𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐓𝐖𝐄𝐋𝐕𝐄 | hostage

17 2 0
                                    

DZIEWCZYNA poczuła jak powieki robią jej się ciężkie. Z całych sił próbowała walczyć ze zmęczeniem, które kusząco szeptało jej do ucha by mu się poddała.

Gdy unieśli się w powietrze, było to jak chlust zimną wodą w twarz. Violet tego się nie spodziewała. Jeszcze nikt nie atakował Mare z powietrza, a ona nawet nie poświęciła minuty swojego czasu by zastanowić się, jak oni się tutaj dostali.

Po dwóch minutach poczuła grunt pod nogami. Lekko się zachwiała, a wzrok powoli przyzwyczajał się do nowego otoczenia.

Kabina statku powietrznego wyłożona była deskami i metalem. Okna były małe, okrągłe, a pod ścianami stały skrzynie — zapewne z prowiantem albo zbroją. Żołnierze ubrani byli w czarne kombinezony, gryzące przeciwieństwo do białych mundurów Mareńczyków.

Violet została wciągnięta do jakiegoś przedsionka. Trudno było to nazwać, skoro nigdy wcześniej nie była na statku powietrznym. Po paru chwilach czekania, do pomieszczenia weszła brązowowłosa kobieta, z czarną opaską na oku i okularami.

— Levi, kto to jest? — kobieta najpierw spojrzała na czarnowłosego, który widocznie miał na imię Levi, potem przeniosła wzrok na dziewczynę, a jej wzrok zatrzymał się na jej zmasakrowanych rękach.

— Ta gówniara, o której gadał Zeke — prychnął Levi, popychając Violet do przodu. Kobieta westchnęła, podczas gdy Violet jej się przyglądała. Od dziecka słuchała o tym, jak to Diabły z Paradis różnią się od gatunku ludzkiego. Jak bardzo zacofanym, niecywilizowanym i bestialskim ludem byli.

A teraz, gdy po raz pierwszy widziała ich na swoje oczy, gdy pierwszy raz mogła im się przyjrzeć z bliska, niczym nie różnili się od Mareńczyków. Jak już miała być przed sobą szczera, to musiała nawet przyznać, że wyglądali na bardziej zadbanych niż Erdianie z getta.

— Nadal wątpię czy to dobry pomysł — oznajmiła kobieta. — Wszystko co się wydarzy, kiedy tam wejdzie, nie będzie moją winą — wzruszyła ramionami, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, a za nią dwóch żołnierzy trzymających Violet i Levi.

— Jeden zły ruch i jesteś martwa — mruknął mężczyzna.

Dziewczyna została przeprowadzona przez korytarz pełen żołnierzy wroga. Czuła na sobie każde nienawistne spojrzenie, każdy pomruk rzucony w jej stronę. Nie miała przy sobie żadnej broni, a ona nie czuła by była w stanie powalić chociaż jednego z ich wszystkich.

Otworzono przed nią drzwi. Kątem oka zauważyła siedzącą pod ścianą postać. Ciemne, długie włosy, zielone oczy i ta unosząca się para. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, co Kruger tutaj robi, ale nie musiała się długo zastanawiać, kogo przed sobą miała.

Wystrzeliła jak strzała, zanim ktokolwiek zdążył ją złapać. Jej załatwiona ręka chwyciła się gardła chłopaka, zaciskając się mocniej, niczym żelazne pręty.

Levi szarpnął ją za ramię, próbując ją odciągnąć. Violet w ostatnim momencie brutalnie podrapała Erena w policzek. Potem poleciała na podłogę, razem z Kapitanem.

— Czy czegoś nie mówiłem?! — syknął. Violet zwinnie się mu wyrwała, gotowa zaatakować także i jego.

— Violet! — odezwał się nagle głos. Dziewczyna zamarła w połowie ruchu, jakby do końca nie wierzyła, że naprawdę usłyszała Zeke'a. Stała tak przez pół chwili, po czym odwróciła się w stronę właściciela głosu.

Blond włosy opadające na twarz, zaparowane okulary i mundur mareńskiego Wojownika. Czerwona opaska na jego ramieniu była brudna oraz porwana, ledwo trzymająca się na miejscu.

Dziewczyna poczuła jak zaciska pięść. Czyżby Zeke też dał się złapać? Poczuła, jakby ktoś wziął kawałek ciężaru z jej ramion. Nie była sama, co lepiej, była z osobą, która najbardziej byłaby skłonna jej pomóc. Violet była dla Zeke'a jak młodsza siostra, co oznaczało, że będzie jej bronić, prawda?

— Spocznij.

Kiedy usłyszała rozkaz, powieka lekko jej drgnęła. Zeke Jeager nigdy nie zwracał się do niej tym tonem. Nigdy. W przeciwieństwie do Majora, jako pierwszy wytłumaczył jej jak działa świat i nawet próbował wbić jej do głowy, że nie jest tylko bronią. A teraz wręcz potraktował ją jak jedną.

Violet posłusznie opuściła ramię, stając wyprostowana. Usłyszała jak Eren prycha, wbijając swoje nienawistne spojrzenie w jej głowę.

— Nie ma powodu do ataku — oznajmił Zeke.
Violet spojrzała na jego ręce, związane z tylu pleców, ale nic nie powiedziała. — Wszystko idzie zgodnie z planem.

Jasnowłosa wyprostowała się. Z planem? Jakim planem? Czyżby Zeke już opracował plan ucieczki? Dziewczyna odetchnęła cicho.

— Tak jest — oznajmiła cicho.

— O tą gówniarę Ci chodziło? — zapytał groźnie Levi, marszcząc lekko brwi.

— Tak, panie Kapitanie — Zeke uśmiechnął się z nutą drwiny w głosie.

— Od teraz ty za nią odpowiadasz — powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, z hukiem zamykając drzwi.

Violet osunęła się na podłogę.
Trochę ze zmęczenia, trochę nie z własnej woli.
Poczuła jak ręce na przemian jej drętwieją, na przemian pulsują bólem. Adrenalina zaczęła z niej uchodzić tak szybko, jak powietrze z pękniętego balonika.

Popatrzyła się najpierw na Zeke'a, a potem rzuciła lodowate spojrzenie Erenowi.

— Nie musisz się martwić. Tutaj raczej Cię nie skrzywdzą — oznajmił Zeke, widząc minę dziewczyny.

— Zobaczymy — odparła cicho.

VIRENT VIOLAE                attack on titan. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz