Rozdział Dwunasty

2 2 0
                                    

Czy wiem kiedy się otrząsnęłam? Szczerze to nie. Nie mam pojęcia, kiedy zacisnęłam papierek w dłoni i zdecydowałam się wrócić do przyjaciół. Nie zdążyłam nawet pożegnać tajemniczego tancerza ani powiedzieć mu, jak wspaniały był nasz wspólny taniec. Uciekł, zostawiając mnie samą. Kim był? Dlaczego nie powiedział do mnie ani słowa? Nie mam pojęcia. Jest tyle pytań, jakie chciałam mu zadać. Tyle niewyjaśnień i ciekawości, dlaczego czułam, że go znam. A może raczej... znałam? Może kiedyś? Może spotkaliśmy się dawno temu, lecz ja wyparłam to ze swojej pamięci? Nie mam odwagi, by skłamać, iż wiem kim był, bo choć patrzyłam w jego oczy i dotykałam jego dłoni, zdawał się jedynie daleką mi postacią.
Nie wiem, jak i kiedy wracałam do mieszkania. Czułam się pusta, jakby coś wyparowało ze mnie na dobre. A to przecież tylko chwila walca... Do teraz mam wrażenie, że bez emocji wlokę się ciepłą, oświetloną latarniami drogą, a wszystko wokoło gdzieś znika. Mam wrażenie, jakby każdy kamyk, po którym przeszłam, odlatywał w powietrze, zostawiając za mną tylko pustą przestrzeń. Wodę, nicość czy powietrze - to bez znaczenia.
A potem jakoś niepewnie oraz nieświadomie weszłam do ceglanego budynku i powoli wywlekłam siebie i swą suknię po schodach. Nawet obcasy przestały stanowić problem. Wszystko jakieś obojętne. A w dłoni wciąż zaciskałam kawałek papieru, który zdawał się być jedyną pamiątką tego nierealnego wieczoru. Może tak właśnie było. Możliwe, iż tylko ten liścik uświadamiał mnie, że wcale nie zasnęłam, a wszystko to naprawdę miało miejsce - tańczący Dany i niezwykły, słoneczny nieznajomy. Chociaż... musiał być znajomy. Przecież czułam, że taki był, prawda?
Moment później otwarłam drzwi, a te zaskrzypiały melancholijnie. Ich dźwięk mi nie przeszkadzał. Nie chciałam, aby ktoś wybiegł mi na powitanie, więc dobrze, iż nikt nie postanowił tego uczynić. Wymuszonym gestem zdjęłam buty, stawiając je na półce. A dalej? Dalej upadłam na kolana, czując brak sił na dojście do stołu. Suknia zamieniła się w miękką poduchę, a moje ciało rzuciło się na nią. Włosy opadły mi na twarz, wlepiając się w wilgotny błyszczyk.
Dopiero w tej chwili zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, gdzie jestem. Wszystko wydało się nieco wyraźniejsze, lecz powróciła też ta bardziej uciążliwa część - emocje. Z pustki wytworzył się zawód i smutek, nostalgia i cierpienie. Po policzku spłynęła mi chłodna, słona łza. Nie chciałam, aby był to koniec wieczoru. Chciałam wrócić do tańca, do wolnej melodii „Interstellar" i słonecznego mężczyzny. Rozmazałam tusz na rzęsach, a agresywnym, pełnym rozpaczy ruchem zerwałam z włosów klamrę i gumkę. Wszystkie kosmyki spadły mi na ramiona.
A kartka?
Nadal zaciskałam ją między palcami. Brak mi było odwagi, by ją przeczytać. Nie, to nie był odpowiedni moment. Na to wspomnienie warto było poczekać jeszcze moment.
Ile czasu spędziłam w rozpaczy na podłodze? Chciałabym wiedzieć. Pierwsze minuty zajęło mi dojście do siebie (w choćby najmniejszym stopniu), a kolejne zrozumienie, iż jestem w mieszkaniu całkowicie sama. Lecz nie było sił, odwagi ani czasu, by zastanawiać się, gdzie podziali się Virsel z Fewerem, nie. Teraz należało zająć się sobą i uporządkować myśli. Nie przyszło to szybko, ale wiedziałam od czego należy zacząć: znalezienie kluczy, leżących w pobliżu. Mogłam w całej tej pustce upuścić je jeszcze na zewnątrz, ale nie, były tutaj. Były zaraz pod wieszakiem, nieopodal butów. Tak przynajmniej pamiętam przez to zamglone spojrzenie i nieopanowany, nocny świat.
Czas płynął, a ja przewijałam w głowie niejasne obrazy. Najpierw był bal, zbieranie się gości, a potem ciasta i wesołe rozmowy. Następnie przyszedł Dany. Kazał zebrać mieszkańców do tańca. Potem krew i znów Dany. A dalej? Muzyka, walc i ten tancerz. To może tyle albo resztę balu spędziłam w przytłaczającej nieświadomości mojego stanu. Nie wiem, która opcja zdaje się być lepsza.
Podniosłam wzrok na kawałek papieru, trzymany w dłoniach. To ten moment? Czy byłam na tyle świadoma, aby go przeczytać, przyswoić i pojąć jego treść? Tak sądziłam, tak też było.
Drżącymi rękoma rozłożyłam zżółkły liścik. Był napisany najpiękniejszym pismem, jakie w życiu widziałam. Ponownie, jakbym już wcześniej gdzieś je zobaczyła. Czarny atrament i jeden, fikuśny kleks. Na dole podpis, zaznaczone podwójnie: „A". Tyle tekstu, tyle pytań.

„Szanowny Kwiecie,
tęskniłem za rozkoszą twych dłoni i oczu, a gdy zobaczymy się znowu, daję słowo, iż zdecyduję się bardziej jeszcze nacieszyć ich wspaniałością. Dziękuję za to, że ponownie dałaś mi się odnaleźć na tym niesamowitym świecie. Chciałbym obiecać Ci, iż następny raz okaże się równie cudowny, lecz nie posiadam mocy obietnic wiecznych. Z Tobą wszystko jest wspaniałe. Tak jak Twe płatki i żywe liście. Pozwól, że podleję Cię wodą mojej troski i napełnię słońcem szczęścia. Nie uschnij z tęsknoty. Nie chciałbym przynosić na Twój grób kwiatów, gdyż żaden z nich nie będzie tak wspaniały, jak Ty. Żaden nie ukoi mego spokoju duszy, że dałem komuś takiemu jak Ty wystarczająco dużo.
Poczekaj jeszcze pewien czas.
Twój utęskniony,
A."

Mój utęskniony... Ah, gdybym ja tylko wiedziała kim on był i czego tak naprawdę chciał. Zacisnęłam w dłoniach kawałek papieru. Został zmięty w kulkę, lecz nie zbyt mocno, by dało się go w każdej chwili otworzyć. Lekka łza spłynęła mi z oka w kierunku warg.
Uniosłam twarz, spozierając na niewielkie mieszkanie. Czy ja naprawdę chciałam tak żyć? Czy to tego pragnęłam? A może przyszedł wreszcie ten moment, aby wziąć się w garść i zacząć wszystko jeszcze raz, lecz tym razem na mój sposób? Byłam pewna, że to nie decyzja na moment, kiedy nie potrafiłam nawet podnieść ciała z podłogi. Wszystko zdawało się nudne, jednolite i... nie takie jak chciałam. Możliwe, że tak właśnie było. Jedyne czego pragnęłam, to odnaleźć tego mężczyznę, dowiedzieć się kim był. Nadszedł czas, żebym zebrała się po wszystkim. Nie warto zaczynać życia na nowo, jeżeli tym razem nie ma wyglądać tak jak tego chcesz.
Straciłam rodzinę, lecz nie uszanowałam tego, iż inni chcą stać się nową. Nie miałam przyjaciół, ale nie dopuszczałam do siebie innych. Zniknęła moja miłość... jej nie miałam zamiaru zmieniać. Jeszcze wróci, gdy nastąpi odpowiednia chwila. Wiem, iż to on wybierze właściwy dzień, aby przyjść. To tak, jakbym od zawsze to wiedziała.
Ten list i bal, i Dany oraz chłopcy. To wszystko było i jest moją szansą na jeszcze nowszy start, niż zakładałam. Może Mafilon już mnie nie potrzebuje, ale Derion jeszcze nie wie, że mnie pragnie.
Ukradkiem zerknęłam za okno, na lampy i kamienicę na przeciw. Po co mi żyć w takim miejscu, gdy nie potrafię faktycznie się tym cieszyć? Wszystko to, co leży za granicą tego królestwa jest piękne, lecz jego powierzchnia nie wydaje się taka zła.
Nagłym ruchem otarłam oczy, tusz i wszystko to, co miałam na twarzy.
To nie takiego życia pragnę.
To nie na to się pisałam.
Zacznę od nowa.
Zupełnie od nowa...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 7 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Delving into the MoonlightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz