14 - 𝖭𝗂𝖾 𝖼𝗁𝖼𝖺̨ 𝗆𝗇𝗂𝖾 𝗍𝗎𝗍𝖺𝗃

260 13 19
                                    

Wróciliśmy do Stanów trzy dni przed Sylwestrem, albo jeden przed moimi urodzinami. Nie nastawiałam się jakoś bardzo na świętowanie, bo moje rodzeństwo chyba nawet o nich nie wiedziało. Z tego powodu bardzo zaskoczyło mnie to, że obudzili mnie Hailie, Will, Shane i Dylan śpiewając ,,Sto lat".

Vince pewnie siedział w gabinecie zapraciwany, o ile w ogóle był w domu. Co do Tony'ego... On po prostu traktuje mnie jak powietrze. Za każdym razem jest mi wtedy przykro, ale nauczyłam się już z nim trochę radzić. Zachowywać się jak lód (czyt. jak Vincent), nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie rozmawiać i tak dalej.

Kiedy ujrzałam mały torcik bezowy natychmiastowo się uśmiechnęłam. Myślałam, że nie wiedzą o moich urodzinach, a przynoszą mi ulubione jedzenie. Jedynym błędem były świeczki. Numerki niby się zgadzały - 1 i 5, tylko w złej kolejności. Najwidoczniej według któregoś z moich braci mam piędziesiąć jeden lat.

- Kto do cholery ustawiał te świeczki? - zapytał Will zauważając błąd.
Dylan szybko postawił torcik na mojej szafce nocnej i zamienił je miejscami, a przy okazji prawie się poparzył. Zaśmiałam się i dmuchnęłam na świeczki z całej siły gasząc obydwie na raz. A wiecie, jakie było moje życzenie?

Zażyczyłam sobie miłości. Żeby moje rodzeństwo mnie kochało, a ja kochała ich. Chociaż wiem, że jest to niemożliwe. Nie jestem wystarczająco dobra, żeby zasłużyć na miłość od niektórych osób. Mówię, rzecz jasna, o Tonym.

Chwilę później wszyscy wyszli z mojego pokoju, żebym mogła się ogarnąć. Wzięłam prysznic, ubrałam się, uczesałam i byłam gotowa do zejścia na dół, na śniadania. A przy stole siedział nie kto inny niż Tony. Wyjęłam z lodówki resztę makaronu, który był wczorajszym obiadem i odgrzałam go. Dlaczego miałabym nie zjeść obiadu na śniadanie? Usiadłam przy stole mając nadzieję, że ktoś przyjdzie i przerwie tą okropną ciszę, przez którą czułam się strasznie niezręcznie.

Moją wybawicielką została Hailie. Przywitała się z nami po czym podparła się rękami o stół patrząc na nas, jakbyśmy wyglądali conajmniej jak kosmici.
- Czy coś się stało? - zapytała się po dłuższej chwili.
Cóż, w końcu ktoś poza Shanem musiał się domyślić. Aż się dziwię, że stało się to dopiero po kilku dniach.
- Tak - odparł Tony, zanim zdążyłam się odezwać. Ciekawe, co takiego wymyślił - Nasza udawana siostra nie potrafii się pogodzić z tym, że cały świat jej nie uwielbia.

Ała, zabolało. Udawana... Czyli jednak przy niektórych osobach nie warto się starać, bo to, żeby cię polubiły jest niemożliwe.
- Tony, co ty pierdolisz? - zdziwiła się Hailie.
Ja patrzyłam się na ziemię z obojętnym wyrazem twarzy, mimo, że w środku rozpaczliwie płakałam. Walczyłam ze sobą, żeby nie okazać żadnych emocji, więc nie odezwałam się słowem. Tony też siedział cicho.

- No halo, Tony, Inez! - ponagliła nas Hailie, bo ani mi, ani mu nie spieszyło się do odpowiedzi - Mam zadzwonić do Vincenta, żebyście wytłumaczyli co się z wami dzieje jemu, czy odpowiadacie?
Ja w sumie i tak nie miałam co mówic, więc w dalszym ciągu wpatrywałam się w podłogę, jak w dzieło sztuki. Tony, aby pokazać, że go to nie obchodzi, wyjął telefon i zaczął coś w nim przeglądać.

Moja siostra westchnęła i wyciągnęła z kieszeni komórkę. Myślałam, że mówiła o tym dzwonieniu tylko po to, żeby nas nastraszyć, a tu proszę, coś takiego. No trudno, Vince'a i tak nie ma w domu. Przez telefon będzie lepiej rozmawiać, niż na żywo, z tym jego lodowym spojrzeniem.

- Halo? - odezwała się Hailie, kiedy nasz najstarszy brat odebrał. Włączyła rozmowę na tryb głośnomówiący.
- Czy coś się stało? - zapytał Vincent.
- Nie, chociaż właściwie to tak. Chodzi o to, że Tony i Inez o coś się posprzeczali i nie reagują, kiedy się do nich mówi.
- Czy w domu przypadkiem nie ma Willa? Prosiłem, żeby nie dzwonić do mnie, gdy jestem w pracy. Do widzenia, Hailie - rzekł Vince i się rozłączył. Czyli jednak mi się upiekło?

𝖦𝗐𝗂𝖺𝗓𝖽𝗄𝖺 | 𝖱𝗈𝖽𝗓𝗂𝗇𝖺 𝖬𝗈𝗇𝖾𝗍Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz