwając się po rynnach.
Widziałem, jak odchodzi w głąb demonów na ulicy. Nawet nie przyszło mi przemyśleć, żeby iść za nią.
Sama wybiera, dokąd chce iść.
Czułem, że jeżeli poszedłbym za nią, skończyłoby się to jeszcze większą kłótnią. Dlatego wróciłem do hotelu. Stanąłem w holu i rozpakałem się jak pierdolona ciota.
Zapomniałem, że oni mogą wciąż być przy barze...
-Ej, Angel. Wszystko okej?-usłyszałem głos Huska.
Szybko przetarłem łzy, pokazując, że nic się nie stało. Nie chciałem, żeby to widział.
-Co? Tak, wszystko jest okej.
O co ci w ogóle znowu chodzi?-próbowałem aktorsko wręcz udawać, że nic mi nie dzieje.
Sam wiedziałem jakie to żałosne...
Spojrzałem w strone baru.
Zauważyłam, że odziwo Alastora z nim nie ma. Pokazał mi, bym usiadł obok niego.
Poszedłem więc w stronę baru, jak potulny piesek i usiadłem przy nim. Nalał mi szklankę whisky.
-Opowiadaj-powiedział.
-Serio, kurwa?
Po tym wszystkim co ostatnio?
Nie mam już nawet siły z tobą prowadzić dialogu...-stwierdziłem.
-Ech...- Husk zdychnął i podał mi karteczkę. Z tym właśnie samym pismem, o które go właśnie podejrzewałem, że to jego." Wszystko ci wyjaśnię. Nie możemy tutaj rozmawiać. "
Przeczytałem na karteczce i spojrzałem mu prosto w oczy, pytająco.
-Nie chciałbyś się przejść na spacer?-zapytał.
Potrząsnąłem głową potwierdzając jego zaproszenie.

CZYTASZ
DAŁEŚ MI NADZIEJĘ | HUSKERDUST |
RomanceWątpiłem że miłość istnieje. Nigdy bym nie przypuszczał że mogę się zakochać. Zawsze myślałem że liczy się tylko sex bez zobowiązań ale... myliłem się... Czy... ja... wiem czym jest miłość? Czy to właśnie on mnie tego nauczył?