Adrien Santan

285 14 26
                                    

Obudziłam się. Ku mojemu zadowoleniu byłam sama. Za oknami było ciemno. Szybkim ruchem sięgnęłam po telefon leżący na stoliku. Była 3.46. Zdałam sobie sprawę że już nie zasnę. Poszłam na siłownie. Po godzinie intensywnych ćwiczeń przypomniała mi się pewna rzecz. 22 października. To właśnie dziś mija pół roku od śmierci dwóch najważniejszych dla mnie osób. Krzyknęłam z bezsilności. A potem znowu. Wstałam a potem bez namysłu zaczełam bez rękawic walić w worek treningowy. Ręce były we krwi, ale ja nie czułam bólu. Krzyczałam. Dużo. Miałam chyba coś w rodzaju ataku paniki. Chwile później do pomieszczenia weszli bliźniacy. Byli w szoku. Osunęłam się na podłogę. Chłopcy podeszli donie powoli.
- Możemy cię przynieść do pokoju? - zapytał cicho Shane. Kiwnęłam głową.
Było mi obojętnie co się ze mną stanie.
" Bracia" zanieśli mnie do sypialni Tony'ego. Nie prostestowałam. Nie miałam siły. Nie dzisiaj.
***
Od razu po przebudzeniu biegiem udałam się do łazienki. Zwróciłam całą zawartość żołądka. I to nie specjalnie.
Czasami ludzie mają gorszy dzień. Ale co jeśli mój gorszy dzień trwał już kilka miesięcy? Mówi się że po burzy zawsze wychodzi słońce. Ale burza w mojej głowie zniszczyła wszystko. Nie zostało nic. Muszę uciec. Nie bedą już dłużej wpychać we mnie jedzenia. Nigdy więcej.
- Młoda, już git? - wszedł do pokoju Tony.
No tak. Stałam w jego łazience. Nie.
- Jest okej. Coś chcesz? - sarknełam. Czy oni nie mogą dać mi chwili spokoju?
- Nic konkretnego. - warknął ewidentnie wkurzony przez ton jakim do niego powiedziałam. - Chciałem tylko powiedzieć że pięć minut temu miałaś być na śniadaniu. Zapraszamy.
Nie miałam nawet siły się z nim kłócić.
Ciągle wracały do mnie wydarzenia z nocy. Nie chciałam żeby ktoś a w szczególności moi "braciszkowie" widzieli mnie w takim stanie. Nigdy.
Kiedy przekroczyłam próg kuchni ujrzałam cztery twarze. Trzy męskie i jedną damską. I była to pieprzona Veronica Rodriguez. Dokładnie ta sama od której zwiałam. Zapowiada się wykwintne śniadanie. Nie odezwałam się słowem gdy zaczełam grzebać widelcem w talerzu. Poczułam na sobie spojrzenia świętej trójcy. - Nie dam rady...
- Spokojnie Hailie. Na razie może poprostu zgodzisz się na godzinną rozmowę na osobności, hm?
- Ja jestem zmęczona. Możemy odbyć tę rozmowę wieczorem. Chciałabym się przespać. - skłamałam. Kobieta kiwneła głową, a ja ignorując trójce poszłam do pokoju. Moja sypialnia leży na pierwszym piętrze. Nie myśląc wiele weszłam na balkon i sunełam się w dół.
***
Pov: Shane
Kłamała. Ta myśl nie dawała mi spokoju od cholernych trzech godzin kiedy to Hailie sprytnie unikneła śniadania. Postanowiłem to sprawdzić. Bez pukania szarpnąłem za klamkę. Od razu dotarło do mnie że moja mała siostra uciekła.
Pov:Hailie
Nie wiem kiedy zrobiło się ciemno. Wiem że dużo ludzi uznałoby mnie za nienormalną. Nastolatka ucieka od pieniędzy i świetlanej przyszłości. Prawda jednak jest taka że pobyt tam doprowadzał mnie do łez każdej nocy. A poprzednia tylko utwierdziła mnie w tym że podejmuje dobrą decyzję.
Poczułam fale zmęczenia. Szybszym krokiem ruszyłam w kierunku baru naprzeciwko mnie. Położyłam głowe na stoliku i zasnęłam.
Pov: Vincent
Poczułem wibrowanie telefonu. Na wyświetlaczu dostrzegłem imię mojego wspólnika.
- Tak, Adrienie?
- Zdaje się że mam twoją siostrę, Vincencie. Przyjedź do mojego baru.
- Dobrze, dziękuję.
Pov: Adrien Santan
Nie powiem, zaintrygowało mnie co taka dziewczyna robi w moim barze w środku nocy. To jeszcze dziecko. Jak widać Monetom ciężko idzie pilnowanie jej.
Postanowiłem dowiedzieć się co jest przyczyną tego zamieszania i wypytać Hailie Monet.
Pov: Hailie
Obudziłam się  wystraszona. Obok mnie siedział mężczyzna. Obcy mężczyzna.
- Kim jesteś? - warknęłam. Nie pamiętam jak się tu znalazłam. Właściwie pamiętam tylko jak uciekłam od braci.
- Spokojnie. Tak się składa że to ja powinienem zadać to pytanie zważywszy na to że jesteś u mnie, Hailie Monet. - zakcentował moje nazwisko. Idiota.
- Zawiadomiłem już twoich braci gdzie jesteś. Ale nie powiem zaciekawiło mnie co taka młoda dziewczynka robi w takim miejscu o tej porze. - powoli mnie denerwował. Nie jego pieprzona sprawa.
- Nie muszę się z niczego tłumaczyć.
- Może nie mi, ale oni na pewno zechcą się tego dowiedzieć. - wskazał reką na wchodzących do pomieszczenia pieprzonych braciszków. Cudnie
- Dziękujemy, Adrienie - odezwał się uprzejmie Will. Był zły. I to na mnie.
- Wracamy do domu - syknął chamsko Dylan. Nie mają prawa mieć pretensji. Sami sobie na to wszystko zapracowali.
- Wracamy do ... - niedjąc mu dokończyć, biegiem ruszyłam do wyjścia w kierunku ulicy. Przez całe zamieszanie w mojej głowie nie zauważyłam pędzącego samochodu.Ostatnie co zapamiętałam to Tony'ego krzyczącego minę imię.
_____________
Hej! Wracam po długiej przerwie. Ten rozdział był inny, a to dlatego że był z pomysłu -i-cornflower-, którą kocham całym serduszkiem i polecam wpaść do niej na konto i zostawić obserwacje😝
Pomysły/opinie w kom
Do następnego!


Rodzina Monet (zmyślona wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz