Rozdział 12

25 2 1
                                    

~ 🌼 ~

  W uszach obojgu młodych ludzi rozbrzmiały pierwsze dźwięki należące do piosenki granej w radiu. Josie nie znała jej, dlatego też nie mogła odgadnąć jej tytułu. Wiedziała jednak, że nawet tak spokojna melodia jak ta, grana w radiu samochodowym, nie jest wstanie uspokoić jej szalejącego serca, strachu i drżenia rąk.

Wszystko to wywodziło się z jednej informacji, którą niestety miała zaszczyt dziś usłyszeć z ust Jana. Dziś były urodziny jej matki, a ta z samego rana ich na nie zaprosiła. Gdy tylko Josephine zdążyła o tym usłyszeć  przez pierwsze kilka sekund odczuła coś na kształt szczęścia, ale gdy przypomniała sobie opowieść Jana o jej rodzicach, niemalże od razu posmutniała, a nawet odczuła strach przed tym, że czeka ją spotkanie z jej zaborczą matką, której prawdę mówiąc nie pamiętała.

Brunetkę pocieszała jednak myśl, że może kobieta się zmieniła, a historia Janka była odległa i tak naprawdę nie wiedziała czy kobieta nadal jest taka sama.

Za szybą samochodową rozpościerał się piękny widok w postaci łąk, gdyż jej rodzice mieszkali w jakimś miasteczku odległym od wielkich miejsc. A także niecodzienny widok kolorowego nieba, którego różowe smugi jakby rozpływały się w pomarańczy, która pokrywała całe niebo. Mimowolnie ciało dziewczyny opuścił strach, a zastąpił go upragniony spokój.

* * *

  Gdy tylko dotarli na miejsce, przed oczyma Josie rozpostarł się widok ogromnego domu, wyglądem przypominającym coś, co niemalże identycznie dziewczyna wykreowała sobie w głowie podczas podróży. Nie wyglądał na w pełni zadbany, ale nie to przykuło uwagę Josephine. Zrobiły to rozmiary porównywalne niemalże do pałacu oraz ogromny ogród wokół domu, w pełni usłany różami.

Dziewczyna nie narzekała, iż zmuszona jest podziwiać ten niecodzienny widok zza szyby samochodowej. Niezmiernie doceniała ten fakt, że nie musi stanąć przed ogromną budowlą i stawić czoła czemuś, co czuła, że jest w stanie ją zmiażdżyć.

I w ogóle nie chodziło tu o rezydencje, zamieszkiwaną przez jej rodziców.

Josephine opanował strach. Dziwiła się, że w starciu z jej rodzicami to ona stresuje się bardziej niż sam Janek.

— Boje się — wypaliła, za nim zdążyła przemyśleć to, co chce powiedzieć. Miała ochotę mentalnie przywalić sobie w czoło, ale skoro słowa zdążyły już opuścić jej usta, postanowiła zmierzyć się z konsekwencjami w postaci zmartwionego wzroku chłopaka.

Szatyn patrzył na nią z dziwną mieszanką strachu, przejęcia i spokoju, której jeszcze nie zdążyła ujrzeć w jego jasnych tęczówkach, aż dotychczas. Wyczekiwała więc z coraz większą niecierpliwością co chłopak ma zamiar jej powiedzieć, tłumiąc przy tym łzy.

— Nie ma czego, Josie. Jakby coś, zawsze masz we mnie wsparcie. I pamiętaj, żeby nie słuchać swojej mamy, bo pewnie i tak z jej ust padną jakieś obelgi w naszą stronę —  poradził, posyłając uśmiech brunetce na samym końcu wypowiedzi. — Musimy już iść — powiedział znacząco, kiwnąwszy przy tym głową w stronę ogromnej budowli, której Josie nie chciała wiedzieć poraz drugi.

Brunetka uśmiechnęła się blado na znak, iż mogą wyjść z samochodu, po czym pokierowali się w stronę równie wielkich, drewnianych drzwi oddzielających wnętrze domu od ogrodu.

Gdy tylko wcześniej wspomniane drzwi otworzyły się za sprawą Jana, Josephine przełknęła głośno ślinę, jakby conajmniej miała udać się na ścięcie głowy. Dziewczyna nie zdążyła nawet podczas wchodzenia do pomieszczenia zlustrować jego wyglądu, gdyż w jej spojrzenie wbił się widok dwóch, stojących na przeciw niej osób.

Remind me of our past | JannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz