Masz przed sobą zbiór mrocznych opowieści fantasy, który zabierze Cię w podróż przez światy pełne tajemnic, grozy i niespodziewanych zwrotów akcji. Każda z historii otwiera drzwi do innego wymiaru, gdzie magia i mrok przenikają się nawzajem, a bohat...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
„Choć polimorfia zmienia kruki w łabędzie, to wnętrze zatrute grzechem zostaje szpetne."*
Hałas na zewnątrz się wzmagał. Usiłował zakryć uszy dłońmi, by go stłumić, ale krzyki wciąż narastały. Siedział skulony za stertą beczek i skrzyń, modląc się, by go nie odnaleziono. Niemal wstrzymał oddech, gdy w magazynie rozległ się tupot nóg obutych w ciężkie, skórzane obuwie. Cienie poruszały się za drzwiami, a szpara pod nimi ujawniała migotanie płomieni pochodni.
Serce biło mu jak oszalałe, jakby usiłowało przebić się przez klatkę piersiową. Odgarnął z twarzy białe włosy, które wpadały mu do oczu. Zaciągnął mocniej na głowę jasny całun, który na co dzień chronił jego nienaturalnie bladą skórę przed słońcem.
- Niech pójdą dalej... Niech pójdą dalej... Nie znajdą tu nic ciekawego... - powtarzał w myślach niczym mantrę.
Los niestety nie zechciał być na tyle łaskawy. Drzwi piwniczki otwarły się z hukiem, a do środka wpadło dwóch wojowników o twarzach przeoranych bliznami, dzierżąc w rękach topory. Chłopak zamarł, wpatrując się w ich brutalne, brodate oblicza, wyróżniające się na tle ciemności podziemi kaplicy, przez dymiącą pochodnie, którą niósł jeden z mężczyzn.
Wojownicy wymienili spojrzenia, a jeden z nich zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Drugi trzymał straż przy wejściu, rozglądając się uważnie. Jakby rzeczywiście ktoś mógł im zagrozić. Gdyby tak było, nie dotarliby aż tutaj. Do tego świętego miejsca. Chłopak czuł, jak pot, zimny niczym lód, spływa mu po karku. Czy cały ten najazd mógł być tylko złowrogim snem? Przecież miewał prorocze sny już wielokrotnie! Ale ten był inny. Namacalny. Rzeczywisty. Czuł smród ich niedomytych ciał i zwierzęcych skór, w które byli przyodziani. Dym z pochodni gryzł go w płuca w tej małej przestrzeni piwniczki. Ale co te bezwzględne dzikusy mogły robić w ich wiosce? Przecież byli odizolowani pasmami gór w głębi lądu. Złudnie, jak widać, bezpieczni. A jednak i ich dopadło widmo wojny, która toczyła kontynent. Może i stronili od kontaktów z obcymi ludźmi, ale podczas handlu wymieniali się nie tylko towarami, ale i plotkami z zewnętrznego świata.
Wikingowie byli jak złowrogie cienie, groźne i bezlitosne. Musieli przemierzyć wiele mil, by dotrzeć do tej górskiej wioski, zapomnianej nawet przez bogów. Pewnie szukali łupów, niewolników, wszystkiego, co mogłoby zaspokoić ich żądzę krwi i bogactwa. Ich obecność tutaj była dowodem na to, że południowe baszty królestwa musiały upaść. To była przerażająca perspektywa. Jeśli żołnierze królestwa nie zdołali ich odeprzeć, to jak oni, proste plemię, mieli dać im radę? Przecież jedyną bronią jaką posiadali było kilka łuków, służących im do polowań. Od biedy może jakieś noże do sprawiania dziczyzny i kilka rytualnych ostrzy, nie przeznaczonych do walki.
Chłopak nie zdołał powstrzymać krzyku, gdy jedna z zasłaniających go beczek została zrzucona ze sterty. Wojownik spojrzał na niego z wyrazem triumfu w oczach. Ciało instynktownie poderwało się do ucieczki, ale obszerne szaty spowalniały jego ruchy. Napastnicy pochwycili go i wywlekli po schodach z piwnic. Młodzieniec zamknął oczy, modląc się po raz ostatni, tym razem o szybki i bezbolesny koniec. Był zbyt delikatny. Nie nadawał się do życia w niewoli.