9 - 𝖳𝖾𝗅𝖾𝖿𝗈𝗇

258 9 1
                                    

Perspektywa Inez

Obudziłam się otoczona bielą. Domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Chwilę później poczułam też ból. Tak strasznie bolała mnie głowa, że wolałabym znowu położyć się spać. Przypomniało mi się wszystko, co się wydarzyło, więc to, że się tu znajduję wcale nie jest dziwne. Poczułam ogromną ulgę, że przeżyłam. Tylko co z Hailie?

Chciałam wyskoczyć z łóżka jak oparzona, ale nie mogłam. Nie miałam siły. Obejrzałam się i zobaczyłam, że mam lewą nogę w gipsie, nadgarstki w bandażach, a w ręce mam wenflon i jestem podpięta do jakiś kroplówek.

- Inez, obudziłaś się - usłyszałam głos Willa. Chciałam się obrócić, żeby go zobaczyć, ale nie miałam siły.
Mój brat widząc to sam podszedł do mnie i delikatnie pogłaskał mnie po policzku.
- Co z Hailie - wymamrotałam.
- Jest dobrze - uspokoił mnie Will - I to dzięki tobie.
Jak mi wtedy ulżyło... Poczułam, że pierwszy raz od kilku dni mogę być spokojna o nasze życie.
- Byłaś bardzo dzielna - uśmiechnął się do mnie brat - Dziękuję ci bardzo.

Dowiedziałam się, że jest szesnasta. Czyli długo pospałam. Mimo tego nie wypoczęłam, więc znów usnęłam.

...

- Inez - ktoś powiedział moje imię. Tym kimś był Shane - Śpisz?
- Tak - odparłam.
- No to sorry, że cię budzę, ale teraz są wszyscy u ciebie.
Natychmiast otworzyłam oczy. W sali stał Vincent, Tony, Dylan i Shane.
- Gdzie Will i Hailie?
- Hailie jest w innej sali, żeby nie została sama Will jest z nią - wytłumaczył Vince.

Porozmawialiśmy chwilę o głupotach, co pozwoliło mi nie myśleć o szpitalu. Potem przyszła pielęgniarka i kazała im wyjść. Wymieniła mi kroplówkę i zmieniła opatrunki na nadgarstkach.
- Miałaś wiele szczęścia - powiedziała.
- Jak to? - zapytałam.
- Kiedy tu przyjechałaś byłaś w ciężkim stanie. Byłaś odwodniona, wygłodzona, masz złamaną nogę, okropne rany na nadgarstkach i jesteś cała posiniaczona. Nie wiem, kto cię tak załatwił, ale Bogu dzięki, że jest stabilnie. Jeszcze trochę i byś nie... - urwała. Domyśliłam się, że po prostu bym umarła. Tak jak chciał ten człowiek. Nie, nie będę o nim myśleć.

- Wie pani, co z moją siostrą? Hailie Monet - zmieniłam temat.
- Z tego, co się orientuję, też była w złym stanie. Podobnie jak ty, wygłodzona i odwodniona z mnóstwem siniaków, a dodatkowo... raną postrzałową. Nie musisz się martwić, teraz jest już w miarę dobrze.
- Kiedy dostanę wypis? - zadałam kolejne pytanie. Bylebym nie musiała być tu za długo, nienawidzę szpitali.
- Niestety trochę tu posiedzisz - oznajmiła.
Zajęła się smarowaniem moich nadgarstków jakąś maścią. Bolał mnie jej dotyk, ale przemilczałam to. Jeśli to może mi pomóc, wytrzymam.

Kilka chwil później pielęgniarka wyszła. Od razu po niej do sali wszedł Shane.
- Siema - przywitał się - Lepiej się czujesz?
- Jest okej - odparłam.
- Podobno też całkiem nieźle tego typka załatwiłaś.
No tak... Już się boje, co powie Vincent. Na swoją obronę mam to, że gdybym go nie postrzeliła, leżałabym w grobie, a nie w szpitalu.
- Vincent się pewnie wkurzy, no nie? - zapytałam smętnym tonem.
- Co ty, Vince był pod wrażeniem. Dylanowi to w ogóle szczęka opadła. Vincent cię co najwyżej zapyta, skąd ty u licha wiesz, jak się posługiwać bronią. Luzik - uspokoił mnie Shane.

- Przyszedłem tu w sumie po to, żeby dać ci telefon - powiedział i wyciągnął urządzenie z kieszeni - Swoją drogą to staroć. Ogarniemy ci nowy.
- Nie potrzebuję...
- Oj tam, będziesz miała. Możesz. Przecież mamy na to pieniądze - zapewniał mnie Shane. Ciągle zapominam, że teraz jestem bogata. Dziwnie się o tym myśli, bo kiedyś nie było mowy o nowym telefonie, teraz mnie na niego namawiają.
- Okej, niech będzie - zgodziłam się.

𝖦𝗐𝗂𝖺𝗓𝖽𝗄𝖺 | 𝖱𝗈𝖽𝗓𝗂𝗇𝖺 𝖬𝗈𝗇𝖾𝗍Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz