- Tatusiu, a kiedy ja mam urodziny?
- Siódmego lipca, kochanie. Masz jeszcze dużo czasu do swoich siódmych urodzin - ciepły głos mojego taty wypełnił małą kuchnię. Siedziałam na krześle i podpierałam się rękami o blat, obserwując, jak robił swoje "popisowe śniadanie".
- A dlaczego robisz naleśniki, które są twoim popisowym śniadaniem? Robisz je tylko na moje urodziny!
- Robię je na każde ważne wydarzenia, szkrabie. Twoja mama jest w szpitalu, więc chcę jej zrobić miłą niespodziankę - zaśmiał się i rozczochrał moje rozpuszczone włosy. - Pomożesz mi z tym serem? Ja zajmę się smażeniem naleśników.
Faktycznie pomogłam mężczyźnie najlepiej jak umiałam, zważając na chichot, który co chwilę wyrywał się z moich ust. Nie umiałam się opanować i przestałam dopiero, gdy po chwili usłyszałam, że tato z kimś rozmawiał.
- Cześć, kochanie. Jak się czujesz? - Jego głos był bardzo opiekuńczy. Przepełniony miłością. - To bardzo dobrze. A jadłaś już coś na śniadanie?... Dobre było? - Ciepły śmiech ponownie wypełnił małe pomieszczenie, gdy bawiłam się bitą śmietaną. - Tak, zaraz do ciebie jadę. I mam dla ciebie naleśniki, o które mnie ostatnio prosiłaś. Jest taka ładna pogoda, myślisz, że uda nam się pójść na spacer?
Zamrugałam. Raz, a potem drugi. Stałam w kuchni oparta o drewniany blat. Na dworze było ponuro, deszcz miarowo uderzał w okna i dach. Było cicho, czułam wewnętrzny spokój popijając kawę.
Po dłuższej chwili odstawiłam szklany kubek do zlewu, sama zbierając się do przygotowania popisowego śniadania mojego taty. Pamiętam, że kiedy w moje czternaste urodziny nie zrobił mi tego śniadania, sama je sobie zrobiłam i dokładnie wtedy, jego popisowe śniadanie stało się moim popisowym śniadaniem.
Czasami żałowałam, że już nie dostawałam prezentów, a każde urodziny były traktowane jak zwykły dzień. Brakowało mi osoby, która by o mnie zadbała.
Najpierw zrobiłam masę składającą się z sera, cukru i jogurtu, i dopiero potem zdecydowałam się upiec naleśniki. Zrobiłam trzy dobrze wypchane koperty, do środka włożyłam borówki. Całość udekorowałam bitą śmietaną i skrojonymi truskawkami. Polałam polewą czekoladową i włożyłam do pudełka mając nadzieję, że będą chociaż letnie.
Umyłam ręce i związałam swoje blond włosy w koka. Ubrałam czarny garnitur i białą koszulę. Zagryzłam wargę zastanawiając się, które szpilki powinnam założyć, ale ostatecznie wybór padł na te, z którymi nie umiałam się rozstać. Ukochane.
Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wsiadłam do auta. Wzięłam głęboki wdech. Byłam gotowa.
*
- Cześć, co tam? - Zapytałam, wchodząc do sali, w której była. Leżała skulona na lewym boku, przeglądając coś w telefonie, ale gdy mnie zobaczyła, jej twarz rozpromieniła się.
- W porządku, cześć, rano obudzili mnie, bym zjadła śniadanie.
- Dobre było?
- Nawet go nie tknęłam! - Powiedziała zirytowana, więc zaśmiałam się. - Wyglądało obrzydliwie źle i nie pachniało zbyt dobrze.
- W takim razie dobrze się składa, bo mam dla Ciebie naleśniki, których Ci się zachciało - skrzywiłam się podając jej pudełko i sztućce, a zaraz potem włączyłam telewizor i jakiś film.
CZYTASZ
Miłość potrafi być chaosem
Romans"Bo przeznaczenie pchało je na siebie odkąd zobaczyły się po raz pierwszy." Jasmine nie planowała poznawania nowych osób. Nie planowała też poznania swojej sympatii. Droga była długa i wyboista, a bohaterki cierpliwe i niedoskonałe. #1 womanxwoman...