Rozdział 23

363 35 15
                                    

Było po północy, gdy po raz drugi ukradkiem spojrzałam na telefon. Ból brzucha się nasilał i czułam, że jeszcze chwila i w ogóle nie wstanę. Moje oczy się kleiły i gdybym mogła, zasnęłabym nawet przy tym stole.

Razem z Melissą komentowałyśmy ubiór każdego, kto wpadł nam w oczy. Może zachowywałyśmy się jak starsze panie z osiedla, ale przynajmniej miałyśmy zabawę.

- Hej, Jasmine, ile ty w ogóle masz lat? - Zapytał Matteo, który był w moim wieku.

- Kobiet o wiek się nie pyta. W tym roku osiemnaście.

- Naprawdę? Wyglądasz na dużo starszą! Twój ubiór i zachowanie.. napewno powiedziałabym, że jesteś starsza - powiedziała Daphne.

- Ciociu, zaśpiewasz nam coś? - Zapytał Nicolas, zwracając się do Melissy. Przez chwilę kobieta zastanawiała się, aż w końcu przytaknęła i razem z chłopakiem ruszyła w stronę fortepianu.

Wszyscy z mojego stolika, z wyjątkiem mnie wstali i podeszli bliżej. Dostrzegłam w tym szansę na ucieczkę. Rozmawiało mi się z nimi wszystkimi cudownie.. ale w każdej chwili moje baterie społeczne mogły się wyczerpać.

Wzięłam swoją torebkę i ukradkiem wycofałam się z sali. Miałam postawić nogę na pierwszym stopniu drewnianych schodów, gdy usłyszałam pierwsze klawisze pianina. Przymknęłam oczy.

To była dokładnie ta muzyka. Do niej mój tata tańczył z moją mamą. Zawsze ich podglądałam, to zawsze była ta piosenka. A chwilę później usłyszałam głos. Anielski głos kobiety. Był inny. Mocny i potężny. Było czuć w nim energię i pasję, aż przeszły mnie ciarki.

Ruszyłam na górę. Szłam korytarzem i co chwilę napotykałam jakieś drzwi, ale chciałam wejść najdalej jak mogłam, by słyszeć jak najmniej.

Aż w końcu otworzyłam jakieś drzwi, weszłam i zamknęłam je. Tu było cicho. Odetchnęłam.

Nie włączyłam światła, bałam się, że ktoś przyjdzie i zaciągnie mnie na dół. Podeszłam do okna, z którego wpadało światło z ulicy. Oświetlało łóżko, więc siadłam na podłodze, oparłam się o nie i przymknęłam oczy. Ręce bezwiednie znalazły e-papierosa. Zaciągnęłam się nim i poczułam się uspokojona. Miałam dość.

Z torebki wyciągnęłam telefon.. ale nikt do mnie nie napisał. Nikt do mnie nie pisał, bo Rachel była jedyną osobą, która chciała ze mną pisać. Westchnęłam i włączyłam instagrama.

Drzwi do pokoju otworzyły się, a potem zamknęły. Podniosłam wzrok znad telefonu za późno i nie wiedziałam, kto tu wszedł.

Zobaczyłam zarys postaci, gdy oparła się o drzwi i westchnęła, a potem zapaliła światło.

- Nie ładnie wchodzić do czyjegoś pokoju - powiedziała Melissa. Spojrzałam na nią zaskoczona.

- To jest twój pokój? - Zapytałam zbita. Nie takie były moje intencje.

- Tak, a ty sobie w nim siedzisz i palisz tu papierosy - cmoknęła i siadła obok mnie.

- Po pierwsze, palę jednego, po drugie, tak, siedzę sobie w twoim pokoju. Jest całkiem ładny. Nie masz może butelki jakiegoś alkoholu? Wypiłabym nawet siki weroniki - mruknęłam.

- To nie miejsce i czas na zapijanie smutków.

- Tak, mamo - odburknęłam.

Westchnęłam i odchyliłam głowę.

- Mam ból trzy w jednym - wyznałam cicho. Poczułam jej rozbawione spojrzenie i chwilę potem zaśmiała się.

- Ah tak? Co to za ból?

Miłość potrafi być chaosemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz