Rozdział 1

725 34 0
                                    

Z hukiem zamknęłam drzwi mojego czarnego mustanga. Wyciągnęłam z bagażnika ostatni ciężki karton i ruszyłam po schodkach do ciemnozielonych wejściowych drzwi. Uchyliłam je nogą i weszłam do środka. Pod moimi nogami plątała się Hazel, jak zwykle merdając ogonem. Ściągnęłam buty i korzystając z nieobecności ojca, rozejrzałam się po naszym nowym domu. Był jednopiętrowy, urządzony w stylu vintage, z wstawkami nowoczesności. Gdy trzydzieści minut temu weszłam tu po raz pierwszy, byłam zdziwiona decyzją taty. Raczej gustował w surowym wystroju, nadal nie wiem, co skusiło go do takiej decyzji. Idąc na górę zwróciłam uwagę na beżowe ściany i drewnianą podłogę. W duchu przyznałam, że to miejsce naprawdę było ładne. Westchnęłam i otworzyłam drzwi mojego nowego pokoju. Był pusty. Ale jaki mógłby być pokój, który widzisz pierwszy raz na oczy? Przełknęłam ślinę i odłożyłam karton na podłogę, tuż obok innych.

Ściany mojego pokoju były białe, a podłoga drewniana, wyłożona stylem angielskim prostym. Na prawej ścianie znajdowały się dwuskrzydłowe drzwi na balkon. Dalej było długie drewniane biurko z ciemnoczerwonym krzesłem. Naprzeciwko mnie stało duże, dwuosobowe łóżko, nad którym było okno. Lewej ściany nie było widać, ponieważ była zakryta ogromną, drewnianą komodą. Gdy tylko ją zobaczyłam, wyobraziłam sobie, jak układam tam moje książki. Uśmiechnęłam się i po raz ostatni przejechałam wzrokiem po pokoju. Obok drzwi wejściowych były także drugie, drewniane drzwi. Z zaciekawieniem otworzyłam je i stanęłam we własnej garderobie.

Długo zbierałam szczękę do kupy. Byłam zachwycona. Może nie była duża, ale dla mnie była idealna. Od zawsze marzyłam o takiej, jednak w moim poprzednim pokoju miałam tylko małą szafę, z której ubrania wysypywały się znacznie częściej, niżbym tego chciała. Nie wiedząc, czy mój tata już przyjechał, niepewnie otworzyłam drzwi. Nasłuchiwałam. To był mój indywidualny rytuał. Gdy po dwóch minutach w domu wciąć było cicho, z większą swobodą ruszyłam zobaczyć resztę wnętrza. Na piętrze znalazłam jeszcze łazienkę i pokój gościnny, a gdy w jednej z sypialni zobaczyłam kartony taty, wycofałam się od razu. Tak samo postąpiłam, gdy zobaczyłam mały, ale przeszklony gabinet. W towarzystwie suczki zeszłam schodami na dół, wchodząc do dużego salonu. Z pozoru to wszystko mogło wydawać się ładne, tanie i tandetne, ale w głębi duszy wiedziałam, że mój tata stawiał zawsze na wszystko, co najlepsze.

W salonie było wyjście na taras, a obok znajdował się duży telewizor i kominek. Naprzeciw niego była dość duża sofa, drewniany stolik do kawy i dwa fotele. W narożniku stał duży głośnik i jakaś roślina, której nie znałam. Na jednej ścianie były drzwi do łazienki i pralni. Cały salon łączył się z kuchnią przez wyspę kuchenną, do której było dostawionych kilka krzeseł. Drewniany blat pasował idealnie do nieco ponurego, ale przyjemnego nastroju, który tam panował. Dalej była jadalnia.

Duży, ciemny stół wykonany z drewna stał na środku pomieszczenia, a szerokie okna wpuszczały dużo światła. Westchnęłam wchodząc do kuchni. Przyszedł czas na codzienną dawkę kofeiny. Kątem oka popatrzyłam na wyświetlacz zegarka. Była dopiero ósma trzydzieści. Wzięłam gotową kawę i siadłam przy wyspie kuchennej. Czwartego września miałam rozpocząć czwartą klasę liceum w nowej szkole. Moją jedyną obawą było to, że klasa mnie nie polubi. Nie chciałam się z nimi przyjaźnić, ale nie chciałam mieć ich też za wrogów. Wolałabym, żebyśmy mieli do siebie neutralne nastawienie.

Od nadmiaru myśli zaczęła boleć mnie głowa, więc ją podparłam i wzięłam łyka długo wyczekiwanego napoju. Kochałam się nim delektować. Moje myśli przerwał dźwięk klucza, przewracany zamek w drzwiach i głośne szczekanie beagle'a. Wystarczyło jedni spojrzenie, abym wiedziała, że to mój tata. Wszedł do kuchni w ciemnoszarym garniturze. Włosy miał ładnie ułożone, a zarostu nie było widać.

Gdy wbił we mnie swoje spojrzenie. Poczułam się niekomfortowo. Jak najszybciej wypiłam kawę i zebrałam się do wyjścia na spacer. Poinformowałam ojca o zamierzonym wyjściu, mając nadzieję, że nie zrobi mi o to awantury. Założyłam psu szelki i wyszłam z domu. Chciałam poznać trochę okolicę przed rozpoczęciem nauki. Policzyłam, że miałam jeszcze trzy dni.


Czwarty września nadszedł jeszcze szybciej, niżbym tego oczekiwała. Zwlekłam się z podłogi o godzinie piątej nad ranem. Zaspana przetarłam oczy i rozciągnęłam się. Popatrzyłam na Hazel, która wiernie spała obok mnie, a potem z tęsknotą spojrzałam na łóżko, które znajdowało się przede mną. Nie byłam skora do założenia pościeli, coś wciąż mnie powstrzymywało. Podrapałam za uchem psinę, a potem sprawnym ruchem podniosłam się z drewnianej podłogi. Z niechęcią soojrzałam na karton podpisany czarnym markerem "ubrania 1". Dobrze wiedziałam, że to tam znajdował się mój dzisiejszy ubiór. Otworzyłam go i powoli wyciągałam z niego kolejne ubrania, układając je na łóżku.

Ręką sięgnęłam do kieszeni mojej bluzy i wyciągnęłam z niej jednorazówkę. Wzięłam porządnego bucha i zaczęłam przebierać ubrania.

Zaklęłam siarczyście, gdy po kolejnych piętnastu minutach nie mogłam znaleźć moich ulubionych spodni. Miałam na sobie białą koszulę i czarną górę od marynarki, ale wciąż brakowało mi tych cholernych spodni! Desperacko otworzyłam karton zatytułowany "ubrania 2". Spodnie leżały na samej górze, złożone w równą kostkę. W akcie zdenerwowania ciągnęłam nimi o podłogę i zabrałam je po dobrej minucie. Wciągnęłam je na siebie i siadłam na podłodze, by otworzyć karton "kosmetyki". Wszystkiego nakładałam dwa razy więcej, żeby zakryć wory ood oczami.

Wytuszowałam rzęsy ulubionym tuszem trzy razy, a gdy wreszcie go odłożyłam, wzięłam się za usta. Starannie je wykonturowałam i wypełniłam matową pomadką. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści cztery. Zagryzłam wargi i wyszłam z pokoju.

Wypiłam kawę i jak co dzień wyszłam z Hazel na spacer. Była energicznym pieskiem, co bardzi mi odpowiadało, bo kochałam ruch. Po czterdziestu minutach wróciłam do domu. Miałam trzydzieści minut do rozpoczęcia akademi. Ubrałam czarne szpilki, chwyciłam czarną skórzaną torebkę i wyszłam z domu.

Wsiadłam do auta i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Mimo września pogoda trzymała się całkiem dobrze i ledwo widziałam przez oślepiające mnie słońce. Na parking szkoły wjechałam dziesięć minut przed ósmą.

Z niepokojem wysiadłam z auta, rozglądając się. Niewiele uczniów było jeszcze przy autach, podejrzewałam, że większosć czekała już na hali. Nie za bardzo wiedziałam, gdzie powinnam iść, ale akurat największa grupa uczniów gdzieś ruszyła. Uznałam, że może doprowadzą mnie na rozpoczęcie, więc poszłam za nimi.

- W tym roku ma do nas dołączyć nowy uczeń! Podobno jest dzieckiem sławnej aktorki! - Krzyczał podekscytowany chłopak przede mną, a ja zamarłam. Poczułam, że na moich plecach pojawił się zimny pot, ale ruszyłam w ślad za nimi.

- Tak, rok temu też tak mówiłeś - skomentowała jedna dziewczyna. Zlustrowałam ją wzrokiem, nie ubrała się odświętnie. Miała dresy i bluzę. Pomyślałam, że może to ja się pomyliłam, ale reszta była ubrana podobnie do mnie.

- Tym razem to prawda. Podsłuchałem tatę, jak rozmawiał z jakimś mężczyzną. Zobaczycie!

Uniosłam brwi zdziwiona, a przed sobą zobaczyłam dużą salę. Nie dokońca wiedziałam, jak się tam znalazłam, ale usiadłam na pierwszym lepszym miejscu. W końcu, jak mniemam, dyrektor skończył swoją przemowę Słuchałam jej z uwagą, mimo, iż przez ostatnie lata byłam nią znudzona, ta brzmiała ciekawie. Może to przez osobę, która to mówiła? Albo otoczenie?

Nastąpiły oklaski i klasy zaczęły się rozchodzić. Musiałam wstać, żeby mnie nie staranowali. Ruszyłam za wcześniejszą grupą ludzi. Weszłam za nimi do sali. Poczułam się skrępowana, gdy wszystkie oczy spoczęły na mnie. Podeszłam do biurka, przy którym siedziała starsza kobieta.

- Przepraszam, pani Lopez? - Zapytałam niepewnie. Kobieta popatrzyła na mnie, zaraz potem wstała i posłała mi miły uśmiech.

- Tak. Ty zapewne jesteś Jasmine Alessandro. Miło nam cię poznać, witamy w klasie czwartej a.

W sali zapanował gwar rozmów, gdy siadłam w jedynej wolnej ławce. Skrzywiłam się. Wolałabym siedzieć w trzeciej, albo ostatniej, a nie w pierwszej. Odwróciłam się do tyłu. Chciałam coś powiedzieć, ale szybko odwróciłam się do przodu. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Bałam się, że połączą kropki.

Gdy po dwudziestu minutach opuściłam budynek szkoły, zajechałam na pobliską siłownię i kupiłam karnet. Kochałam ruch.

Potem wróciłam do domu, w którym czekała na mnie tylko Hazel.

Miłość potrafi być chaosemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz