~ 🌼 ~
Została tylko cisza, którą po sobie zostawiła. — Pojawiło się w głowie Jana, gdy dziewczyna zniknęła mu sprzed oczu, wybiegnąwszy z ich domku. Chłopak przyznał sobie w głębi serca, iż musi zapamiętać to, co przed chwilą wymyśliła jego głowa pod wpływem ukucia w sercu i w najbliższym czasie przelać na kartkę papieru.
Może nawet coś z tego wyjdzie — przeszło przez jego głowę wraz z ogromną chęcią zaczęcia tworzenia czegoś na kształt tekstu piosenki. Chłopak jednak szybko odgonił od siebie te pokusy, wiedząc, że są rzeczy ważne i ważniejsze.
A ważniejsza była Josephine.
Nie wiedział gdzie pobiegła, ale miał przeczucie, którego postanowił się posłuchać, bo i tak w tej sytuacji nie miał już niczego na czym mógłby polegać.
Wyszedł więc z domu, uprzednio zamykając za sobą drzwi i pokierował się w stronę plaży, na której musiała znajdować się Josie. Gdy jeszcze pamiętała, chodziła tam codziennie, niezależnie od tego czy pogoda sprzyjała wędrówce po złocistym piasku, rozciągniętym wzdłuż wzburzonego lub spokojnego morza.
Czysto zwyczajnie dziewczyna nie zwracała na to uwagi, bo jeśli coś się kocha, akceptuje się to mimo wszystko, mimo jego wad lub zalet.
Dziwiło jednak szatyna, że serce dziewczyny nadal pamiętało miłość do plaż i morza, a miłość do jego serca całkowicie wyparło ze swojej pamięci.
Może po prostu Josephine już nigdy nie zdoła go pokochać...
* * *
Gdy tylko z drewnianych schodków, prowadzących na plażę, wstąpił na piasek, który w świetle nocy ani trochę nie okazał się złotem, lecz szarością, przed sobą ujrzał skuloną postać dziewczyny, której włosy zostały rozwiane w konkretną stronę.
Na plaży panował dobitnieszy chłód, niż poza nią, a jednak Josie postanowiła zostać, mimo że było widoczne nawet z dala, jak bardzo trzęsie się z zimna.
Szatyn bezgłośnie podążał w stronę dziewczyny, zastanawiając się co takiego musiał zrobić, że zasłużył na to wszystko. Że ona zasłużyła na tak okropne traktowanie od życia. Oboje pragnęli być jedynie szczęśliwi. Nie chcieli pieniędzy ani sławy. Chcieli przede wszystkim siebie, a nawet to zdążono im zabrać.
Bo ich już zupełnie nie było.
Gdy tylko przysiadł się do brunetki, nie umknęło mu, że ta płakała, jednakże nie mógł się temu dziwić. Sam miał ogromną chęć płaczu, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić, bo przez to oboje upadną na spowite przez mrok i błędy dno.
A przecież cała filozofia opiera się na tym, że jeśli jedno upada, drugie pomaga się mu podnieść.
Ale czy nie chodzi o to, że druga osoba pomaga podnieść się tej pierwszej własnym kosztem...?
W ich przypadku było tak zawsze, a jednak Jan nie miał co do tego żadnych zastrzeżeń.
Według niego właśnie na tym polegała jego rola.
— Przepraszam — wychrypiała dziewczyna, przecinając tym samym szum słyszanego przez nich morza. Czuła się coraz bardziej jak problem. — Jestem egoistką... — powiedziała tym razem nieco mniej intensywnie, niż wcześniej. Spojrzała na Jana, czekając na co kolwiek. Na reakcje, która utwierdzi ją w błędzie swojego przekonania, a jednak nic takiego się nie wydarzyło. Milczał, dając jej tym samym do zrozumienia, że właśnie taka jest prawda. Nie pomyliła się ani trochę...
— Jak... Jak się czujesz, Janek? — spytała, pozwalając by po jej policzku potoczyła się łza, w skutek silnie promieniującego w jej krtani bólu, który mozolnie począł się tam rozchodzić.
Chłopak skupił swój wzrok na zieleni, błyszczącej w oczach dziewczyny, przechodząc oczyma najpierw po zasypanym w gwiazdach niebu, a następnie przerażających przez panującą czerń falach.
W jej oczach intensywnie widać było przejmujący smutek, przez który tęczówki, które tak dobrze znał sprawiały wrażenie zupełnie obcych. Jak gdyby spoglądał w nie pierwszy raz, a nie poraz kolejny przez pięć lat znajomości.
— Boje się — zaszeptał nadal złudnie próbując odnaleźć w spojrzeniu dziewczyny to, co zawsze sprawiało, że czuł spokój; szczęście. Nie zastał go tam, oprócz dziwnej pustki zaistniałej w jej oczach. — Boje się, że już cię nie odzyskam, a tak bardzo nie chce cię stracić — Jego cichy głos momentalnie załamał się tak, jak przez cały ten czas łamał się jego dotychczasowy świat. Po jego skórze poczęło przemierzać coraz to więcej łez, tworząc za sobą przezroczyste blizny, które choć znikną, nadal będą wyczuwalne przez jakiś czas, a następnie istnieć będą tylko w wspomnieniach.
Dziewczyna patrzyła na niego w strachu. Pierwszy raz odkąd pamięta widziała go w takim stanie. W stanie powolnego rozpadania się. Od kąd się wybudziła, Jan kojarzył jej się z czymś na kształt prywatnej ochrony, która zawsze ją wesprze lub uratuje przed upadkiem.
A teraz tak po prostu jej ochrona rozpadała się przed jej wzrokiem, a ona nie wiedziała co ma zrobić. Jak ją uratować ani wesprzeć.
Nie mogła mu bowiem obiecać, że go pokocha, skoro nie od niej to zależało.
Nad miłością się nie panuje i to właśnie dlatego często zakochujemy się w nieodpowiednich osobach.
Josephine mimo wszystko czuła lub chciała czuć i uwierzyć, że jej serce jest w stanie pokochać tą odpowiednią osobę o nadzwyczajnych tęczówkach, które przypominały jej morze w trakcie sztormu.
— Moje serce na pewno pokocha kogoś takiego, jak ty, Janek — wyrzekła między ciszą panującą między nimi od dłuższego czasu. Josie starła kilka wiszących łez ze skóry chłopaka, uśmiechając się przy tym smutno. — Może potrzebuje po prostu czasu, by to zrozumieć.
~ 🌼 ~
840 słów.
![](https://img.wattpad.com/cover/361863660-288-k551585.jpg)
CZYTASZ
Remind me of our past | Jann
FanficPamięci czasem nie da się przywrócić. Wspomnienia, choć były jedne z najpiękniejszych, mogły zaginąć gdzieś pośród pędu za życiem i zmartwieniami. Ale uczucia nie wygasną. Mogą jedynie stracić na swojej sile.