Rozdział 3

41 4 1
                                    

~ 🌼 ~

  Josephine była ewidentnie bardziej niż zachwycona widokiem morza w świetle promieni zachodzącego już słońca, które chowając się tak jakby w tafli toni wodnej, muskało jej powierzchnię ciepłymi odcieniami pomarańczy jak i żółci.

Brunetka ochoczo zezwalała ciepłym morskim falom na oblewanie jej gołych stup, będąc przy tym do reszty zachwyconą widokiem odbierającym jej dech w piersiach. O ile Josie nie zapomniała o możliwości oddychania...

Jan natomiast znajdował się gdzieś po środku złocistego piasku, oczy mając wlepione nie w widok godny podziwiania, a w stojącą u brzegu Josephine. Chłopak tak naprawdę nie wiedział czy zaczął podziwiać samą dziewczynę, która dla niego piękna była nawet bez makijażu czy dopasowanych do niej ubrań. Czy może postanowił zwyczajnie zawiesić na brunetce swój wzrok, gdyż natłok myśli ponownie zatopił z każdych możliwych stron jego boleśnie pulsującą głowę.

W końcu ze smutkiem w oczach zaczął rozglądać się po całym otaczającym go świecie, będąc przekonanym, iż jest on dziwnie znajomy. Miał wrażenie, że znajdował się już w tym samym miejscu, lecz mimo to nie było identycznie. Czegoś bardzo mu brakowało. 

Jego Stokrotki — Serce boleśnie zacisnęło mu się w piersi na samą myśl, że dziewczyna zwyczajnie już o nich nie pamięta. Że nie pamięta, jak niespełna miesiąc temu oświadczał jej się na pomoście, z którego idealnie widać było morze, jak i zanikające za nim żółtopomarańczowe słonce. Nie pamiętała, jak dokładnie dwa tygodnie temu wybierała suknie ślubną, z której finalnego wyboru była wręcz niesamowicie dumna. Nie pamięta, jak ogromnie rozpierało ją szczęście, i jak jasno i wyraziście błyszczały jej oczy na samo spojrzenie na śnieżnobiałą suknię ślubną, zawieszoną na drzwiczkach, stojącej w rogu sypialni szafy. Nie pamięta, jak dokładnie rok temu przeprowadzili się tu, by spełnić swoje odwiecznie zduszone marzenie.

Jej głowa była zwyczajnie wyprana ze wszystkich wspomnień, jakimi obdarzyło ją życie i sam Jan.

Za nim szatyn w pełni zorientował się, iż ponownie zapatrzył się w punkt przed sobą, a także że nie była nim Josie, która właśnie zniknęła z jego pola widzenia od nieokreślonego czasu, brunetka podeszła do niego z zupełnie innej strony, entuzjastycznie zaczynając wymachiwać przed nim jedną z swoich dłoni.

— Spójrz jaka piękna! — podekscytowała się, i właśnie w tedy Jan zdołał przypomnieć sobie, jak bardzo tęsknił za jej dziecinnymi zachowaniami przez ostatni tydzień.

— Jest bardzo piękna i jedyna w swoim rodzaju — odrzekł powolnie, dopiero po minionej chwili orientując się, że słowa w cale nie były o muszelce, a o stojącej przed nim przyszłej, niedoszłej żonie, w którą wlepił swój wzrok, skanując jej szmaragdowe oczy, które tak bardzo kochał.

Idiota — przebiło się głośno przez natłok myśli, gdy tylko zorientował się o tym nieco wcześniej niż sama Josie, spuściwszy nagle głowę. Bo co by było gdyby dziewczyna spostrzegła jak wzrokiem przepełnionym niepojętą miłością spogląda w jej stronę? Definitywnie straciłby ją. Nie była bowiem gotowa na poznanie prawdy, która mogła wywołać u niej nieokiełznany szok.
Nie wiedział nawet, czy jej silne uczucia pozostały w jej sercu...

Nie wiedział co ma robić.

~ 🌼 ~

485 słów.

Remind me of our past | JannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz