Siedziałam w ciemnym, wilgotnym lochu, od paru godzin przykuta do twardego, niewygodnego krzesła. Przynajmniej tak mi się wydawało, że było to parę godzin. Nie wiem, po jakim czasie się ocknęłam. Na sobie wciąż miałam granatową balową suknię, którą założyłam na wieczorny bal. Suknia, która jeszcze niedawno była powodem mojej radości, teraz wydawała się być tylko niewygodnym przypomnieniem tamtego wieczoru.
Pomieszczenie było klaustrofobicznie małe, o kamiennych ścianach, które wydawały się zamykać wokół mnie. Powietrze było ciężkie, przesiąknięte zapachem pleśni i wilgoci. W kącie rosła wilgotna pleśń, a z sufitu kapała woda, tworząc małą kałużę przy moich stopach. Każda kropla, uderzająca o ziemię, rozbrzmiewała echem, które zdawało się nieskończenie długo rozchodzić po ciasnym pomieszczeniu. Światło było minimalne, wpadające przez małe okienko wysoko na ścianie, przykryte kratami, przez które ledwo przedostawały się promienie księżyca. Na podłodze widniały plamy i ślady, które mogły być pozostałością po poprzednich więźniach.
Moje nadgarstki były obolałe od ciasnych więzów, a każda próba poruszenia się tylko pogarszała ból. Czułam, jak szorstki materiał liny wcina się w moją skórę, pozostawiając czerwone ślady. Stopy miałam związane podobnie, co uniemożliwiało mi jakikolwiek ruch. Głowa opadała mi na piersi, a włosy, które jeszcze kilka godzin temu były misternie upięte, teraz wisiały w nieładzie, splątane i brudne.
Próbowałam przypomnieć sobie, co się stało. Justin zorganizował dla mnie bal. Zatańczyliśmy ledwo jedną piosenkę, kiedy nie wytrzymałam i wyznałam, że przespałam się z Ray'em. Pokłóciłam się z Justinem. Nasza wymiana zdań była gorzka i pełna emocji. W jednej chwili krzyczeliśmy na siebie, a w następnej wpadło kilku mężczyzn. Justin próbował się z nimi bić, ale było ich za dużo. Ostatnim, co pamiętam, był potworny ból w tylnej części głowy, a potem zapadła ciemność.
Wiedziałam, że za tym wszystkim stoi mój ojciec. Kto jak nie on? Pierwszy raz wydostałam się z rezydencji i musiało skończyć się to właśnie tak. Rodrigo nigdy nie przegapiał okazji.
Nagle usłyszałam kroki. Echo odbijało się od kamiennych ścian, zbliżając się coraz bardziej. Serce zaczęło mi bić szybciej, a strach zmieszał się z gniewem. Drzwi lochu otworzyły się z głośnym skrzypieniem, a do środka wszedł wysoki mężczyzna. Jego twarz była częściowo zasłonięta kapturem, ale w oczach błyszczała zimna determinacja.
- Wreszcie się obudziłaś - powiedział, a jego głos brzmiał groźnie i lodowato. - Mamy dużo do omówienia.
Nie wiedziałam, czego ode mnie chciał, ale jedno było pewne – to była dopiero pierwsza z wielu przerażających godzin, które miałam spędzić w tym lochu, zmagając się z koszmarami, które przygotował dla mnie mój własny ojciec.
- Czego ode mnie chcesz? – warknęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo miałam sucho w gardle. Musiałam nie pić od wielu godzin.
Wtedy mężczyzna odsłonił kaptur. Był młody. Nawet bardzo. Powiedziałabym, że jest ledwo starszy ode mnie. Miał brązowe, kręcone włosy i duże oczy. Jego oliwkowa cera, wpasowywała się w odcień ścian.
- Ja niczego – wzruszył nonszalancko ramionami – Zaraz zjawi się tu ktoś, z kim będziesz mogła porozmawiać.
- Kim ty jesteś? – włosy nachodziły mi na twarz, więc co chwilę musiałam machać głową do tyłu, a to wywoływało we mnie ogromny ból.
- Szef kazał mi cię pilnować. – wzruszył ramionami w nonszalancki sposób. – Uważa, że mnie będziesz się bała najmniej, więc oto jestem. – uśmiechnął się pokazując dwa dołeczki.
CZYTASZ
The another bottom #2 [18+]
RomanceKłamstwa Justina i przyjaciół Mii, okazują się jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Martin nie jest nawet świadoma w jakie bagno zamieszana jest jej cała rodzina. Kiedy po czterech miesiącach śpiączki budzi się w domu Justina jest wściekła i zdruzgo...