Miesiąc później
Samolot w końcu wylądował na niewielkim prywatnym lotnisku, które zapamiętałam z poprzedniej wizyty na Kanarach. Tym razem przyjechał po nas Benny. Humor miałam wręcz wyśmienity, bo kochałam święta. Z drugiej strony te były moimi pierwszymi nie spędzonymi z mamą... Chociaż poniekąd cieszyłam się z tego, że mogę obchodzić je z rodzeństwem. Wiadomo, że to już nie będzie to samo, bo ich tradycje zdecydowanie różnią się od moich. Dla przykładu Moneci w ogóle nie dają sobie prezentów, ani na święta, ani na urodziny, ani na żadną inną okazję.
Trochę szkoda, nie ukrywam, bo od zawsze kochałam dawać i dostawać prezenty. Odziedziczyłam to po mamie, jak wiele innych rzeczy z charakteru i wyglądu. Po takim czasie od jej śmierci bardziej potrafię się z tym pogodzić, pomaga mi myśl, że jej cząstka została we mnie. Patrząc w lustro myślę o niej, co mnie nie smuci, lecz cieszy. Cieszy mnie to, że widzę ją w sobie.
Kiedy wysiadłam z auta od razu zobaczyłam Cama. Szeroko się do niego uśmiechnęłam. Kiedy tylko Hailie odkleiła się od ojca ja do niego pobiegłam i się w niego wtuliłam.
- Cześć, Inez - przywitał się i odwzajemnił mój uścisk.
Później poszliśmy do sypialni. Ja miałam spać tam, gdzie ostatnio.Rozpakowałam większość rzeczy z walizki, po czym zeszłam na dół, żeby spotkać się z Blanche. Odchodząc od tematu nie umiem nazywać jej ,,babcią". Ona po prostu do tego nie pasuje. Tak jak chciałam, spotkałam ją w salonie.
- Cześć! - przywitałam się dając znak, że weszłam do pomieszczenia.
- No cześć, Inez - zazdroszczę jej pamięci do głosów.- Co robisz? - zadałam głupie pytanie, bo przecież widziałam, że siedzi na kanapie.
- Jeszcze nic - westchnęła - Ale muszę zacząć gotować, tyle jeszcze rzeczy zostało do zrobienia, pierdolca można dostać - z trudem powstrzymałam się od śmiechu.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam.
- No nareszcie ktoś pyta. Tak, zetrzesz warzywa. Źle mi w kuchni nie idzie, ale cholernie ostra ta tarka - powiedziała i pokazała mi dłoń, na której miała przyklejone trzy plastry. Bardzo ją szanuję za to, że mimo tego, że jest niewidoma tak normalnie funkcjonuje.Udałam się do kuchni, aby wykonać ,,prośbę" Blanche i być może pomóc jej w czymś jeszcze. Na blacie leżała miska z warzywami i druga z kupką nieudolnie ich startych, a obok tarka. Zabrałam się za robotę i zdałam sobię sprawę, jak dawno nie gotowałam, ani nie wykonywałam żadnych obowiązków domowych. Czy ja naprawdę staję się taka rozpuszczona? Co prawda szkoła zabierała mi strasznie dużo czasu, bo to nie jakiekolwiek liceum i trzeba mieć dobre wyniki w nauce. Mimo tego przeraża mnie to, jak wygląda teraz moje życie.
Ostatecznie zrobiłam całą sałatkę, rzecz jasna według przepisu Blanche. Byłam z niej całkiem dumna, nieskromnie mówiąc wyszła pysznie. W międzyczasie moja babcia wykonała z dwa razy więcej rzeczy niż ja. Pewnie nigdy nie przestanie mnie to dziwić.
Później chciałam wrócić do przydzielonej mi sypialni, ale na schodach wpadłam na ojca.
- Co robiłyście z Blanche? - zapytał.
- Gotowałyśmy - odparłam.
- Przejdziemy się na spacer? - zapropowował Cam.
Ucieszyła mnie ta propozycja, więc się zgodziłam. Pobiegłam do pokoju po bluzę, bo na dworze nie było jakoś bardzo ciepło i zeszłam na dół. Camden już na mnie czekał.Wybraliśmy trasę wzdłuż plaży. Te piękne widoki nigdy mi się nie znudzą. Ostatnio podczas naszej dłuższej rozmowy rozmawialiśmy o moim życiu w Anglii, tym razem Cam pytał mnie o ostatnie miesiące w Stanach. Wyznałam mu, że po całej sytuacji z porwaniem panicznie bałam się krzyku. Opowiedziałam mu, jak pojechaliśmy z Dylanem, Tony'm, Shanem i Hailie ma sushi, kiedy miałam atak paniki. Z niewiadomego mi powodu ufałam Cam'owi i wiedziałam, że weźmie mnie na poważnie.

CZYTASZ
𝖦𝗐𝗂𝖺𝗓𝖽𝗄𝖺 | 𝖱𝗈𝖽𝗓𝗂𝗇𝖺 𝖬𝗈𝗇𝖾𝗍
Fanfiction[...] - Co ty się tak cieszysz? - zwrócił się do mnie Shane. - Bo mnie ze sobą wzięliście - odparłam. - Mielibyśmy pojechać bez ciebie? To by nie było to samo - uśmiechnął się do mnie starszy z bliźniaków. Przyciągnął mnie do siebie i objął rami...