Może mówienie chłopakom, że nie dostali pozwolenia, by przybyć na bal, nie było najbłyskotliwszym pomysłem, lecz teraz jest już znacznie zbyt późno na takie konkluzje. Najważniejsze, że niespecjalnie się wkurzyli. Fewer jedynie przewrócił oczami, twierdząc, że mógł się tego spodziewać. Nie załamał się, nie wyzywał mnie i nie podejrzewał o tajne spiskowanie z księciem Derionu. Z Virselem było nieco inaczej. Wszystko co zrobił to rzucenie mi smutnego, przytłaczającego uśmiechu oraz prosta propozycja:
- Ułożę ci włosy.
Nie protestowałam. Oczywiście wiedziałam, że żadne upięcie nie będzie tak wspaniałe, jak te robione rękami Zirha. Virsel jednak poradził sobie nie najgorzej. W dodatku podczas całych przygotowań nie odezwał się ani słowem. Poczuł moją niechęć? Wreszcie zrozumiał, że nie ma u mnie szans? Nie, skądże. Poinformował mnie, iż ma zamiar odprowadzić mnie do pałacu i wyjaśnić wszystko w drodze. Ja nie odczuwam takiej konieczności, lecz nie mogłam mu odmówić. Może mu to pomoże, oby...Delikatnie zaciskam wstążki, służące w sukni jako gorset. Nie spodziewałam się, że książę ma zamiar zakupić mi ubranie. Zabronił ingerować w jego decyzję, dlatego nie protestowałam. Wyglądał na osobę, która w zakupie prostej sukienki, widzi jakiś interes. Co jeśli faktycznie tak jest?
Delikatnie wkładam do szafy dłoń, by wyszukać w niej najczystszą parę obuwia. Mój palec dotyka jednak czegoś, czego kształtu nie znam. Powoli sięgam po dziwaczną parę butów.
Czarne, lakierowane czółenka na wysokiej platformie i grubych obcasach. Ale co one robią w moich rzeczach? Nie przypominam sobie żebym je pakowała... A może wcale ich nie brałam?
W drzwiach staje Fewer.
- Znalazłaś buty - uśmiecha się, zerkając na moją zaciśniętą na obuwiu dłoń. - Dawno temu gdzieś je wytargowałem albo... może kupiłem? Wiesz, że nie pamiętam? Zdecydowałem, że włożę je pomiędzy twoje rzeczy. Może będą pasować.
- Nie do końca potrafię chodzić na obcasach - przyznaję niechętnie. - A szkoda, bo są naprawdę śliczne. Coś mi przypominają.
- Ubierz je - proponuje chłopak. - W razie coś, Virsel napewno będzie Cię asekurował w drodze.
Zerkam to na buty, to na Fewera. Ma rację. Powinnam je ubrać. Czas złamać tę złą paschę noszenia kozaków.Chwilę później jestem już w kuchnio - salonie. Wygrzebuję z zamrażarki jeden z ostatnich bidonów krwi. W takim tłumie mogę stać się głodna, a lepiej zapobiec tragedii, zanim się wydarzy, prawda? Przynajmniej ja tak sądzę. Czy chłopcy pytali o podejrzane butelki i bidony z czerwoną zawartością? Fewer owszem, Virsel wiedział, gdy tylko je zobaczył. To znaczy myślę, że wiedział, ale pewności nie mam.
Wkładam go do czarnej, perłowej kopertówki, którą również odnalazłam w szafie Fewera. To nawet zabawne, ile ma tam staroci. Począwszy od ubrań, aż po garnki lub lampy, które chyba już dawno przestały świecić.
Aby tradycji stało się zadość, zabrałam też sztylet i przywiązałam go przy nodze. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, mieli dość. Woleli nie mieszać się w moje sprawy.- Idziemy? - Virsel wychodzi z korytarza dzielącego mieszkanie i opiera się o ścianę nieopodal. - Czy może wciąż masz zamiar zwlekać?
„Po co chcesz tam iść?" - mam ochotę zapytać, ale wiem, że nie powinnam.
- Jasne - mijam go obojętnie. - Możesz już zacząć ubierać buty.
- Pewnie, pani sekretarko - śmieje się. Nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ta sytuacja zdaje mi się niekomfortowa.Chwilę później opuszczamy mieszkanie. Na dworze jest ciemno, chłodno i wilgotno. Nie ma słońca ani irytującej ilości mieszkańców. Stoiska zostały złożone, wszyscy gdzieś poznikali.
Nie wiedziałam, iż chodzenie na obcasach jest takie... łatwe? Nie, to niewłaściwe słowo. To trudne, bardzo, ale kiedy balansowało się na barierce ogromnego balkonu w kozakach, ta czynność staje się czymś prostym.- Zdaje się, że chciałaś pogadać - Virsel przerywa milczenie. Zerkam na niego ukradkiem, lecz on wciąż patrzy przed siebie.
- Możemy - stwierdzam tak, by brzmiało to jak najbardziej obojętnie.
- Czyli co? O co ci ostatnio chodzi?
- O co mi chodzi? - przełykam ślinę. - O nic. Myślałam, że to ty coś wyjaśnisz.
- Sory, nie wiedziałem, że mam ci coś do wytłumaczenia - uśmiecha się do siebie mężczyzna.
- Czyli nie ma o czym mówić - odpowiadam, poprawiając rękawek sukni.
Ponownie chwilę idziemy w zupełnej ciszy.
- Poważnie, Ash? - syren nagle przystaje. - Będziesz robić mi wyrzuty sumienia, kiedy nawet nie wiem, o co ci do cholery chodzi?
- Ty nie wiesz? - zatrzymuję się, patrząc agresywnie w jego kierunku. - O, poważnie? To może razem pomyślimy?
- Nad czym? - rozkłada ręce w wymuszonym geście. - Ash, możesz wreszcie zacząć mówić? Chcesz wiedzieć co sądzę? Pewnie: nie mam żadnego pojęcia o czym gadamy.
- To pozwól, że cię oświecę: ostatnio wciąż zachowujesz się, jakbyś oczekiwał czegoś więcej - patrzę na niego złowrogim spojrzeniem - Wzięłam cię z nami, bo pomyślałam, że dobrze będzie zawierać nowe znajomości, a ty zaczynasz odstawiać takie cyrki!
- Kpisz sobie? Poważnie? O to chodziło cały ten czas? Wybacz, ale to chyba ty liczyłaś na coś więcej. Nie chcę cię urazić, ale nie wszystko kręci się wokoło ciebie!
- Nie? Co ty nie powiesz... To dziwne usłyszeć coś takiego z ust osoby, która chwilę temu podrywała Cię na każdym kroku!
- Wcale nie robiłem czegoś takiego - Virsel śmieje się. - Coś sobie ubzdurałaś! Chciałem być miły!
- Miły? I dlatego zachowywałeś się, jakbym była twoim obiektem zainteresowań!?
- Bzdura! - wykrzykuje.
- Tak? - milknę na chwilę. - Kłamiesz, a ja nie znoszę kłamstw.
- Nigdy nawet nie pomyślałem o tobie jako o kimś więcej! Ash, ogarnij się. Chciałem żebyś czuła się dobrze, mieszkając z nami!
Virsel robi krok do przodu, wyciągając rękę w moim kierunku, lecz uprzedzam go. Odczepiam sztylet i chwytam oburącz, zagradzając mu drogę.
- Wybacz, lecz nawet gdybyś chciał kłamać, teraz zbyt późno - oznajmiam z zimną krwią.
- Posłuchaj, Ashley - mężczyzna wzdycha, nieprzejęty ostrym narzędziem wyciągniętym w jego stronę. - Przestań. Wystarczy, gdy powiem, że nie jestem tobą zainteresowany?
- Nie - wyduszam po chwili namysłu. - Virsel, tu nie chodzi o ciebie, tylko... Jestem teraz w bardzo skomplikowanej relacji na odległość, a poza tym mam dość złamane serce, więc nawet nie chcę słyszeć o żadnej miłości...
- To cie ucieszę, BO NIE MA I NIE BYŁO NIGDY ŻADNEJ MIŁOŚCI!
Cisza. Wokoło nas wszystko milknie. Tylko na krótki moment, bo mężczyzna po chwili przerywa milczenie.
- Nawet gdybyś chciała, nie potrafiłbym zakochać się w kimś takim, jak ty - mówi z delikatnym, spokojnym wyrazem twarzy.
Spuszczam sztylet.
- Skąd mogę mieć pewność, iż naprawdę tak myślisz? - pytam, a ręce drżą mi przy każdym słowie. Czy ja naprawdę powiedziałam to wszystko?
- Dobra, posłuchaj... - Virsel wzdycha, podchodząc w moją stronę o kolejny krok. - To nawet miłe, że tak pomyślałaś, ale nie chcę, żebyś zamartwiała się moją osobą i tym, że mogę coś do ciebie czuć. Nie ma żadnego uczucia i nigdy go nie było.
Na chwilę przerywa wypowiedź, jakby zastanawiał się nad czymś poważnym. Latarnie świecą, cisza nocna otacza nas zewsząd.
- Powinienem był powiedzieć ci odrazu, że od zawsze podobali mi się mężczyźni. Sama rozumiesz, nie jestem tobą zainteresowany, dobra? Zakończmy tą idiotyczną kłótnię.
CZYTASZ
Delving into the Moonlight
FantasyAshley, dziewczyna, która przeżyła w życiu ogromnie dużo, zostaje odrzucona prawie przez wszystkich. Zdesperowana wampirzyca postanawia uciec do niedalekiej krainy o wdzięcznej nazwie Derion. Zagłębij się w historię o mroku w jasności i miłości pośr...