Rozdział 12 Dobro i zło

75 11 109
                                    

Nim John zdążył zbiec ze schodów, bestia zniknęła w gąszczu lasu. Ray już nie stał przed Anną, a kiwał się na boki, aż w końcu opadł na kolana. Anna nie była w stanie go utrzymać. Wywróciła się razem z nim. John wskoczył na ławki i biegł po nich. Ludzie rozbiegli się na wszystkie strony. Taranowali siebie nawzajem. Uciekali w popłochu, w różnych kierunkach, z wyjątkiem lasu. John próbował zawołać Annę, krzyczał jej imię, ale bezskutecznie. Wrzaski go zagłuszały. Panika sięgnęła zenitu.

Zeskoczył ze wzniesienia, przebiegł przez parking następne dwadzieścia metrów i dopadł do Anny. Kucała przy Rayu. Jej kremowa sukienka, ramiona, nogi i torba Johna pokryte były jaskrawymi plamami krwi. John ujął ją w pasie, ale Anna wyrwała się. Nie chciała puścić Raya.

- Anna, to ja! – krzyknął w jej ucho.

Spojrzała na niego.

- John! Ray! On... - Uniosła ręce, umazane w czerwonej mazi.

- A ty?!

- Ja?

- Jesteś cała?!

- Tak! To nie moja krew!

John kucnął przy Rayu. Ten leżał płasko na ziemi, ciężko oddychał i wpatrywał się w niebo. W drugim ręku ściskał swoją komórkę. John zsunął mu z ramienia, a raczej jego pozostałości, koszulę. Ręka nie została odcięta, a rozerwana w połowie i wyrwana z barku. John przez moment zastanawiał się, jak powinien założyć opaskę uciskową. Nie widział ciała, tylko resztę kości i same zwisające strzępy. Jakby potwór zatopił zęby w jego ramieniu, a potem zwyczajnie ciągnął go za nie.

Wsunął palce głębiej pod koszulę i nożem rozciął koszulę Raya. Sięgnął do jego spodni i wyciągnął mu pasek, po czym szybko zacisnął go wysoko, na jedynym dostępnym, ostałym się fragmencie ręki. Nie miał pojęcia, czy dobrze robi. Pierwszy raz widział coś tak potwornego.

Kiedy chciał wstać, niechcący zaparł się dłonią o łydkę Raya. Wyczuł pod palcami twardy materiał. Jak plastik, albo nawet metal. Anna nie patrzyła na niego. Klękała nad Rayem. Płakała i trzęsła się. John podwinął jego nogawkę i ujrzał potężną ortezę. Czegoś takiego nigdy nie widział. Nie wyglądała na sprzęt medyczny, a na szyny własnej roboty.

Spojrzał na Raya i ich oczy się spotkały. Obaj wiedzieli. Więcej nie musiał mówić. Żaden z nich. John miał rację – to Ray zaatakował Ogrody. To była ta sama noga. Musiała być!

Ray przerzucił spojrzenie na Annę, jakby się bał, że i ona to dostrzeże, ale John na to nie pozwolił. Szybko zasłonił łydkę Raya nogawką. To nie była pora na to. Ani miejsce. Rozliczą się innym razem. Poderwał się, łapiąc Annę za rękę.

- Anna, gdzie Jerry?!

Stanęli naprzeciwko siebie, tuż nad ciałem Raya.

- Potwór... złapał go za nogę... Pociągnął go... między drzewa...

John wbił spojrzenie w ciemny, stojący przed nimi las. Zapadł mrok. Kłębiaste chmury pokrywały niebo, a znad jeziora nadciągała mgła. John nie wiedział, co przyniesie, ale nie oczekiwał niczego dobrego.

Krzyki powoli cichły, a ich miejsce zajmowały niespokojne szepty, westchnienia i pomrukiwania.

- Zostań z nim. – Wskazał za Raya. - Karetka zaraz tu będzie. Słyszałem syreny strażackie i pogotowie.

- A ty?

John spojrzał w jej oczy. Wiedział, że nie spodoba jej się to, co zamierzał. Ale nie miał wyboru. Nie mógł przecież zostawić Jerrego na pastwę bestii.

John Charmer: Idol. Trylogia. Tom II (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz