Ochroniarz

244 8 2
                                    

Trzy dni. Dokładnie tyle znajdowałam się w szpitalu. Przez cały ten czas moi bracia siedzieli przy mnie prawie bez przerwy.
I wtedy dotarło do mnie że choć swoją pomocą tylko pogarszali sprawę to i tak chcieli dobrze. Dlatego zgodziłam się na terapię. Dla niech. Dla niego. Tony był przy mnie najwięcej. Motywował mnie do zapisania się do specjalisty. A ja? Nie umiałam odmówić. Niestety wiedziałam że to wszystko i tak będzie kłamstwem.
*2 miesiące później
Moje rozmowy z psychologiem miały na celu zapewnić moich braci że wyszłam już z tego. I udało się. Vincent uznał że to odpowiedni moment na powrót do szkoły. Pani doktor się z tym zgodziła. Szkoda tylko że nikt nie ma pojęcia co własnie zrobili. Swoją decyzją dali mi miejsce w którym bez nadzoru schudnę i odpocznę. Kiedy pożegnałam się z Willem i wysiadłam z samochodu poczułam na sobie wzrok prawie całej szkoły. Chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Moną, ruszyłam przed sobie. Wchodząc na stołówkę przez moje ciało przeszedł nie przyjemny dreszcz. Wiedziałam że Dylan i bliźniacy dopilnują żebym zjadła swój lunch. Na dodatek w głowie ciągle odbijały mi się słowa innych. " To ta od Monetów" " Siostrzyczka elity"
Zignorowała te głosy w momencie gdy dostrzegłam Monę i rzuciłam się na nią.
Uśmiech znikł tak szybko jak się pojawił gdy dostrzegłam Dylana zmierzającego w moim kierunku. Jak miło z jego strony. Chce mi dotrzymać towarzystwa. Słodko.
- Hej, co tam Dylan? - spytałam obojętnie.
- Nic po prostu chciałem z tobą posiedzieć. Co w tym dziwnego?
Poczułam jak robi mi sie gorąco. On uważał mnie za aż taką kretynkę ?
- No niby nie, ale nie wiem czy zauważyłeś chciałam pogadać z przyjaciółką, więc  może po prostu pogadamy kiedy indziej, co? - błagam.
- Nie wymyślał. Chętnie się przyłącze, nie masz nic przeciwko, prawda? - zwrócił się do mojej przyjaciółki. Gdyby wzrok mógł zabijać Mona z pewnością leżała by martwa. Kiwnęła tylko głową. Posłałam jej mordercze spojrzenie. W myślach już przygotowywałam wiązankę przekleństw. Nie było opcji żebym zjadła jakie kolwiek jedzenie.
- Ale ja mam! Do cholery !W domu nie mam ani minuty dla siebie bo ciągle mnie sprawdzacie. - warknęłam podnosząc się z miejsca. Kretyn.
- Idź już na lekcje. Ja niedługo wrócę.
Mona nic nie mówiąc wykonała moją prośbę. Rano święta trójca nadzorowała czy aby napewno zjem całe śniadanie. W domu zwrócenie go było by zbyt ryzykowne dlatego postanowiłam wykorzystywać mój powrót do szkoły jako miejsce do zrzucania kilogramów.
Szybkim ruchem wępchnęłam palce do gardła. Usłyszałam dzwonek. Powolnym krokiem poszłam w kierunku sali w której odbywały się lekcje matematyki.
Nauka nigdy nie była moją mocną stroną dlatego nie zdziwiłam się gdy dostałam 1 że sprawdzianu. Była to moja ostatnia lekcja więc po pożegnaniu z przyjaciółką wyszłam przed szkole czekając na bliźniaki. Brzuch bolał mnie je miłosiernie. Domyślam się że to od nie jedzenia. Musze wytrzymać. Jeśli chce schudnąć muszę wytrzymać. Nie posyłając chłopcom spojrzenia, bez słowa wsiadłam do środka.
- Hej młoda
- Hej - nie siliłam się już nawet na miły ton. Byłam nie mal pewna że Dylan zdążył ich poinformować o sytuacji na stołówce. Szczerze mówiąc mam to w dupie. Zmyśle coś i będzie git. Musi być.
- Dziadek Vince chce żebyś przyszła do gabinetu jak zjesz obiad. Coś odwaliłaś?
- Nic, nieważne - mruknęłam wymijająco.
Sekundę później zatrzymaliśmy się pod domem. Nadal miałam nadzieję że nie będę musiała kłamać a bracia  zapomną i tym że mam zjeść. Niestety jak już nie raz zdążyłam się przekonać nadzieja matką głupich. Ledwo przekroczyłam próg przedpokoju a odezwał się Tony.
- Chodź zaraz obiad - powiedział patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem.
- Dostałam okres i strasznie boli mnie brzuch. Mogę po prostu pójść do Vincenta, a na obiad zejdę później, okej?
Ten po zastanowieniu pokiwał głową.
Zadowolona stanęłam przed drzwiami gabinetu. Zapukałam i chwilę później zajmowałam miejsce na przeciwko brata.
- Dzień dobry, droga Hailie. Jak powrót do szkoły? - To na pozór zwykłe pytanie.
Ale ja już wiedziałam. On już wiedział.
I chciał to usłyszeć ode mnie.
- Cześć, tak tylko pokłóciłam się z Dylanem. Nic takiego i dzięki że pytasz.
- Według Dylana zdenerwowana wyszłaś i w końcu nic nie zjadłaś. Rozumiem że to może być męczące, ale musisz zrozumieć że nie jestem w stanie przewidzieć czy naprawdę jesz i czy tego nie zwracasz. Uwierz że długo nad tym myślałem i podzisiejszej sytuacji doszedłem do wniosku że będziesz miała ochroniarza. Chyba żarty. Nie ma opcji.
- Że co proszę? Nie ma takiej opcji.
- Decyzja nie należy do ciebie, Hailie.
- I po co to? Żeby mnie kurwa kontrolować!? - krzyknęłam. Po moim trupie. Nie po to wróciłam do tej budy żeby jakiś ochroniarz popsuł moje plany.
- Słownictwo. Nie możesz z tym nic zrobić. Jedynie proszę żebyś postarała się zrozumieć że to dla twojego dobra. Idź proszę zjedz obiad. - powiedział lodowato. Był zły. Fajnie bo ja bardziej.
- Mam okres i strasznie boli mnie brzuch. Nie mam apetytu dlatego nie zjadłam na stołówce. - kłamałam świadoma konsekwencji gdy bracia zorientują się jak to jest naprawdę. Schudnę gdy się postaram. Musze kłamać żeby się udało.
- Dobrze. Jednak na kolacji cię widzę.
I żeby było jasne nie życzę sobie takiego zachowania. Nie jesteś odpowiednią osobą do kwestionowania moich decyzji.
Jedno wiedziałam napewno. Nie mogłam pozwolić sobie na zjedzenie posiłku.
___________
Hej
Piszę ten rozdział w zupełnie inny sposób niż miałam w planach.
Jak coś jeśli wyda wam się że Hailie się zmieniła w stosunku do braci to od razu mówie że: NIE
Ps. Nadal pamiętam o waszych pomysłach. Papa!

Rodzina Monet (zmyślona wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz