Rozdział 1 Wróciłem

174 11 151
                                    

John zaparkował pod uczelnią. Szedł z pochyloną głową, rozglądając się na boki, uważając by nikt go nie rozpoznał. Miał głowę pełną myśli. Inaczej wyobrażał sobie ten dzień - dzień, który miał wszystko zakończyć.

Anny nie było w domu, ani w pracy. Powiadomiła koleżanki, że jest chora i nie pojawiła się w sklepie. John ustalił u jej współlokatorek ze stancji, że Anna już nie mieszka z nimi - jej pokój został wynajęty, a ona sama przeniosła się do akademika. Jego nie uprzedziła jednak ani o swojej chorobie, ani tym bardziej o przeprowadzce do akademika. Przejrzał wszystkie smsy, jakie od niej dostał. W ciągu tych trzech dni, kilka ich było. Ale żaden nie wspominał o jej chorobie czy zmianie lokum. I wszystkie ustały w niedzielę rano. Jakby wiedziała. A może przeczuwała?

John przemknął obok pani siedzącej na portierni, która zajęta była rozmową przez telefon i wbiegł po schodach na trzecie piętro. Zapukał do drzwi, których numer podały mu koleżanki Anny ze stancji. Usłyszał znajomy stukot kroków.

- Co ty tu robisz? - Anna stanęła w drzwiach, opatulona szlafrokiem. - Kompletnie ci odbiło? Przecież ktoś może cię tu zobaczyć!

- Mam to gdzieś. Wpuścisz mnie?

- Mogłeś zadzwonić, a nie przyjeżdżać...

- Ale przyjechałem.

- Przecież mieliśmy uważać.

- Jeszcze w piątek mówiłaś inaczej.

- Zmieniłam zdanie!

- To mam tutaj tak stać, czy wpuścisz mnie w końcu?

- Jestem chora.

- Wiem, dlatego przyjechałem. Objeździłem pół miasta za tobą!

- Wystarczyło zadzwonić, albo odebrać, kiedy ja dzwoniłam...

- Ok, nie odebrałem, ale jestem tu teraz. - John zaparł się ręką o framugę i zajrzał do środka. - Co ty tu w ogóle robisz? Nic mi nie mówiłaś o akademiku.

- Bo nie było takiej potrzeby. - Anna zawinęła się mocniej szlafrokiem, naciągając go bardziej na swoje piersi i pokręciła głową. - Uznałam, że tak będzie lepiej.

- Lepiej? Dla kogo? Dla nas? Przecież tutaj się nawet normalnie pogadać nie da. Jesteśmy na widoku! - Westchnął i uderzył ręką w ścianę, pokrytą nierównościami, nieprzyjemnymi w dotyku. Przypomniało mu to szpital wojskowy. - Powinnaś była zaczekać na mnie w domu.

- W twoim domu, John!

- Przecież wprowadziłaś się do mnie.

- Ale sytuacja się zmieniła, czyż nie?! Zostawiłeś mnie w sklepie od tak! Uciekłeś!

- I kto to mówi?! To ty przeniosłaś się do akademika, a nie ja! I jakim cudem, tak szybko go załatwiłaś?!

- Wniosek miałam złożony wcześniej. Tylko nie zdążyłam z niego zrezygnować.

- I chcesz tu zostać?

- Podoba mi się tu. Dostałam jedynkę. I mam dwa kroki na uczelnię. - John spojrzał na małe okno w końcu korytarza, przez które widać było gmach budynku, w którym na co dzień pracował. - Faktycznie, w kapciach możesz na zajęcia chodzić.

- Nie bądź opryskliwy.

- A co z nami? - Przerzucił na nią spojrzenie, ale nie był w stanie długo spoglądać w jej szmaragdowe oczy. Czuł, że mięknie, ilekroć w nie patrzył. Przygryzł dolną wargę. Chciał poczuć ból i skoncentrować się tylko na rozmowie. - Już... koniec miłości?

John Charmer: Idol. Trylogia. Tom II (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz