Rozdział 9

48 1 15
                                    

~ 🌼 ~

  — Kim ja tak właściwie jestem? — Zachrypnięty głos brunetki zagłuszył panującą w samochodzie tępą ciszę, odrywając jednocześnie Jana od skupienia na drodze, w którym się zatracił.

Choć na zewnątrz panowała delikatna ciemność i chłopak koniecznie chciał się dostać jak najszybciej do domu, zjechał na pobocze. Tak naprawdę mógł opowiadać jej w trakcie prowadzenia pojazdu, ale w tedy nie skupił by swojego wzroku na niej. A właśnie to chciał zrobić, gdyż wiedział, że to, co jej opowie może być trudne dla dziewczyny.

— Twoja mama... — westchnął, nie wiedząc jakich słów ma użyć, by dobrze opisać zachowanie rodzicielki dziewczyny. Josie natomiast nie naciskała w żaden sposób. Zwyczajnie czekała, wpatrzona w przednią szybę samochodową i choć na pozór była całkiem spokojna, w jej sercu panował chaos i niepokój, przez co to szaleńczo biło w jej piersi. — Ona zawsze była bardzo zaborczą kobietą, która uwielbia żyć według jakiegoś planu. Dlatego też, gdy się urodziłaś, uznała, że zostaniesz weterynarzem. — Serce dziewczyny momentalnie spowolniło, a brunetka nie wiedziała czy aby na pewno jeszcze bije, bo strach jaki momentalnie w nią uderzył bodajże mógłby zabić. — Narzuciła ci swoje marzenia, a ty się nie sprzeciwiałaś, bo wiedziałaś jak bardzo jej na tym zależy. Więc ślepo i posłusznie robiłaś wszystko, żeby ją zadowolić. Otworzyłaś jednak oczy, gdy byłaś na studiach. Zobaczyłaś, że ludzie, którzy razem z tobą studiowali przepełnieni są pasją w tym kierunku i mają związane z nim jakieś plany, podczas gdy ty robiłaś to dla swojej matki. Zaczęłaś brzydzić się krwią, a strach dopadł cię w tedy, gdy musiałaś wkuć igłę... Nie na dawałaś się do tego, mówiąc w prost — odrzekł bez owijania, mimo że wiedział, że jest to zapewnie temat bardzo wrażliwy dla dziewczyny. A tym bardziej, że dowiadywała się o sobie od niego. — Zrezygnowałaś ze studiów, a matka się na ciebie wściekła, dlatego wyjechałaś do Warszawy. — Josephine nie do końca widziała czy powinna wrzeszczeć na siebie samą, czy pozwolić bezsilności, z którą aktualnie walczyła, wkraść się do jej serca i zacząć płakać. — Uwielbiałaś malować. To skradło twoje serce i to pragnęłaś robić. Widziałem twoje obrazy wszelkich krajobrazów i są niesamowite — dodał, jakby chciał tym nieco pocieszyć brunetkę. Bezskutecznie.

Josephine siedziała w milczeniu, nie wiedząc już nic. Czuła się całkiem zagubiona we własnej sobie i próbowała przekonać się do tego, iż powinna być wściekła na swoją matkę, a jednak skutek był odwrotny do zamierzeń, bo całą złość przekierowała tylko i wyłącznie na siebie i swoją głupotę.

Jan cierpliwie czekał na reakcje Josie. Dziewczyna bowiem wyglądała jakby miała ochotę uciec, bo jej dłoń powędrowała na klamkę samochodową. Coś jednak ją przed tym powstrzymywało, gdyż wpatrywała się w osłupieniu w punkt przed sobą, bądź prowadziła ona zaciętą walkę pomiędzy sercem, a rozumem. Gdy w końcu z jej oczu wyłoniły się pierwsze łzy, dziewczyna wybiegła z samochodu, bo w jej wewnętrznej walce wygrało serce, które tym razem krzyczało głośniej niż racjonalne myślenie.

— Josie! — Przez gardło chłopaka udało się przedrzeć nieznaczne wołanie jej imienia, bowiem brzmiało ono tak słabo i mało przekonująco, że nie zdołało obudzić w dziewczynie jej zdrowego rozsądku.

* * *

  Jan w zupełności miał powód aby czuć się jak idiota, bo zamiast biec za dziewczyną, on postanowił zostać w samochodzie. I choć nie powinien mieć o to do siebie żalu, bo w prawdzie czuł, że Josie potrzebowała w tamtej chwili samotności, by poukładać sobie  wszystko w głowie, teraz czuł strach przeszywający jego ciało, bo dziewczyna nadal nie wróciła, a za szybami samochodu świat spowił czarny całun, spod którego uwidaczniały się jedynie latarnie, świecące na ciepły żółć.

Remind me of our past | JannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz