O godzinie osiemnastej weszłam na halę sportową, gdzie zastałam większość dziewczyn. Ruszyłam do naszej szatni i przebrałam się w szkolne koszulki, byłam numerem siedem. Przejrzałam się w lustrze, a gdy upewniłam się, że wyglądałam nienagannie, ruszyłam na boisko. Spojrzałam na puste trybuny i wyobraziłam sobie je zapełnione, co miało zdarzyć się za niecałą godzinę. Bawiłam się spoconymi rękoma, gdy pan Cooper zaciągnął mnie do pomocy przy rozkładaniu siatki.
Pół godziny później na salę przyszły cheerleaderki, by przećwiczyć swój układ. Nasz trener wprowadził drużynę przeciwną do szatni. Dziesięć minut potem trybuny zaczęły się napełniać, a obie drużyny zaczęły rozgrzewkę. Zaczęłam zaklejać taśmą palce, dziewczyny poszły w moje ślady.
Gdy zostało pięć minut do osiemnastej spojrzałam na widownię. Obie strony były zapełnione. Coś w moim żołądku przeskoczyło. Mój tata siedział na górze, był jedną z pierwszych osób, które się tam pojawiły, jak zawsze ubrany w garnitur. Bardzo wyróżniał się na tle osób ubranych w przeróżne kolory. W pierwszej ławce dostrzegłam nauczycielkę fizyki, która ściągała przemoczony płaszcz. Była ubrana w stonowane kolory, miała na sobie czarne, szerokie spodnie i tego samego koloru golf, a obok niej leżała jej bordowa torebka. Wyglądała obłędnie, ale skarciłam się za takie myślenie. Była moją nauczycielką, a ja nie byłam panią swojego losu.
Obie dziewczyny podeszły do sędzi i odbyły z nim rozmowę. Wylosowały strony boiska i każda drużyna ustawiła się na swoim miejscu. Cieszyłam się, że nie siedziałam na ławce, a trener zaufał mi ma tyle, że wpuścił mnie do gry.
Byłam osobą, która zagrywała jako pierwsza. Dostałam piłkę i dla pewności odbiłam ją sobie kilka razy, a potem podrzuciłam ją i z wielką łatwością wybiłam. Któraś z dziewczyn wybiła ją, a druga przebiła na naszą połowę. Casiddy, która stała pod siatką wyrzuciła ją do Ashley, która stała obok mnie, a ta znowu przerzuciła ją na drugą stronę. Tak mocno, że jedna z dziewczyn musiała skoczyć, by ją w ogóle odbić. Zrobiła to tak słabo, że piłka nie doleciała do siatki.
Poczułam się lepiej, gdy na widowni rozległy się wiwaty, a cheerleaderki głośno zaczęły coś tańczyć, wymachując pomponami. Cieszyłam się, że nie zostałam tematem drwin w pierwszym secie. Spojrzałam na tatę, klaskał, ale nie okazywał niczego więcej. Spojrzałam na Melissę, klaskała i uśmiechała się tak szeroko, jak jeszcze nigdy. Na widowni, obok niej siedziała Rachel, która klaskała najgłośniej. Przed chwilą jej tam nie było, ale nie miałam czasu się nad tym rozwodzić.
Walka była równa i ciężka. Szliśmy oko w oko, chociaż czasami zdarzały się momenty, w których wyprzedzaliśmy siebie o dwa punkty.
Przyszła moja kolej na zagrywkę. Z nieco lepszym nastawieniem sięgnęłam po piłkę. Gdy usłyszałam gwizdek, wybiłam ją. Ale zrobiłam to krzywo. Ręka mi się wygięła, a piłka ledwo przeleciała przez siatkę. W ostatniej chwili jakaś dziewczyna odbiła ją, rzucając się na podłogę.
Stęknęłam i spojrzałam na Ashley. Tablica wskazywała dwadzieścia sześć do dwudziestu pięciu dla gości. Zaraz potem rzuciłam się do piłki, która była obok mnie, ale nie dałam rady wyciągnąć ręki w bok. Coś strzeliło mi w łokciu.
Pierwszy set wygrali goście. Zbiegłam z boiska i podeszłam do trenera, który stał niedaleko Melissy, prawdopodobnie o czymś z nią rozmawiając. Rzuciłam się na ławkę i chwyciłam sztuczny lód. Wstrząsnęłam nim i przejechałam po każdej stronie łokcia. Nie ukrywałam, że bolało, ale nie zamierzałam schodzić z boiska.
- Słuchajcie dziewczyny, została wam minuta przerwy. Byłyście blisko wygranej pierwszego seta, nic straconego. Nadrobicie w drugim. Nie jesteście na straconej pozycji - powiedział pan Cooper. Chwyciłam butlę wody i upiłam z niej kilka łyków, a potem wróciłam na boisko.
CZYTASZ
Miłość potrafi być chaosem
Romance"Bo przeznaczenie pchało je na siebie odkąd zobaczyły się po raz pierwszy." Jasmine nie planowała poznawania nowych osób. Nie planowała też poznania swojej sympatii. Droga była długa i wyboista, a bohaterki cierpliwe i niedoskonałe. #1 womanxwoman...