Tryton cz.4

38 6 2
                                    

Nerion leżał na plecach, wpatrując się w sufit i wsłuchując w plątaninę ludzkich kroków na górze, w ich podniesione głosy, z których usiłował wyłowić słowa. Od bladego świtu na statku panowało niezwykłe poruszenie. Wszyscy biegali w te i z powrotem przygotowując się, jak mniemał, do zejścia na ląd, o którym niedawno mówił mu majtek. Podróż dobiegała więc końca. Jednocześnie cieszył się, że wreszcie opuści cuchnącą ładownie i przerażała go wizja niepewnej przyszłości.

W miarę jak poranek zamieniał się w dzień, rozgardiasz tylko zyskiwał na intensywności. Co chwilę też ktoś schodził do niego i wynosił na górę beczki i inne skrzynie. Otwierano drzwi na schodach, co wpuszczało sporo światła, które drażniło trytona w oczy. Tupot ciężkich buciorów wprawiał podłogę w lekkie wibracje. Cały ten chaos zaczynał go już irytować, zwłaszcza, że dostał bardzo obfite śniadanie, po którym miał niebywałą ochotę by zaznać nieco snu.

Tracąc cierpliwość miotał się w celi i posykiwał, gdy ktoś przechodził obok, ale został całkowicie zignorowany. Pełen frustracji odwrócił się w końcu gniewnie na bok, niemal przyklejając do ściany, by jakkolwiek odizolować się od hałasu. Ale nawet to nie przyniosło mu ulgi. Światło wpadające do środka, stukot butów na deskach i podniesione głosy marynarzy, wszystko to zlewało się w irytujący zgiełk, który wypełniał całą przestrzeń wokół niego.

Trwało to tak długo, że w końcu przestał zwracać na to uwagę. Ciągły, jednostajny hałas zyskał wreszcie jakiś rytm i stopniowo zaczął go usypiać. Huk drzwi, czyjś bieg, zgrzyt skrzyń ciągniętych po podłodze, okrzyk nawołujący do pomocy i znów bieg, tym razem na pokładzie, chwilowy rumor, gdy wciągano ciężar po schodach. Od czasu do czasu ktoś coś upuścił lub wrzasnął, gdy znalazł jakiegoś zagubionego kraba, który uciekł trytonowi wiele dni temu, gdy majtek nieopatrznie postanowił go nimi nakarmić.

Nerion stracił czujność na tyle, że nawet nie zorientował się, kiedy celę otoczyła grupka ludzi a jeden z nich przełożył ostrożnie przez kraty pętle z liny. Nagle, zupełnie niespodziewanie, tryton poczuł ucisk na szyi i gwałtowne szarpnięcie, które poderwało go niemal do siadu. Nim się spostrzegł jego głowa znajdowała się już przy kratach, wciśnięta w nie z wielką siłą. Próbował złapać oddech, ale sznur wbijał się w jego gardło, odcinając mu dopływ powietrza.

Przez moment szarpał się desperacko, starając się zedrzeć pętle z szyi, ale lina była tak mocno zaciśnięta, że nie był w stanie wsunąć pod nią palców, by jakkolwiek ją poluzować. Oczy podbiegły mu łzami a twarz nabrzmiała i poczerwieniała. Dusił się, z każdą sekundą tracąc siły na bezsensowną walkę. Czy po tym wszystkim zamierzali go od tak po prostu zabić?

Dopiero gdy jego ręce opadły a ciało zwiotczało, ktoś wydał ostrą komendę. Znał ten głos, ale był on daleki i rozmyty w ciemności, która zaczęła go pochłaniać, gdy był już ledwo na granicy świadomości. Rozkaz był donośny i autorytatywny, jakby ktoś przejął kontrolę nad chaosem wokół. Drzwiczki celi otwarły się ze zgrzytem i do środka wpadło kilka osób.

Zanim tryton zdołał zareagować, jego słabe, ledwo funkcjonujące ciało zostało szybko i sprawnie unieruchomione. Ludzie, którzy wpadli do celi, działali z precyzją i pewnością, jakby wcześniej zaplanowali każdy krok. Kilku mężczyzn chwyciło jego nadgarstki, sprawnie związując je grubymi linami i przywiązując je do ogona, tak, by nie mógł sięgnąć twarzy, ani swobodnie poruszać płetwą.

Następnie czyjaś bojaźliwa ręka rozwarła mu szczęki. Mimo osłabienia próbował zamknąć usta, ale siła oprawcy przeważyła. Wepchnięto mu między wargi zwitek materiału, który szybko związano z tyłu jego głowy, tworząc prowizoryczny knebel. Materiał był szorstki i gorzki, a jego zapach drażnił zmysły trytona, ale nie był w stanie go wypluć.

Wrota (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz