10 - 𝖭𝗂𝗀𝖽𝗒 𝗐𝗂𝖾̨𝖼𝖾𝗃

266 11 2
                                    

W końcu mogłam wyjść z tego cholernego szpitala. Jak już wspomniałam, nienawidzę ich. Przyszedł po mnie Tony, który wziął moją torbę i bez słowa skierował się do drzwi. Ja, chociaż o kulach, chodziłam już sama na krótkie dystanse, więc mogłam dojść do auta bez problemu. Wracałam do domu tylko z Tonym i Dylanem, bo Hailie musiała zostać na jeszcze jeden dzień. Błagała Vince'a o wypis dzień wcześniej, ale się nie zgodził.

Jechaliśmy około czterdziestu minut. Chłopaki na przednich siedzeniach dyskutowali o jakimś nowym modelu konsoli, który mieli w planach kupić. W końcu dojechaliśmy pod rezydencję. Ucieszyło mnie to. Nareszcie w domu.

Chwilę później przyjechał Vince. Też był w szpitalu u Hailie, ale pilnie musiał załawtić coś w pracy. Wcześniej jednak zawołał mnie do salonu. Usiedlismy na kanapie, a on powiedział:
- W związku z ostatnimi wydarzeniami podjąłem decyzję, że ty oraz Hailie przez jakiś czas będziecie miały nauczanie domowe. Ta sprawa nie podlega dyskusji - ostrzegł mnie.
- Okej - odparłam.
Nie wiem, co więcej mogłabym powiedzieć. Nigdy nie miałam nauczania domowego, więc byłam nastawiona neutralnie.

...

W końcu Hailie mogła wrócić do domu. Kilka godzin później, niż miała, ale chociaż tego samego dnia. Kiedy moja siostra weszła do domu, poszła na chwilę do swojego pokoju, a kiedy wróciła do mnie, do salonu, zaproponowała grę na konsoli. Później przyszedł do nas jeszcze Shane i we trójkę rywalizowaliśmy w wyścigach. Jeżeli kogokolwiek to ciekawi, byłam na drugim miejscu.

Po grze siedziałam sobie spokojnie w swoim pokoju. Zdążyłam polubić to miejsce, gdyż było ono komfortowe, ładne i ,,moje". Nagle usłyszałam krzyk gdzieś z dołu. Zamarłam i od razu pobiegłam na schody. Will biegł chwilę przede mną. W salonie jakimś cudem znaleźli się już Dylan i Tony, więc brakowało tylko Vince'a i Shane'a. Drugi z nich przyszedł chwilę później, pierwszy chyba załatwiał coś związanego z pracą.

- Co się stało, malutka? - zapytał Will. Sama byłam bardzo zdezorientowana.
- Bo ja znalazłam... - urwała Hailie i wyciągnęła dłoń, żebyśmy wszyscy zobaczyli, co na niej leży. Była to żyletka. Nic dziwnego w domu, gdzie mieszka pięciu mężczyzn, gdyby nie to, że była na niej zaschnięta krew. Od razu zaczęło mocniej bić mi serce, mimo, że ja nic sobie nie zrobiłam. Sama myśl o tym, że któryś z moich braci mógłby tego dokonać budziła we mnie niepokój. Hailie wykluczałam z wiadomych przyczyn.

- Czyje to?! - przerwał niezręczną ciszę Dylan.
Chłopak odsłonił swoje nadgarstki, na których nie było żadnych śladów. Podciągnął jeszcze swoje krótkie spodenki tak, abyśmy zobaczyli, że na udach też nic nie ma. Spojrzałam się na twarze wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Na każdej z nich malowała się powaga, zdziwienie czy też smutek.

Hailie idąc w ślady Dylana podwinęła rękawy bluzy. Przez chwilę myślałam, że ma rany po żyletce, jednak były to te po linach. Ja trzęsącymi się dłońmi zrobiłam to samo. Shane wzruszył ramionami i wyciągnął do nas ręce. Wtedy wzrok niektórych padł na Willa, innych na Tony'ego.

- Will - spojrzał na niego Dylan. Jego ta sytuacja najbardziej zdenerwowała.
Mój drugi najstarszy brat powoli odsunął jeden rękaw bluzy na jego prawej ręce nic dziwnego nie zobaczyliśmy. Przerwał nam Vince, który właśnie wszedł do salonu. Zapytał, o co chodzi, a Hailie podała mu żyletkę. Ten natychmiast spoważniał, jeżeli w ogóle da się być poważniejszym niż on.

Vincent łatwo wywnioskował, kto ma ukazać nadgarstki. Miałam wrażenie, że Will zrobił się nieco blady, ale nie powiedziałam o tym rodzeństwu.
- No, dalej - ponaglił Willa Tony.
- Ale... - zaczął Will.
- Williamie - odezwał się Vince i przeszył go lodowatym spojrzeniem.
Mój miły brat zaczął powoli odsuwać drugi rękaw. Nawet z dość sporej odległości mogłam zobaczyć, że drżą mu ręce.

𝖦𝗐𝗂𝖺𝗓𝖽𝗄𝖺 | 𝖱𝗈𝖽𝗓𝗂𝗇𝖺 𝖬𝗈𝗇𝖾𝗍Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz